Stoliki o opływowym kształcie blatu, fotele obite zieloną tkaniną, zasłony w duże kwiaty - pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków kojarzy takie wnętrza z mieszkaniami swoich dziadków. Meble tego typu w czasach swojej świetności były ozdobą domu, później popadały w niełaskę i lądowały na śmietniku. Okazuje się, że moda wraca nie tylko w ubiorach, ale i wyposażeniu wnętrz. To, co pokolenie rodziców i dziadków uważało za wspomnienie epoki PRL, ich dzieci traktują jako przykład świetnego designu i sposób na nietypowe urządzenie swojego mieszkania. Zwłaszcza, że takie meble pasują idealnie do małych pomieszczeń.
Osiedlowe śmietniki są często odwiedzane przez poszukiwaczy skarbów. Jedni szukają w nich puszek i surowców wtórnych. Inni przekopują składy śmieci w poszukiwaniu designerskich unikatów. Na śmietniki trafiają bowiem często wyjątkowe meble i elementy wyposażenia wnętrz. Wystarczy wprawne oko, odrobina samozaparcia i przełamanie oporu przed wizytą w takim miejscu, a połów meblowych perełek może okazać się sukcesem. Zwłaszcza, że we wnętrzarstwie zapanowała moda na projekty z lat 50. i 60.
Projektantka wnętrz Małgorzata Łukasiewicz-Tyczyńska bez skrępowania przyznaje, że sprzętów domowego użytku szuka tam, gdzie inni postanowili się go pozbyć. - Mam całe mnóstwo mebli ze śmietnika - przyznaje. Swoje mieszkanie umeblowała więc starymi fotelami, stolikami i szafkami, które po odnowieniu zyskały nowe życie i nabrały wyjątkowego charakteru. W podobnym celu do osiedlowych śmietników ruszają młodzi projektanci i miłośnicy dobrego designu, którzy chcą urządzić swoje mieszkania w oryginalnym stylu. Myszkowanie w kontenerach w poszukiwaniu nietypowych foteli czy szafek stało się nawet modą. Poszukiwacze meblowych perełek obserwują miejsca, gdzie można natrafić na upragnione egzemplarze, informują się, gdzie pojawiło się coś nowego.
Dużym wzięciem cieszą się śmietniki w dzielnicach zamieszkanych w większości przez starszych ludzi. Czasem trafiają się całe komplety lub pełne umeblowanie mieszkania. - Zdarzają się przypadki, że starsza osoba umiera lub wyprowadza się do rodziny. Nie wiadomo wtedy, co zrobić z meblami. Bliscy takiej osoby chcą się pozbyć rupieci, więc wyrzucają je na śmietnik - tłumaczy projektantka.
Ładne i mieści się w małym "M"
Moda na meble "po babci" okazała się więc niezłym interesem. Coraz więcej sklepów zbiera lub skupuje używane akcesoria, by potem sprzedać je w swoim salonie. Warszawski sklep Reset ma w swojej ofercie meble recyklingowane. Dominuje stylistyka z lat 50. i 60., bo jak zapewnia Maria Pokora, pracownica salonu, takie projekty cieszą się aktualnie największym wzięciem. - Większość tych projektów pasuje do małych wnętrz. Głównie dlatego, że wcześniej służyły one ludziom mieszkającym w małych, PRL-owskich mieszkankach - mówi. Dlatego najczęściej kupują je młodzi ludzie, którzy dopiero wyposażają swoje pierwsze mieszkanie. Klienci to zwykle trzydziestolatkowie, którzy mają dobre wyczucie stylu i poszukują czegoś niestandardowego. Nie stać ich jeszcze na duży apartament, więc kupują meble mieszczące się w ich małym "M". Młodzi klienci zwykle zachwycają się prostotą i urodą projektów sprzed prawie pół wieku. Doceniają bowiem ich artystyczną wartość. Pokora przyznaje jednak, że starsi klienci z niechęcią obserwują modę na meble z tego okresu. - Rodzice naszych klientów kręcą nosem. Im po prostu takie meble źle się kojarzą - dodaje.
Podobne zjawisko zauważa Małgorzata Łukasiewicz-Tyczyńska. - Moja mama jest zdziwiona, że podobają mi się takie meble. W naszym domu było ich sporo, dlatego ona kojarzy je z epoką PRL - tłumaczy. Jej zdaniem moda na wzornictwo z tego okresu wynika z sentymentu dzisiejszych trzydziestolatków do czasów dzieciństwa. Wielu z nich zapamiętało bowiem takie wnętrza z własnych domów lub chociażby wizyt u dziadków.
Ich rodzice na te same projekty utyskiwali i kojarzyli ich socjalistyczną nudą i monotonią. Tymczasem prace polskich projektantów w lat 50. wyróżniała dobra jakość i wzornictwo na światowym poziomie. Projekty spółdzielni ŁAD, która wznowiła działalność po II wojnie światowej wyróżniały się funkcjonalnością, ale też oryginalnymi jak na tamte czasy rozwiązaniami. Pracom projektantów ŁAD-u poświęcono wystawę w warszawskim Muzeum Narodowym. Ekspozycja "Chcemy być nowocześni" przedstawiała meble i przedmioty codziennego użytku, które zrywały z siermiężną, socrealistyczną stylistyka, odwoływały się do sztuki abstrakcyjnej i motywów roślinnych. Projektanci łączyli drewno i fornir z welurem lub skórą. W projektach dominowały zieleń i odcienie brązu.
- Lata 50. i 60. to był najlepszy okres we wnętrzarstwie. Kolejne dekady tamte rozwiązania tylko nieudolnie naśladowały - twierdzi Łukasiewicz-Tyczyńska. Według niej tworzyli wówczas najlepsi projektanci, a ich prace nie były jeszcze powielane na masową skalę. Dlatego projekty wciąż zachowują swój unikatowy charakter. W latach 70. projektanci wykorzystywali takie materiały jak sklejka czy tworzywa sztuczne, dlatego meble z tamtych lat nie były trwałe i niewiele z nich przetrwało do dzisiaj. - Lata 50. i 60. to był okres, w którym jeszcze robiło się unikatowe projekty. Później było tylko gorzej - przekonuje projektantka.
"Wracamy do korzeni"
Dlatego młodzi ludzie dziś tak bardzo fascynują się projektami z tamtych lat. Czułym okiem spoglądają więc na komplet foteli czy szafę po babci. W tych samych przedmiotach ich rodzice widzą rupiecie, które najchętniej wyrzuciliby na śmietnik. Oni bowiem zachwycają się stylistyką art deco lub projektami w stylu Ludwika XVI. Takie meble są dla nich synonimem dobrego stylu.
Modę na stylistykę sprzed 50 lat zauważyła także Ikea. Najnowsza kolekcja "Stockholm" prawie w całości utrzymana jest w takim klimacie i łączy nowoczesność z tradycyjnym wzornictwem. W kolorach dominuje zieleń, głęboki brąz i fiolet. Obicia foteli mają organiczne wzory, poduszki obite są tkaniną w paprocie lub z motywem żurawi. - Uważamy, że to klasyka designu, ponadczasowe wzornictwo, które zawsze będzie w modzie. Prawdziwe piękno kolekcji "Stockholm" tkwi w zdolności łączenia się z meblami, które już mamy w domu, tworząc osobistą i eklektyczną mieszankę stylów - tłumaczy Małgorzata Jezierska z firmy Ikea. Przekonuje, że przy tworzeniu tej kolekcji Ikea postawiła na "doskonałe rzemiosło", a więc dobre materiały, prostotę, czyste linie, harmonijne proporcje oraz funkcjonalność mebli.
Małgorzata Łukasiewicz-Tyczyńska w modzie na design z tego okresu widzi nie tylko zamiłowanie do dobrej estetyki, ale i mechanizm psychologiczny, któremu podlega pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków. - Nasze pierwsze mieszkanie urządzamy zwykle zupełnie inaczej niż dom naszych rodziców. Dopiero drugie i trzecie czerpie z tego, co jednak zapamiętaliśmy. Po prostu wracamy do korzeni - przekonuje