- Byli współwinni temu gwałtowi - tak o brutalnej napaści na parę Szwajcarów mówią indyjskie władze. Słowa, za które w Europie czekałby ostracyzm nikogo nie dziwią jednak w kraju, gdzie kobieta pada ofiarą gwałtu co 20 minut. Zaskoczony nie jest też seksuolog, dr. Andrzej Depko, który przyznaje, zapominając o różnicach obyczajowych, rzeczywiście można sprowadzić na siebie niebezpieczeństwo. - Europejka, która nie zachowa ostrożności na Bronxie w Nowym Jorku, również może narazić się na gwałt - ostrzega.
Kilka miesięcy temu cały świat żył brutalnym zbiorowym gwałtem, którego ofiarą padła młoda hinduska studentka. Dziś podobne współczucie i oburzenie wywołuje historia 39-letniej Szwajcarki, na której gwałtu kilka dni temu również dokonała grupa Hindusów. Podobnie jak chłopak 23-letniej studentki, tak i teraz mąż szwajcarskiej turystki nie miał szans obronić jej przed oprawcami. Pobili go i kazali patrzeć, jak gwałcona jest jego ukochana. Wymarzone wakacje zamieniły się w najgorszy koszmar, którego oboje nie zapomną do końca życia. Po wszystkim od indyjskich władz i policji usłyszeli, że... są współwinni temu dramatowi. - Turyści byli w złym miejscu o złym czasie - skomentował to inspektor Avnesh Kumar Budholiyaz z indyjskiej policji. Dając też do zrozumienia, że styl bycia i ubierania się przybyszów z Zachodu jest dla gwałcicieli pewnym wytłumaczeniem.
- To typowe dla wszystkich przypadków takich zdarzeń w Indiach - komentuje stanowisko władz socjolog Neerji Ahlawat z uniwersytetu w Hiarianie na łamach brytyjskiego dziennika "The Independent". - Policja nie chce brać odpowiedzialności. Obwinia ciemność i noszone przez kobiety ubrania. Wszystko, co pozwoli policjantom uniknąć odpowiedzialności - mówi stanowczo socjolożka. Bo w Indiach gwałty to od lat codzienność. Tamtejszemu społeczeństwu nigdy nie były bliskie europejskie standardy dotyczące równouprawnienia i szacunku wobec kobiet, ale ostatnimi czasy obyczaje wielu Hindusów uległy jeszcze większemu - w naszych oczach - zdziczeniu. Wbrew zapewnieniom biur podróży, które po głośnym gwałcie na studentce podkreślały, że w Indiach to przypadki jednostkowe i nie dotykają one obcokrajowców, rzeczywistość wygląda tak, że w Indiach jakaś kobieta ulega gwałtowi co 20 minut.
Jak na wojnie...
Co roku ten dramat przeżywa zatem co najmniej średniej wielkości miasto. Wygląda to gorzej, niż na wojnie na Bałkanach, gdzie gwałt służył zwaśnionym stronom za równie dobrą broń, co czołgi i artyleria. Tę samą taktykę stosują dziś także żołnierze-oprawcy walczący w syryjskiej wojnie domowej. W Indiach panuje pokój, wielu widzi je jako raj na Ziemi, a tymczasem kobietę może spotkać tam równie wiele złego. Wielu komentatorów twierdzi, że to wszystko za sprawą zderzenia zmian cywilizacyjnych z inną smutną rzeczywistością Półwyspu Indyjskiego. Choć w większości, szczególnie silnie zaludnionych państw, w społeczeństwie nieliczną przewagę liczebną mają kobiety, w Indiach 54 proc. obywateli to mężczyźni. Nie wynika to z wyjątkowości genetycznej Hindusów, a wielowiekowego przyzwolenia na mordowanie niemowląt płci żeńskiej. Na indyjskiej prowincji do dziś żyje się w przekonaniu, że kobieta na niewiele przyda się w przyszłości rodzinie. Zmiany cywilizacyjne w tym zakresie przyniosły jedynie upowszechnienie badań prenatalnych i aborcji, którą podejmuje się po poznaniu płci dziecka.
Przed siłą zmaskulinizowanego społeczeństwa Hinduski mają chronić specjalne kobiece kasty i tworzenie zupełnie odrębnej infrastruktury. Kobiety w Indiach jeżdżą zatem w odrębnych przedziałach pociągów, w urzędach mają sale i kolejki, w których nikt ich nie atakuje, zamknięte przed mężczyznami restauracje, kluby, kina etc. I to wszystko głównie po to, by kobietom oszczędzić molestowania i poniżania. Bo przemoc wobec nich to najczęściej przemoc na tle seksualnym. Gdyby do i tak zatrważających statystyk gwałtów dodać przypadki molestowania w europejskim rozumieniu tego terminu, okazałoby się zapewne, że tego typu przestępstwa popełniane są częściej niż raz na minutę. A sposób indyjskich władz na poprawę sytuacji kobiet tylko ją pogarsza. Nikt nie przykłada się bowiem do zmiany mentalności mężczyzn, których agresja tylko rośnie. Myślenie to świetnie potwierdzają bulwersujące słowa inspektora Budholiyaza.
Bulwersujących dla nas, Europejczyków. Ani w Indiach, ani w żadnym innym obyczajowo regionie to oburzenie nie zrobi jednak szybko wielkiego wrażenia. Władze Szwajcarii mogłyby interweniować w sprawie opinii indyjskiej policji na temat przyczyn gwałtu na ich obywatelach, ale jak tłumaczy seksuolog dr Andrzej Depko, w żaden sposób nie poprawi to bezpieczeństwa innych turystów ze Starego Kontynentu, ani nie zmieni podejścia do seksualności tam, gdzie rządzi nią przemoc. By podróż do dalekich krajów zapamiętać tylko jako spełnienie marzeń, naprawdę lepiej zapomnieć o zasadach, którymi żyjemy na co dzień i po prostu na siebie uważać.
Współwina, czyli nieroztropność
- Zawsze musimy pamiętać, że seksualność jest uwarunkowana kulturowo. O tym, że wciąż istnieją kultury, w których patriarchalne zachowania mężczyzn wiążą się też z przyzwoleniem na wzięcie kobiety siłą. Zatem jeżeli udajemy się do dalekiego od naszej kultury kraju musimy pamiętać, że niektóre zachowania traktowane w naszej ojczyźnie ocenianie jako normalne, w innych miejscach świata rzeczywiście mogą być traktowane jako prowokujące do określonych zachowań. Dlatego zapominanie o dostosowaniu się do różnic kulturowych rzeczywiście może się często zakończyć tragicznie - ostrzega seksuolog.
Dr Andrzej Depko podkreśla również, że ostrożność w przypadku obyczajów, seksualności należy zachowywać nie tylko podróżując do Indii, czy innych krajów Azji, w których panują podobne obyczaje. Seksuolog przypomina, że kilka lat temu dramatycznie zakończyła się także podróż pewnej polskiej pary do Peru. Peruwiańczycy nie tylko zgwałcili kobietę, ale po zaspokojeniu żądzy postanowili zamordować oboje Polaków. Jednocześnie dr Depko wyjaśnia, że tego typu podejście do obyczajowego bezpieczeństwa nie musi wiązać się z przyzwoleniem na przemoc wobec kobiet, na którą przymyka się oko, albo sankcjonuje w wielu krajach. Walczyć o zmiany jednak lepiej z bezpiecznego miejsca, a w innych realiach kulturowych nie można wierzyć, że chroni nas swego rodzaju immunitet. To niezwykle ważne właśnie w przypadku obyczajowości seksualnej.
- Każdy człowiek jest odpowiedzialny za siebie. Jeżeli wybieramy się w podróż do innego obszaru kulturowego powinniśmy myśleć o naszej obyczajowości podobnie, jak o konieczności zaszczepienia się, bo panuje tam inne środowisko biologiczne. Każdy sprawdza przed podróżą, na jakie choroby może się narazić, jak ich uniknąć. Dlatego trzeba także przed wyjazdem poznać pewną obyczajowość, która tam panuje. Tak, by i w tym przypadku mieć pewność, że nic nam nie zagraża - sugeruje specjalista. - Każdy kraj poza Europą może okazać się na tle obyczajowości seksualnej niebezpieczny. Wszędzie panują bowiem inne uwarunkowania. Europejka, która nie zachowa takiej ostrożności na Bronxie w Nowym Jorku, również może narazić się na gwałt - podsumowuje dr Depko.