– Wie pani, jaki jest u nas fenomen? To, że święcenie pokarmów dla wielu jest o wiele ważniejsze niż same Święta. Mam takich parafian, którzy na święceniu są zawsze, ale w Święta w kościele nie ma ich nigdy. Bo dla nich poświęcić pokarmy to jest największa świętość – ironizuje ksiądz dużej parafii na Mazowszu. Słyszymy też o koszyczkach. I o palmach wielkanocnych. – Widziałem, że ktoś wsadził uszy zająca w palmę. No ręce opadają. Te kolorowe palmy żadnej palmy nie przypominają – mówi. Oto Wielkanoc XXI wieku. Tak widzą ją księża.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Proboszcz jednej z parafii w centralnej Polsce ma taką myśl o zbliżającej się Wielkanocy i zachowaniu wiernych:
– Komercja. Sprowadzanie świąt tylko do tego, żeby spotkać się z rodziną, zjeść obiad, poplotkować, popolitykować i na tym koniec – mówi.
Obserwuje też pewną prawidłowość, jak w tym okresie rośnie zainteresowanie ludzi Kościołem. A właściwie kościołem.
– Im bliżej świąt, tym więcej ludzi w kościele. W pierwszą niedzielę Wielkiego Postu jest mało, w drugą ciut więcej, w trzecią jeszcze więcej.... A w Wielką Niedzielę są tłumy. Podczas procesji rezurekcyjnej dookoła kościoła jest tyle ludzi, że wszyscy się nie mieszczą i początek procesji styka się z końcem. W poniedziałek jest już mniej. A za tydzień w niedzielę jeszcze mniej – mówi.
Ci, co przychodzą tylko w święta, podobno bardzo rzucają się w oczy. Ksiądz mówi, że z ambony od razu ich pozna.
– Oczywiście, że tak. Przyjdą, postoją, popatrzą, coś rzucą na tacę i pójdą do domu. Nie widać po nich przeżywania. Są, bo są. Po prostu przyszli, bo są święta i trzeba iść do kościoła, bo w ich rodzinie się chodziło. Nie bardzo wiedzą, gdzie i po co, ale idą, bo nawet jeśli w ciągu roku nie chodzą, to w święta wypada. Nasza polska religijność jest płytka i tradycyjna – dzieli się refleksjami.
– Ja to widzę, ale co możemy z tym zrobić? Czasem w homilii zwracam na to uwagę, ale nie żeby krzyczeć, bo to nic nie daje – dodaje.
W Żninie księża publicznie zbesztali jednak wiernych za amoralną postawę, "która stanowi ogromne zgorszenie dla wszystkich wierzących". Wybuchła burza na całą Polskę, sprawa podzieliła też duchownych. Przypomnijmy, poszło o to, że w czasie Wielkiego Postu ludzie bawią się i organizują dyskoteki.
– Takie imprezy spłycają przeżywanie Wielkiego Postu – komentuje nasz rozmówca.
"Święcenie pokarmów ważniejsze niż święta"
Krytykujemy księży za to, co powiedzą z ambony. Gdy zajmują się polityką, aborcją, LGBT i innymi sprawami zahaczającymi o światopogląd. A oto jak oni widzą nasze zachowanie przed najważniejszymi świętami Kościoła katolickiego w roku. Co ich drażni? Razi? Przeszkadza? Rzuca się w oczy?
– To, że dla wielu ludzi najważniejsze jest przyniesienie pokarmu do święcenia i poświęcenie go. Wielka Sobota jest o wiele ważniejsza niż przeżycie pierwszego dnia świąt. To jest przedziwne, takie dziecięce. Jak folklor, zabawa. Same koszyczki są tradycyjne, ale najczęściej w wykonaniu dzieci, też przyjmują dziś taką formę zabawową. Są kolorowe, pełno na nich jakichś naklejanek, są jajka z czekolady, które się roztopią, gdy będzie ciepło. To spłyca te święta – reaguje proboszcz z parafii niedaleko Warszawy.
Wspomina też palmy w Niedzielę Palmową.... – Te kolorowe żadnej palmy nie przypominają. Widziałem np., że ktoś wsadził uszy zająca w palmę. No ręce opadają – ocenia.
A także ogólnie młodych rodziców z dziećmi.... – Tu jest problem z zachowaniem. Dzieci przeszkadzają, biegają, krzyczą, płaczą. Jak to dzieci. A rodzice nie wiedzą, co z tym zrobić. Czasem razem z nimi biegają, czasem uciszają, ale przeszkadzają pozostałym wiernym. Wydaje mi się, że kiedyś tak nie było – mówi.
Oraz brak przeżywania, wewnętrznego, duchowego świąt.... – Jeżeli tego nie ma, to jest tylko oprawa. Tak jak ci, co idą do ślubu i całą uwagę przykładają do sukni i garnituru. Widać to też na komunii świętej. To jest dopiero ból! – reaguje.
Nie ukrywa emocji.
– To jest dla mnie smutne i bolesne. Ja czasem choruję, po nocach nie śpię, kiedy to wszystko sprowadza się tylko do tego, żeby odbyła się uroczystość, żeby przyjechali goście, zostawili prezenty, pojechali i po komunii. Jakie to jest smutne, kiedy ludzie nie rozumieją istoty rzeczy. To po co ta komunia święta jest? Żeby zgarnąć prezenty? To jest pomieszane z poplątanym, wszystko stoi na głowie – słyszymy.
– A teraz, przed Świętami, wiem, że przyjdą do kościoła, spotkają się z rodziną, zaliczą to i niewiele wniesie to w ich życie. Szkoda – dodaje jeszcze.
"Nie można uszanować 40 dni postu?"
Oczywiście, nie da się tego uogólnić. Inny jest obraz na wsi, inny w mieście, inny w różnych regionach kraju, inny w każdej parafii.
Na Podhalu słyszymy, że w tym roku Wielki Post jest wręcz wyjątkowy, tyle ludzi uczestniczyło w nabożeństwach, w rekolekcjach i w spowiedzi. – Byłem zaskoczony pozytywnie. Nie mógłbym powiedzieć, że jest coś, co mogłoby mnie denerwować. Ludzie sami się włączają. Kiedyś trzeba było dzwonić, prosić. Teraz sami przychodzą, sami proponują pomoc – mówi nam ksiądz spod Zakopanego.
Proboszcz spod Radomia również od razu zastrzega, że ma pozytywne doświadczenia, a w tym roku nawet więcej parafian było u spowiedzi.
– 30 proc. wiernych, którzy chodzą do kościoła, wie, po co przychodzi. Oni przeżywają, proszą, żeby uruchomić kamerę, bo starsi chcą oglądać online. Natomiast reszta jest bardziej obojętna. Nieraz przesadzają tylko ze strojem, zapominając, że idą kościoła, a nie na pokaz mody. Jak zrobi się ciepło, to gdy idą ze święconką, czasem myślę, że jest pewien niedobór stroju do rangi święta. Ale to sporadyczne przypadki – mówi.
Żadnych złych doświadczeń nie ma. Ale obrusza się, gdy wspominamy organizowanie imprez, dyskotek czy hucznych 18. urodzin, co w czasie Wielkiego Postu nie powinno mieć miejsca.
– Wiem, że takie imprezy są organizowane i to jest przykre. Cały rok jest na to, a muszą zrobić je w Wielkim Poście? Nie można uszanować 40 dni postu? To trochę bulwersujące. Jeśli ktoś ma np. 18-tkę w Wielkim Poście, można zrobić obiad dla rodziny, ale nie urządzać dyskoteki. Huczną imprezę można zrobić potem. W czym to przeszkadza? – reaguje.
Ale to Wielka Sobota i święcenie pokarmów chyba najczęściej przewija się w rozmowach.
– Wie pani, jaki jest u nas fenomen? To, że święcenie pokarmów dla wielu jest o wiele ważniejsze niż same Święta. Mam takich parafian, którzy na święceniu są zawsze, ale w Święta w kościele nie ma ich nigdy. Bo dla nich poświęcić pokarmy to jest największa świętość. To jest 100-procentowa obserwacja – mówi inny z proboszczów.
Jak się okazuje, widać to również wśród Polaków za granicą.
"Przychodzą jak do punktu usługowego, żeby wodą święconą pokropić koszyczek "
Ks. Paweł Bortkiewicz, moralista, członek Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej, znany publicysta Radia Maryja i Telewizji Trwam, ma wielkanocne obserwacje z parafii w Niemczech, gdzie przebywa.
– Jesteśmy dosłownie zmuszani do zamykania kościoła i blokowania drzwi, żeby umożliwić grupom wiernych, a właściwie przybyszów, którzy przybywają ze względu na tradycję, udział w tych obrzędach. Przybywa wtedy nieprawdopodobnie wielka liczba Polaków, która wyłania się z zakamarków całorocznej nieobecności, by uczestniczyć w tym obrzędzie. Mój przyjaciel nazywa to ósmym sakramentem, który jest najczęściej wykorzystywany przez Polaków – mówi na Temat.
Nie razi go, że widać ich tylko wtedy?
– Oczywiście, że tak. Ci ludzie przychodzą jak do punktu usługowego, żeby tylko pokropić wodą święconą koszyczek i natychmiast wybywać. Ale od pewnego czasu próbujemy to wykorzystać. Organizujemy im mini rekolekcje. Jest krótka nauka, odmawianie koronki do miłosierdzia bożego. I kiedy ci ludzie przechodzą już – powiem brutalnie – różne fale stanów emocjonalnych, dopiero na zakończenie dokonuje się poświęcenie, na które czekają – opowiada.
Przyznaje – ludzie się irytują, bo muszą czekać.
– Ale jeżeli nie chcą czekać, mogą wyjść. Tylko wtedy cały trud drogi będzie zmarnowany. Dla nas to też okazja, żeby rozdać im informacje o parafii, żeby do nich dotrzeć. Być może jakaś część z nich wróci potem do Kościoła – mówi.
Ale zaznacza: – Oczywiście nie chodzi o wszystkich. Jest grupa wiernych, która normalnie korzysta z posługi duszpasterskiej i traktuje poświęcenie pokarmu jako element wpisany w tradycję, ale nie najistotniejszy. Natomiast znaczna część osób przybywa jak jakieś podbicie legitymacji przynależności do tradycji i Kościoła. Oczywiście legitymacji bardzo iluzorycznej.
"Oczywiście, są zachowania, które mogą razić"
Ks. Bortkiewicz nie chce jednak wpadać w skrajny pesymizm. Mówi o dużym udziale ludzi w rekolekcjach i w spowiedzi i uważa, że to są wydarzenia, które napawają pewnym optymizmem. Nie chce też gromić i krytykować, tylko mówić o sensie tego czasu. Ale jednocześnie także zwraca uwagę na Wielki Post.
Bo tu widać cywilizacyjno-religijną zmianę.
– Oczywiście, są zachowania, które mogą razić. Które są wpisane w pewną komercjalizację naszej rzeczywistości. Na pewno zanika wymiar ciszy, postu, w tradycyjnym wymiarze. To moim zdaniem jeden z głównych mankamentów. Wydaje mi się, że my też w jakimś stopniu odpuszczamy ten wymiar, co jest złe, błędne. Ale jakby ulegamy presji czasu, co nie powinno mieć miejsca. Wielki Post zachowuje swój charakter i swoją specyfikę, poprzez wymiar pokutny, wyciszenia, który jest elementem charakterystycznym – mówi.
Patrząc na społeczeństwo XXI wieku, ono już jednak chyba tego nie chce. – Tak, ale to nie zmienia faktu, że nasza natura tego potrzebuje. Może kultura nie, ale natura tak – uważa.