– Tego dnia nie zostanie położonych wiele płytek w Oslo – wypalił norweski skoczek narciarski Anders Jacobsen, nawiązując do radości norweskiej Polonii po zwycięstwie Piotra Żyły. Obraził Polaków? Nie, po prostu odsłonił kawałek wizerunku, jakiego rodacy dorobili się w Norwegii.
"Dowcip Norwega zirytował wielu polskich emigrantów pracujących w Skandynawii" – ogłosił "Super Express" w reakcji na wypowiedź Jacobsena. W komentarzach celnie zwrócono jednak uwagę, że nie ma na co się obrażać, bo większość Polaków wyjeżdżających do Norwegii rzeczywiście pracuje fizycznie, a ocena polskich emigrantów w wykonaniu norweskiego skoczka była zdecydowanie wersją "light". Mógł przecież nazwać ich pijakami i awanturnikami – to dopiero byłoby kontrowersyjne, a co gorsza, przynajmniej w części prawdziwe….
Dane z 2012 roku wskazują, że w Norwegii mieszka niewiele ponad 70 tys. Polaków. To na papierze, ale według nieoficjalnych szacunków jest ich nawet dwukrotnie więcej. W kraju liczącym około pięciu milionów mieszkańców stanowią najliczniejszą mniejszość.
– Dopiero w 2007 roku Norwegia pojawiła się na mapie polskiej emigracji. Dlaczego? Okazało się, że mimo iż nie należy do Unii Europejskiej, ma bardzo duże zapotrzebowanie na pracę i nie jest skażona uprzedzeniami kulturowymi. Za moich czasów studenci wyjeżdżali tam na truskawki. Teraz to wróciło i zdecydowanie się rozszerzyło, głównie na przemysł stoczniowy, rybołówstwo czy prace związane z budową i wykończeniem domów – tłumaczy w rozmowie z naTemat prof. Krystyna Iglicka, demograf z Centrum Studiów Międzynarodowych.
Problem tym, że coraz większa popularność Norwegii jako kierunku emigracji nie przekłada się na pozytywny wizerunek Polaków i na to, jak intensywnie się tam integrują. Wręcz przeciwnie.
Łysa głowa "fryzurą narodową"
Dorota, 29-latka z Warszawy, przez kilka lat studiowała i pracowała w Norwegii. Pytana o wizerunek naszych rodaków długo się nie zastanawia. – Polaków kojarzy się przede wszystkim z facetami: łyse głowy, mało przyjemna twarz, recydywa, karki, dres, ewentualnie skóra, dziwny sposób chodzenia, czyli taki specyficzny lans. A jeśli nie łyse głowy, to przynajmniej wąsy – mówi. Jak wspomina, znajoma Norweżka, która pierwszy raz przyjechała do Polski, była zdziwiona, że mężczyźni mają tutaj takie modne fryzury: – Myślała, że łysa głowa, ewentualnie jeżyk, to fryzura niemalże narodowa.
Podobne przemyślenia ma Krzysztof, który przez cały okres studiów jeździł na wakacje do Oslo, by malować domy. – Norwegowie raczej mają nas za chlejusów. Zresztą Polacy, których obserwowałem w Oslo, dali się poznać właśnie z takiej strony. Sami sobie zapracowali na taki wizerunek – stwierdza.
– Pracowałem kiedyś w firmie pewnego Norwega, która zatrudniała 10 osób z Kamienia Pomorskiego. Wśród nich był człowiek, którego uznałbym za takiego klasycznego Polaka w Norwegii. Oprócz tego, że oczywiście pił, nie znał norweskiego, a po angielsku mówił mniej więcej tak: "You know kur**, Where is my brush kur**". Nie dziwię się, że polskie przekleństwa znają tam teraz wszyscy.
"Czy Polacy to lenie i pasożyty"
Marta Tomczyk-Maryon, Polka mieszkająca w Norwegii, pewnie podpisałaby się pod tymi opiniami. Na swoim blogu w serwisie nPortal.no opisała wrażenia z kursu, jaki odbyła w tamtejszym urzędzie pracy. Tytuł artykułu: "Czy Polacy to lenie i pasożyty?",
Jak pisze Tomczyk-Maryon, średnia długość pobytu pozostałych kursantów wahała się między 4-5 lat, a jednak żaden nie miał ochoty uczyć się języka, mimo iż część ma dzieci, które chodzą do norweskiej szkoły. "Sporo z tych ludzi, zamierza wrócić do Polski, a stanie się to zapewne wtedy, gdy skończą się norweskie pieniądze. Ale dopóki są, 'dopóki dają, należy wykorzystać do końca', do bólu. Jakby tego mało, większość z tych ludzi zostawiła w Polsce domy, mieszkania, nieźle prosperujące interesy. Pierwszy raz, odkąd wyemigrowałam, pomyślałam, że istnieją podstawy do tego, aby wielu Norwegów nie darzyło nas sympatią" – zaznacza.
Winna władza?
O problemie ze stereotypami i integracją Polaków mieszkających w Norwegii nie mówi się wyłącznie po cichu. Kilka tygodni temu Edith Stilo, prezes Klubu Polskiego w Norwegii na łamach jednego z norweskich portali poskarżyła się na władze. "Nie zrobiły nic w celu zintegrowania się społeczeństwa z Polakami. Wielu z nich nie mówi po norwesku, mimo że w Norwegii mieszka od ośmiu lat. Osoby te wpadają w błędne koło i mają problemy psychospołeczne" – stwierdziła.
Jak wskazuje jednak Łukasz Kędzierski, dziennikarz portalu dostarczającego wiadomości z Norwegii, wina leży raczej po drugiej stronie. "Ponoszą ją osoby, którym język ten wcale do niczego nie jest potrzebny, więc się go nie uczą. Też pracodawcy, którzy języka norweskiego nie wymagają, bo wielu miejscach pracy językiem komunikacyjnym nie jest norweski, ale angielski czy polski. Języka norweskiego uczy się ta grupa ludzi, co go naprawdę potrzebuje" – pisze.
Nowe pokolenie emigrantów
Na szczęście ten obraz norweskiej Polonii wymaga optymistycznego uzupełnienia. Nie wszyscy wpisują się bowiem w opisany stereotyp, a Norwegowie powoli zmieniają swoje nastawienie. Dorota przekonuje, że cenią solidnych pracowników z Polski: – Są mile zaskoczeni, kiedy ktoś ma inny zawód niż budowlaniec czy kierowca autobusu. Tak samo pozytywnie odbierają Polaków mówiących lub próbujących mówić po norwesku. Cenią nas za dobra pracę, a niektórzy wolą nawet zatrudniać polskie firmy. Dobrą opinią cieszą się na przykład polskie pielęgniarki.
Poza tym, dodaje, w Norwegii rośnie nowe pokolenie emigrantów. – Rodzice posyłają dzieci do szkół i często sami się przy nich uczą. To sprawia, że lepiej się integrują i krzywdzące byłoby przypisanie im takiego stereotypu – podkreśla.
Prof. Krystyna Iglicka również twierdzi, że "nie jest tak źle". – Holandia przyjęła Polaków, którzy niekorzystnie wpłynęli na nasz wizerunek. Ale do Norwegii pojechali ciężko pracujący ludzie i nie mieliśmy tam antypolskich incydentów – zaznacza.
Szkoda tylko, że ci uczciwi i sumienni cierpią za tych, którzy nie przynoszą nam chluby.
Policja ma świadomość, że Polacy lubią obchodzić prawo, więc często sprawdza samochody na polskich rejestracjach (są ograniczenia określające ile można jeździć polskim autem). Sprawdzani są też Polacy na zasiłkach, bo niektórzy dostają zasiłek dla bezrobotnych, który jest nieporównywalnie większych od pensji w Polsce, bo ponad 50 proc. pensji.
Marta Tomczyk-Maryon
Grupa, do której trafiłam, składała się oczywiście z samych rodaków. Na drugich zajęciach wylądowałam w parze z Markiem, dwumetrowym trzydziestolatkiem o nieskomplikowanych zainteresowaniach: "dupy i gry komputerowe". Na pierwszych zajęciach zwierzył mi się, że był we Wronkach. Powiedział to z wyraźną dumą. Trochę mnie zmroziło i nie miałam odwagi zapytać, za co siedział. Na trzecich zajęciach okazało się, że jestem jedyną osobą w grupie, która choć trochę mówi po norwesku. CZYTAJ WIĘCEJ
źródło: nPortal.no
Łukasz Kędzierski
dziennikarz nPortal.no
Nie istnieją praktycznie „kanały" wyjścia z życia polonijnego na zewnątrz. Polacy skupiają się wokół polskich parafii katolickich, niektóre środowiska na forach internetowych. Są to jednak grupy zamknięte, bez możliwości włączenia się osób nieznających języka polskiego.Lepiej sytuacja wygląda na poziomie lokalnym. Tam zorganizowanie i operatywność pomaga Polakom być liczącym się partnerem dla władz lokalnych (przykłady: ośrodki miejskie Stavanger, Fredrikstad). CZYTAJ WIĘCEJ
Łukasz Kędzierski
dziennikarz nPortal.no
Już od kilku lat Polacy stają się coraz większą częścią społeczeństwa norweskiego: rodziny zapuszczają tutaj swoje korzenie, zaprzyjaźniają się z mieszkańcami oraz zakładają własne biznesy, kupują domy