7 kwietnia 2024 roku w Polsce zaczęła się długa, obliczona na półtora roku kampania, której stawką jest fotel głowy państwa. Wynik Rafała Trzaskowskiego w wyborach samorządowych daje temu wciąż młodemu politykowi poważny asumpt do tego, by znów myśleć o prezydenturze kraju. I nie ma wątpliwości, że dziś myśli o tym jeszcze bardziej intensywnie, niż choćby wczoraj.
Reklama.
Reklama.
– To dzisiejszy bohater – tak o Rafale Trzaskowskim powiedział premier Donald Tusk chwilę po ogłoszeniu wyników wyborów samorządowych. Po czym podkreślił, że prezydent Warszawy jest dziś liderem demokratycznej Polski. Krótko, zwięźle… pytanie, czy również symbolicznie. Wiele wskazuje na to, że tak.
Choć do namaszczenia, choćby nieoficjalnego, droga jeszcze daleka, szef rządu poznał odpowiedź na przynajmniej jedno z dręczących go pytań. Tak, Trzaskowski jest jak najbardziej wybieralny. Jego wynik na poziomie 60 procent, dalece przewyższający sondażowe przewidywania, musi robić wrażenie. Nie tylko psychologiczne, ale też czysto polityczne.
Trzaskowski na prezydenta Polski. A może jednak Tusk?
W lutym tego roku marszałkini Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska mówiła, że Rafał Trzaskowskibędzie kandydatem Koalicji Obywatelskiej w wyborach prezydenckich w 2025 roku. Zapytana zaś na antenie Radia Zet, czy nie powinien jednak startować Tusk, odpowiedziała: "teraz nie".
Była to jednak tylko opinia, która nie uwzględniała kilku podstawowych zmiennych takich, jak choćby wyborcza weryfikacja, która dopiero była przed Trzaskowskim. Dziś już wiadomo, że egzamin ten prezydent Warszawy zdał celująco.
Były też nieformalne doniesienia płynące z obozu Koalicji Obywatelskiej mówiące, że Donald Tuskrozważa jednak start w przyszłorocznych wyborach. Pod jednym wszakże, całkowicie zrozumiałym warunkiem: że będzie pewien zwycięstwa. Co de facto przypominało sytuację sprzed kampanii parlamentarnej, którą Tusk postanowił poprowadzić dopiero mając w głowie poważne przesłanki świadczące o tym, że zakończy się ona sukcesem.
Politolog: stawiam na to, że Trzaskowski będzie kandydatem KO na prezydenta Polski
– Gdybym miał obstawiać dziś, postawiłbym na to, że to właśnie Rafał Trzaskowski, nie Donald Tusk będzie kandydatem na prezydenta Polski w 2025 roku – mówi dr hab. Olgierd Annusewicz z Uniwersytetu Warszawskiego.
– Jego wynik w Warszawie jest wyraźnie lepszy, niż wskazywały sondaże i niewątpliwie ma on bardzo dobrą pozycję startową. Gdyby ledwo prześliznął się nad progiem, gdyby nie wygrał w pierwszej turze, jego notowania byłyby teraz niższe. Ale 60 procent, to jest skala, która robi wrażenie – dodaje politolog.
Olgierd Annusewicz uważa jednak, że słowa Donalda Tuska, które padły w niedzielny wieczór, to jeszcze nie namaszczenie. Politolog zwraca uwagę na kilka istotnych aspektów. Jednym z nich są niespełnione aspiracje premiera, który w przeszłości otarł się w wyborach o prezydenturę, ale jej nie wygrał. A jednak stanowisko to stanowi ukoronowanie kariery dla większości polityków, zwłaszcza tych, którzy są już w wieku około emerytalnym. Nawet jeśli znajduje się "pod żyrandolem" i nie daje realnej władzy.
– Tusk może zorganizować w KO prawybory, tak jak w 2010 roku. A może też być tak, że zakomunikuje swojemu otoczeniu, że chce powalczyć o prezydenturę, pytając: co o tym sądzicie. I wtedy jego zaplecze odpowie: jasne szefie – mówi Olgierd Annusewicz.
Donald Tusk na zderzaku, Rafał Trzaskowski bez obciążeń
Z drugiej jednak strony należy spojrzeć na dynamikę i specyfikę procesów politycznych. Rafał Trzaskowski, jako jedyny samorządowiec stoi dziś na równym poziomie z najważniejszymi politykami szczebla centralnego. Jednocześnie, nie ponosi odpowiedzialności za wydarzenia w kraju. Tym samym – nie zużywa się politycznie.
Co innego Tusk, pełniący rolę lidera, ale też zderzaka, który musi na siebie przyjąć wszelkie wstrząsy. A tych z pewnością z najbliższym czasie brakować nie będzie, począwszy od niezrealizowanych obietnic wyborczych, przez konieczność podejmowania niepopularnych decyzji związanych choćby z koniecznością przesuwania pieniędzy na cele związane z obronnością.
Nie jest przypadkiem, że w przeszłości przed przyjęciem posady premiera tak mocno wzbraniali się choćby Aleksander Kwaśniewski, czy Marian Krzaklewski. Od zawsze wiadomo, że ten akurat fotel jest wyposażony w funkcję katapulty. W odróżnieniu od stanowiska prezydenta Warszawy – i tu też można się odwołać do historii, wszak z tego właśnie miejsca do Pałacu Prezydenckiego dostał się Lech Kaczyński.
Niezwykle istotny jest też bieżący kontekst polityczny, niewygodna dla Tuska konfiguracja, w której wszelkie jego zamiary będą przez najbliższe półtora roku skutecznie torpedowane przez prezydenta Andrzeja Dudę. Im bliżej wyborów, tym zapewne w większym stopniu. Czy elektorat będzie wchodzić w tej sytuacji w niuanse, zastanawiając się, czyja to wina? Wątpliwe.
Rafał Trzaskowski liderem rankingu zaufania
Warto zwrócić też uwagę na aspekt podstawowy w kontekście wyborów prezydenckich. Jak pokazał niedawny sondaż IBRIS, to właśnie Rafał Trzaskowski jest obecnie liderem w dziedzinie społecznego zaufania. Jako jedyny przekracza magiczny próg 50 procent, co w polskich realiach należy uznać za wynik wręcz doskonały.
Tusk w rankingu również jest względnie wysoko, nie mniej poziom 37,7 procent jest wyraźnie niższy. Na niekorzyść szefa rządu przemawia też wyższy odsetek osób mu niechętnych, czyli tak zwanego elektoratu negatywnego.
Problemem Trzaskowskiego na dziś jest stara polska prawda polityczna mówiąca, że wyborów prezydenckich nie wygrywa się w Warszawie i innych dużych miastach, lecz na prowincji (z całym szacunkiem do tejże). Póki co jest on postrzegany jako reprezentant Polski wielkomiejskiej. Tusk, który Polskę małomiasteczkową i wiejską odkrył nieco wcześniej, wyprzedza w tej materii swojego potencjalnego konkurenta o przynajmniej jedną długość.
– Ale jest też w polityce ważna symbolika. W tym przypadku symbolem jest wielki sukces Rafała Trzaskowskiego. Wyniki wcześniejszych wyborów prezydenckich wskazują, że wygrywa się je nie za pomocą twardego elektoratu, lecz wyborców wahających się, głosujących impulsywnie, myślących magicznie, często też podążających za tymi, którzy są postrzegani jako zwycięzcy – zauważa politolog Olgierd Annusewicz.