Abelard Giza nie wystąpi na dorocznej imprezie kabaretowej w Skierniewicach. Po skandalu wywołanym żartami z papieża, urząd miasta uznał, że jest zbyt kontrowersyjny. Podobnie stwierdziło też kilka komercyjnych film. Twórca podzielił los Dody, której koncerty odwoływano po tym, jak powiedziała o "naprutych i palących jakieś zioła" autorach Biblii. Artysta może być albo kontrowersyjny, albo bogaty?
Tak mniej więcej brzmiało wystąpienie Abelarda Gizy w programie "Tylko dla dorosłych" na antenie TVP2. Stand up, w którym obrażeni zostali także "religijni fanatycy", oburzył posłów PiS. Członkowie sejmowego zespołu ds. ateizacji Polski rozpętali wokół niego i performera prawdziwą burzę – powołując się na ustawę o radiofonii i telewizji protestowali przeciwko temu, że występ znalazł się na antenie publicznej. Złożyli też doniesienie do prokuratury. Ta odmówiła wszczęcia postępowania.
Wraz z działaniami posłów, przyszła też gigantyczna internetowa dyskusja. I choć początkowo medialny szum zdawał się służyć Gizie, dziś zaczyna mieć poważne konsekwencje. Jak ustalili reporterzy "Gazety Wyborczej", kabaret Limo, z którym związany jest performer, lawinowo traci zlecenia.
Panu już dziękujemy
Jednym z miejsc, gdzie miał wystąpić Giza są Skierniewice. Urząd miasta organizuje tam doroczną imprezę kabaretową, w obecnej edycji za jej program artystyczny odpowiadała agencja Antrakt, która opiekuje się Limo. Ich występ miał być głównym punktem programu. Po awanturze wokół żartów z papieża, Gizie i Limo jednak podziękowano.
– Podczas Skierniewickiego Odcinka Kabaretowego zawsze staramy się zapewnić widzom atrakcyjny program, przygotowujemy więc imprezę z dużym wyprzedzeniem. Rozmowy z agencją Antrakt rozpoczęliśmy już wiele tygodni temu, miała zająć się programem artystycznym, w tym zapewnieniem gwiazdy wieczoru – relacjonuje Anna Wolińska, rzeczniczka skierniewickiego magistratu. – Kiedy w mediach pojawiła się informacja o skeczu, a później także lawina kontrowersyjnych komentarzy, poprosiliśmy agencję o zmiany w scenariuszu imprezy. Jej przedstawiciel odpowiedział, że w tej sytuacji nie mogą się podjąć realizacji tego festiwalu – dodaje.
Urzędniczka tłumaczy, że władze miasta podlegają ciągłej ocenie, więc nie mogą pozwolić sobie na stwarzanie kontrowersyjnych sytuacji. A taką niewątpliwie byłby występ Gizy.
Przedstawiciele agencji artystycznej, która opiekuje się Limo przyznają na łamach "GW", że skierniewicki magistrat jako jedyny uczciwie przedstawia powody. Inni po prostu odwołują wydarzenia.
Siedem z osiemdziesięciu
Abelard Giza to niejedyna osoba, która po kontrowersyjnej wypowiedzi traci swoje występy. "Po moim procesie o Biblię, każdy ksiądz mówi, że Doda w jego mieście nie zagra" – skarżyła się Jackowi Żakowskiemu piosenkarka i wyliczała, że na 80 koncertów, które ma zaplanowane w powiatowej Polsce, dochodzi do skutku siedem. W głośnej rozmowie z Żakowskim, Doda mówiła, że jej koncerty odwołują gminni i powiatowi urzędnicy, bo wymagają tego od nich proboszczowie.
Z podobnymi problemami musiał radzić sobie także metalowy zespół Behemoth. W styczniu ubiegłego roku z gorącymi protestami spotkały się jego występy w Białymstoku. Przedstawiciele kilkunastu organizacji katolickich pisali w liście do władz miasta, że Nergal, wokalista kapeli, to "skandalista, wrogo nastawiony do chrześcijaństwa, profanujący symbole religijne wiary". Odnosili się do tego, że Nergal podarł Biblię na scenie.
A takich przypadków jest znacznie więcej: w Kaniowie, za sprawą księdza, odwołano występ kilku grup rockowych, które miały wystąpić podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. O odwołanie koncertu "Kultu" Kazika Staszewskiego apelował z kolei ksiądz z Kłodzka. O zakaz dla Shinead O`Connor, która na scenie podarła zdjęcie Jana Pawła II, wrocławscy radni.
Można żartować z księdza
Jak widać, granica tego, co można powiedzieć na scenie, by móc ponownie na niej stanąć jest płynna. "Pewne grupy społeczne w Polsce uzurpują sobie prawo do mówienia wszystkim Polakom, z czego można się śmiać, a z czego nie można się śmiać, to jest niefajne" – powiedział, broniąc Abelarda Gizy jeden z członków kabaretu Ani Mru Mru.
Przemysław Borkowski z Kabaretu Moralnego Niepokoju przekonuje jednak, że pewne standardy są. Na przykład jakości żartu.
– Słyszałem ten monolog już wcześniej, nie spodobał mi się. Uważam, że jest nie tyle obraźliwy, co po prostu kiepski – mówi. – Wszystko zależy od sposobu, w który widzowi podaje się satyrę. Można żartować z rzeczy niewinnych w sposób, który zmrozi widownię, a z rzeczy poważnych z taką klasą, że wszyscy będą się świetnie bawili – dodaje i przekonuje, że nie ma tematów, z których żartować nie wolno, a tylko sposoby, których lepiej nie używać.
– Nie powinien to być żart, który z założenia ma kogoś obrazić. Ważna jest intencja. My w Kabarecie Moralnego Niepokoju mieliśmy skecz o rodzinie przychodzącej do księdza. I choć scenka była żartobliwa, lubili ją nawet duchowni – mówi Borkowski.
Zdaniem satyryka, granica tego, co są w stanie znieść widzowie, coraz bardziej się jednak przesuwa. Jeszcze kilka lat temu nie znieśliby jeszcze wielu rzeczy, które przyjmują z uśmiechem teraz.
To, co teraz się dzieje na scenie księżowskiej, z papieżem, pokazuje, że papież jest tylko zwykłym facetem. Wiemy, że ma swoje wady, zalety, że ma fajną funkcję... Ale to jest zwykły człowiek. Na przykład puści bąka... Nie! Papież? No tak, normalnie. Zjada, przełyka, trawi. To nie zabierają tego anioły? Nie, to jest zwykły facet.