Sprawa zgwałcenia w pociągu z Gdyni do Czech. Finał jest naprawdę bulwersujący
redakcja naTemat
17 kwietnia 2024, 11:53·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 17 kwietnia 2024, 11:53
Temat ten przestaje być tabu i funkcjonariusze organów ścigania coraz częściej otrzymują zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na zgwałceniu mężczyzny. 15 kwietnia takie też dotarło do policjantów z Katowic, których pewien 40-latek poinformował, iż miał paść ofiarą gwałtu w pociągu, którym aktualnie podróżował. Sprawa sparaliżowała połączenie Gdynia-Bohumin i zajęła spore siły policyjne, ale ma oburzający finał.
Reklama.
Reklama.
W miniony poniedziałek kierownik pociągu EC 109 kursującego na trasie między Gdynią a czeskim Bohuminem przed dojazdem do stacji w Katowicach został przez jednego z pasażerów poinformowany, że ten miał paść ofiarą zgwałcenia. 40-latek domniemanym sprawcą wskazał 27-latka, do którego przysiadł się w trakcie podróży, a później wspólnie grali oni w karty i spożywali alkohol.
W pewnym momencie starszy z mężczyzn udał się do toalety, a po powrocie zasnął. Obudziwszy się, poczuł ból w tylnej części ciała. Na tej podstawie wywnioskował, iż świeżo poznany znajomy musiał dosypać mu czegoś do spożywanego napoju podczas przerwy na toaletę, a następnie wykorzystać.
Gwałt na mężczyźnie w pociągu EC 109? Szokujący finał po nocy za kratami
Jak informuje "Fakt", tyle wystarczyło, aby kolejarze na godzinę zatrzymali międzynarodowy pociąg w Katowicach, na dworcu zainterweniowała policja ze śląskiej stolicy, a 27-latka zatrzymano i wtrącono na noc za kraty izby zatrzymań.
Na całe szczęście dla młodszego z bohaterów tej historii, katowickim funkcjonariuszom coś dało do myślenia w zachowaniu rzekomej ofiary zgwałcenia. Po przebadaniu okazało się, iż 40-latek miał w organizmie aż 1,5 promila alkoholu i wymagał z tego względu umieszczenia w izbie wytrzeźwień. Dająca do myślenia była także jego decyzja w sprawie oddania odzieży do badań biologicznych – mężczyzna odmówił.
Kiedy następnego dnia wytrzeźwiał, okazało się, że osadzonego w izbie zatrzymań 27-latka bezpodstawnie pomówił. – 40-latek odwołał zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Twierdził, że mężczyzna ma długie włosy. Na tej podstawie wziął przeświadczenie, że jest gejem i padł ofiarą gwałtu – wyjaśniła w rozmowie ze wspomnianym dziennikiem kom. Agnieszka Żyłka z KMP w Katowicach.
27-latek szybko został więc uwolniony, ale tego typu historie pomówień o dokonanie zgwałcenia miewają dramatyczne konsekwencje. W polskich warunkach osoby podejrzane o dokonanie gwałtu często w najgorszy sposób traktowane są już przez funkcjonariuszy organów ścigania i służb penitencjarnych, a za kratami padają ofiarami tortur i przestępstw seksualnych ze strony innych osadzonych.
Pomówienie ws. zgwałcenia szybko może zrujnować życie
Wyjątkowo przerażający finał pomówienie o dokonanie zgwałcenia miało w przypadku Tomasza Komendy. Jak powszechnie wiadomo, mężczyzna wskazany jako sprawca zbrodni na 15-letniej Małgosi z Miłoszyc niesłusznie spędził za kratami aż 18 lat.
– Ci którzy, mnie zatrzymywali, powiedzieli, że mają na mnie takie, jakie mają dowody. I zaczęli mnie bić, żebym się do tego przyznał. (...) I po prostu tak mnie bili, że nawet bym się przyznał, że strzelałem do papieża, nie? Jana Pawła II – wspominał on policyjne czynności.
Za kolejne niszczące zdrowie fizyczne i psychikę tortury, których doznał on w więzieniu, państwo polskie finalnie musiało zapłacić Komendzie 12 mln zł zadośćuczynienia i 811 533 zł odszkodowania. Odzyskaną w 2018 roku wolnością ofiara niesłusznego pomówienia o gwałt i morderstwo nie cieszyła się jednak długo. Jak wspominaliśmy w naTemat.pl, Tomasz Komenda zmarł pod koniec lutego 2024 roku.