Zamordowany w Sztokholmie na oczach 12-letniego synka Mikael Janicki miał niedługo świętować swoje 40. urodziny. Razem ze swoją siostrą Anetą planowali zrobić wspólną imprezę. Kobieta przyznaje szwedzkim mediom, że śmierć od kul na ulicach Sztokholmu już raz dotknęła bliskie jej osoby. Kiedyś pocieszała przyjaciółkę, której córka została zastrzelona. Dziś sama opłakuje brata.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
10 kwietnia w sztokholmskiej dzielnicy Skärholmen doszło do zbrodni, która wstrząsnęła i Szwecją, i Polską. 39-letni Mikael Janicki wybierał się na basen ze swoim 12-letnim synem. Przechodząc pod wiaduktem, wdał się w utarczkę z młodocianymi gangsterami. Jeden z nastolatków wyciągnął broń i strzelił mężczyźnie prosto w twarz. Janicki zginął na miejscu.
Kilka stacji metra dalej mieszka jego siostra. Opowiedziała szwedzkim mediom, że niedługo mieli razem planować wspólną uroczystość.
– Razem planowaliśmy zrobić urodziny. Ja kończę 45 lat, on miał skończyć 40. Latem mieliśmy zamiar zrobić razem dużą imprezę – mówi portalowi Samnytt.se Aneta Demir. W Sztokholmie mieszka od lat ze swoim mężem Eliasem.
Siostra zamordowanego zdradziła też, że synek Mikaela mieszka z mamą; chłopiec bardzo przeżywa to, co się stało.
– Nie czuje się dobrze. Budzi się i chce być z tatą – mówi Aneta Demir o swoim bratanku.
Okazuje się też, że przemoc i śmierć nie jest na ulicach Sztokholmu czymś wyjątkowym. Kilka lat temu zamordowano córkę znajomej pani Anety. Dziewczyna o imieniu Ariadna zginęła od kul w sierpniu 2020 roku.
– Dużo o tym myślałam. Za każdym razem, gdy czytam o strzelaninie lub widzę ją w wiadomościach, zastanawiam się, czy kiedykolwiek będę główną bohaterką takiej sytuacji. Jednocześnie wydaje się to takie nierealne – mówi portalowi Samnytt.se.
– Czytamy o wszystkich nieszczęściach, ale jesteśmy tak naiwni, że myślimy, że "nas to nie spotka". Nie jesteśmy takimi ludźmi, nie będzie to miało na nas wpływu. Nie jesteśmy przestępcami, dbamy o siebie, wychowujemy dzieci i pracujemy. Więc myślimy, że "u nas to się nie zdarza" – wyznaje szwedzkiemu serwisowi.
Szwedzkie media relacjonują też, że siostra Mikaela Janickiego skonfrontowała się z liderką partii socjaldemokratów Magdaleną Andersson, która odwiedziła miejsce zbrodni.
– Wszyscy ci politycy byli tam tylko po to, żeby popisać się przed kamerami. Nikt z nich się z nami nie skontaktował, nie podszedł, nie zapytał, jak się czujemy i czy potrzebujemy pomocy – mówi Samnyttowi Aneta.
Siostra zabitego też nie godzi się na dyktaturę gangów
Dodaje, że jest zszokowana faktem, że tak łatwo było sprowokować członków gangu do zastrzelenia kogoś.
– Nie można nawet do kogoś podejść i porozmawiać, żeby nie zostać postrzelonym – mówi. Uważa, że ludzie nie powinni przymykać oczu na gangi, które otwarcie sprzedają narkotyki na ulicach.
– Nikt na nich nie zwraca uwagi. Wszyscy patrzą w ziemię, kiedy ich mijają. Jedynymi osobami, których uwagę przyciągają, są ich koledzy z gangu. Spójrzmy na nich, pokażmy, że ich widzimy. Powiedzmy "Witam" i po prostu przejdźmy obok. Nie musimy ich upominać, jak mój brat, ale możemy przynajmniej powiedzieć: "hej, może nie powinniście tu stać?" – mówi Aneta Demir.
Jak pisze "Fakt", szwagier Mikaela, Elias, powiedział portalowi Mitte.se, iż miał niesamowitą osobowość.
– Mikael mógł również wejść do pokoju, w którym nikt nikogo nie znał. Wtedy wszyscy zaczynali rozmawiać, jakby znali się od dawna. Miał sposób na łatwe polubienie ludzi i wszyscy go lubili – mówi Elias.
Dodał, że widzi podobieństwa między nim a jego synem, który był świadkiem jego tragicznej śmierci.
– Tak, są trochę podobni. Zwłaszcza gdy jego syn bawi się z jednym z moich dzieci. Wtedy stają się psotni. Mikael był bardzo oddanym ojcem. Żył dla swojego syna – mówi szwagier zamordowanego.
Przypomnijmy, że szwedzka policja zatrzymała 17-latka i 18-latka, którzy są podejrzewani o pomoc w ukrywaniu mordercy. Sąd zdecydował, że Yassin Z. i Nasim B. trafią do aresztu.
Niedługo po tragedii polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało, że mężczyzna nie był formalnie Polakiem, ponieważ jego rodzice już dawno zrzekli się obywatelstwa, a 39-latek nie legitymował się polskim paszportem.