Jeśli obecna władza nie rozliczy PiS, historia z pewnością się powtórzy, tylko, co oczywiste, w jeszcze gorszej i groteskowej formie. Dlaczego więc rząd Donalda Tuska wydaje się nie rozliczać?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Premier Tusk i Koalicja Obywatelska mają niezwykle twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony wielu, jeśli nie większość z ich wyborców zagłosowała na nich także dlatego (a niektórzy wyłącznie dlatego), że chcieli i chcą rozliczenia PiS. To oczywiście oczekiwanie prawidłowe i słuszne na wielu poziomach: prawnym, moralnym, etycznym, z punktu widzenia sprawiedliwości i najprostszej edukacji społecznej.
Jest to oczekiwanie mające także bardzo ważny, być może nawet najważniejszy wymiar praktyczny: jeśli obecna władza nie rozliczy PiS, historia z pewnością się powtórzy, tylko, co oczywiste, w jeszcze gorszej i groteskowej formie.
Dlaczego więc rząd Donalda Tuska wydaje się nie rozliczać?
To pytanie krąży dziś nie tylko w sieci, na portalu X, w głowach wyborców i komentatorów ale i w głowach polityków KO, na przykład posła Romana Giertycha, czemu on sam daje wyraz jasno i wytrwale, ostatnio na swoim kanale na YouTube.
Tylko czy rzeczywiście nie rozlicza? Oto jest pytanie, któremu zamierzam się przyjrzeć w dzisiejszym felietonie, bo odpowiedź na nie, nie jest wbrew pozorom oczywista.
Z jednej strony rozumiem premiera Tuska, na którego konferencję sprzed kilku dni czekałam, jak cała Polska, z nadzieją, że powie coś konkretnego. Nie powiedział, czym byłam bardzo rozczarowana.
Widać nie tylko ja, bo po kilku godzinach od wystąpienia, w którym głównie życzył nam wszystkim udanej majówki, premier napisał tweet o następującej treści: "Nie jestem mścicielem. Jestem premierem demokratycznego rządu w dużym europejskim kraju. Moim zadaniem jest zapewnienie niezależności sądu i prokuratury. Moim celem jest, aby niezależne sądy i prokuratura skutecznie rozliczyły polityków. Nie na mój rozkaz, ale na podstawie prawa".
Co ciekawe, jednym z pierwszych komentarzy pod tym wpisem, był komentarz ministra sprawiedliwości, prof. Adama Bodnara, który napisał: "Pełna zgoda, Panie Premierze! Szacunek wobec prawa i niezależność wymiaru sprawiedliwości to filary, na których oparta jest nasza wspólna praca dla obywatelek i obywateli naszego kraju".
Zbyt szanuję obu panów, żeby nie pochylić się nad tą, musicie to przyznać, nietypową jak na szefa rządu i ministra sprawiedliwości, publiczną wymianą opinii.
Bardzo szanuję obu panów. Premiera Donalda Tuska, którego nie znam dobrze osobiście, za jego wielkie polityczne dokonania, a profesora Bodnara, którego mam przyjemność znać od wielu lat, od czasów, gdy był jeszcze młodym doktorem prawa (a może nawet doktorantem?), pracującym w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, za jego dokonania i dorobek naukowy, ale i postawę, charakter i osobowość – więc tym bardziej odczytuję tę wymianę tweetów jako pewną demonstrację, rzekłabym – w zamierzeniu edukacyjną.
Mam wrażenie, że premier i minister sprawiedliwości próbowali dać obywatelom do zrozumienia, że rozumiejąc ich potrzebę rozliczeń, nie pójdą ścieżką PiS, czyli bezprawia, łamania zasad i ręcznego sterowania prokuraturą. I jak najbardziej zgadzam się z tym postulatem.
Problem polega jednak na tym, że w tym momencie, choć obu panom nie zabrakło słuszności, to w moim odczuciu zabrakło jednak słuchu społecznego: wystarczy zerknąć na parę głównych portali poświęconych komentowaniu polskiej polityki, żeby się przekonać, że choćby wyjazd z Polski Daniela Obajtka i jego zastępcy jest odbierany jako "pozwolenie" władz na ucieczkę byłego szefa Orlenu i uniknięcie odpowiedzialności.
Wielu ludzi ma odczucie, które z nimi po części dzielę, że niewspółmiernie dużo rządzący mówią o odpowiedzialności karnej i konieczności rozliczeń członków PiS za ich nadużycia i złodziejstwa, a zdecydowanie zbyt mało robią. Czy to odczucie ma pokrycie w faktach? Nie wiem – ale ludzie działają, a także głosują na podstawie odczuć i przekonań, więc rządzący powinni bardzo uważać.
Bo czy naprawdę nie znalazłyby się powody do wnioskowania o zakazanie Obajtkowi opuszczania Polski ze względu na dobro toczących się śledztw? A być może nawet do tymczasowego aresztowania go? Jeśli nie dla takich przypadków stworzono te procedury to dla jakich? – pytają rozżaleni internauci i na miejscu najważniejszych osób w państwie nie bagatelizowałabym ich wątpliwości.
Oczywiście istnieje możliwość, że służby robią wobec Obajtka i innych podejrzanych pisowców jakąś koronkową robotę, z pewnością nie wiemy wszystkiego etc., ale jednak kluczem do serc ludzi i ich przekonań jest skuteczna komunikacja.
Jeśli istnieje powszechne odczucie, że rozliczeń nie ma i że władza umożliwiła Obajtkowi "ucieczkę", to błędem byłoby niezastanowienie się nad słusznością własnego postępowania w tej sprawie. Żyjemy w czasach rządów opinii publicznej – jeśli obywatele nie rozumieją poczynań polityków, z pewnością obróci się to przeciwko nim.
Poza tym: czyny nie słowa. Generalnie w rozliczeniach najważniejsze jest to, żeby rozliczać, a nie o tym mówić.