W ciągu 36 lat życia ani razu nie byłem na wakacjach all inclusive. Ktoś powie, że nie mam prawa się wymądrzać, skoro nigdy nie doświadczyłem takiego wypadu. Jak zapewne wielu z was, również znam ludzi, którzy co roku decydują się na zorganizowany urlop z biurem podróży. I właśnie dlatego wolę organizować wakacje na własną rękę.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Żeby była jasność: nie potępiam ludzi, którzy wybierają wyłącznie wakacje all inclusive. Po pierwsze, z gustami się nie dyskutuje. Po drugie, każdy oczekuje od urlopu czegoś innego. Po trzecie, zorganizowany wyjazd z biurem podróży to – przynajmniej moim zdaniem – dobra opcja przede wszystkim dla rodzin z kilkuletnimi dziećmi.
Jednak mnie na all inclusive nie da się namówić. I wcale nie dlatego, że nie lubię mieć wszystkiego podstawionego pod nos, bo chyba każdy z nas lubi wygodę. Ja też lubię, dlatego od lat wybieram wakacje organizowane na własną rękę.
I co roku jest to strzał w dziesiątkę. Do dziś mam w pamięci na przykład klimatyczny, drewniany domek na wzgórzu i pośród starych drzew oliwnych, który w ubiegłym roku wynajęliśmy w kilka osób w Czarnogórze.
Wakacje all inclusive? Nigdy tak nie podróżuję i powiem wam dlaczego
No dobrze, ale dlaczego wypowiadam się w tej sprawie, skoro ani razu nie korzystałem z usług touroperatora? Podobnie jak wielu z was, również znam ludzi, którzy co roku decydują się na zorganizowany urlop z biurem podróży.
Z ich relacji dość mocno wybija się jedno: na all inclusive są zamknięci jak w puszce. Nie wyściubiają nosa poza kurort. Tylko basen, leżaki, leżaki, basen, może ewentualnie jakaś jednodniowa wycieczka. Niby są zadowoleni, ale jakby nie do końca. Nie brakuje oczywiście i tych wyłącznie zachwyconych, którzy preferują jedynie taki sposób na wakacyjny odpoczynek.
Ja tak wypoczywać nie potrafię. Nawet jeśli miałbym spać w najbardziej wypasionym na świecie hotelu z pięcioma gwiazdkami. Za nudno.
Poza tym planując wakacje na własną rękę, również nietrudno znaleźć hotel z kilkoma gwiazdkami przy nazwie. Tak jak na Krabi na południu Tajlandii. W 2018 roku spędziliśmy tam ponad dwa tygodnie (plus zwiedziliśmy Angkor Wat w Kambodży). Nasz hotel na Krabi był czterogwiazdkowy, doba: 55 zł za osobę.
Nie zdecydowaliśmy się także na opcję ze śniadaniem i dobrze, bo nie przepłaciliśmy: wokoło było mnóstwo miejsc z pysznym i tanim jedzeniem (ogromna porcja pad thai: 5-6 zł).
Zawsze też, kiedy mamy taką możliwość, wynajmujemy samochód i zwiedzamy – co chcemy i kiedy chcemy. Na Krecie na przykład docieraliśmy do miejsc, do których nie dotarlibyśmy pieszo czy komunikacją miejską.
"Przy naszym hotelowym basenie nie było szans, żeby zająć leżak. No, chyba że wstalibyśmy o 5 rano. A o miejscu przy basenie dla dzieci to już w ogóle można zapomnieć. Tragedia" – opowiadał mi niedawno kolega po powrocie z wakacji w Grecji.
Na samodzielnym wypadzie takiego problemu nie ma: nawet jeśli wynajmowany przez nas dom albo mieszkanie ma basen, to i tak korzystamy z pobliskich plaż, których zazwyczaj jest na pęczki, i przy okazji poznajemy kraj, do którego wyjechaliśmy.
Kolejna sprawa: jedzenie. Nie lubię spędzać tygodnia czy dwóch, leżąc ciągle w jednym miejscu i czekając na dostawę kolejnych posiłków. "Jedzenia mieliśmy ogrom, a przecież wiadomo, że wszystkiego nie zjesz. I nie zawsze o konkretnej godzinie jesteś głodny. A po czterech dniach nie wiedzieliśmy już co wybrać, bo wszystko już nam się znudziło" – to również relacja kolegi od leżaków przy hotelowym basenie.
My na wakacjach gotujemy sami albo odwiedzamy lokalne restauracje. W godzinach, jakie są dla nas odpowiednie, bo z tym wiąże się kolejny plus: nie musimy nigdzie się spieszyć (na urlopie nie jest to wskazane!) ani organizować dnia tak, żeby zdążyć na posiłek w hotelu, który dodatkowo jest serwowany w określonych godzinach.
A jeśli już o godzinach mowa... Relacja innego kolegi, który był na all inclusive na południu Europy: "Drinki, które są w cenie, przygotowywane są z nie najlepszej jakości alkoholu. Chyba już lepiej kupić butelkę lokalnego wina i delektować się nowymi smakami. Do tego kolejki w barze jak w jakimś klubie. No i na naszych wakacjach każde napoje – alkoholowe i bezalkoholowe – serwowane były tylko do godz. 22:00".
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jasne, wakacje na własną rękę wiążą się z tym, że cała organizacja wyjazdu spada na nasze barki. Ale to naprawdę wielka frajda! Wiele rzeczy można też załatwić przez internet, przejrzeć zdjęcia na Instagramie czy opinie na Google Maps.
I żeby było jasne: na takich wypadach nie tylko zwiedzamy i nie spędzamy całych dni w samochodzie. Na "plażing" również jest czas, nawet sporo czasu – w końcu to wakacje, a szczególnie kobietom zależy na pamiątce w postaci opalenizny.
A jak taki urlop wychodzi cenowo? Dziesięciodniowy pobyt w Czarnogórze (2023 rok) kosztował każdego z nas ok. 3500 zł. Do dyspozycji przez cały wyjazd mieliśmy też samochód – Toyotę Yaris Cross (koszt: 557 euro za 9 dób). Przejechaliśmy nią około 1000 km. Rok wcześniej byliśmy na Sycylii – około 3000 zł na osobę, bez auta. Jasne, na all inclusive można złapać tańsze oferty, ale nie spędzaliśmy wakacji w jednym miejscu, też dobrze zjedliśmy i leniuchowaliśmy na plażach.
Co wchodziło w skład bułgarskiego all inclusive? Nie dowiedzieliśmy się
Nie twierdzę też, że nigdy nie zdecyduję się na wakacje all inclusive, bo blisko tego było już w 2022 roku, kiedy spędzaliśmy urlop wspólnie ze znajomymi i dwójką ich kilkuletnich synów. Padło wówczas hasło: "sprawdźmy, co mają fajnego w biurach podróży". Poszliśmy do dwóch. Ustaliliśmy limit: do 3500 zł na osobę.
QUIZ: Czy znasz stolice tych państw?
W pierwszym czuliśmy się jak intruzi i wyszliśmy stamtąd szybciej, niż weszliśmy. W drugim już miła pani zaproponowała nam – w górnym limicie – Bułgarię. Problemy były jednak dwa.
Pierwszy, mniejszy: dwa oddzielne pokoje z dostawnym łóżkiem w każdym, więc jeden z synów znajomych spałby w pokoju ze mną i żoną. Drugi problem był trochę większy: pani nie była w stanie powiedzieć(!), co wchodzi w skład bułgarskiego all inclusive. – Trzeba byłoby dowiadywać się na miejscu – usłyszeliśmy. Może gdybyśmy trafili na lepsze biuro podróży...
Zrezygnowaliśmy z all inclusive i spędziliśmy 7 dni na Sycylii. Na własną rękę. Blisko 100 km "w nogach", spaliśmy w dwóch lokalizacjach w Katanii, a większe mieszkanie, które wynajęliśmy na Bookingu, miało powierzchnię ponad 90 m2, dwie łazienki, 3 dwuosobowe pokoje, salon z wyposażoną kuchnią i balkon.
Rozumiem jednak, że są ludzie, którzy mają zupełnie inne preferencje. Ciągła praca, czasami na kilka etatów, dom, dzieci. I w końcu nadchodzi ten krótki okres w roku, że aż się chce, by w końcu ktoś zrobił za nas wszystko. Żeby maluchami zajęli się hotelowi animatorzy, a dorośli mieli czas na nicnierobienie.
Najważniejsze jednak, żeby na urlopie – czy to na all inclusive, czy na własną rękę, w kamperze czy pod namiotem – dobrze naładować baterie!