Kilka pożarów w krótkim czasie i oto mamy wysyp teorii spiskowych. Seryjny podpalacz, służby specjalne wrogich państw, deweloperzy, władze… W rozmowie z naTemat znany psycholog społeczny Konrad Maj wyjaśnia, dlaczego tak właśnie myślimy i komu może to być na rękę.
Reklama.
Reklama.
W niedzielę o poranku doszczętnie spłonęła hala Marywilska 44 w Warszawie. Potem paliła się hałda śmieci w innej części stolicy, a także las w Kampinoskim Parku Narodowym. Wcześniej jeszcze był jeszcze duży pożar w Siemianowicach Śląskich, a w poniedziałek rano media doniosły o zdarzeniu w Bytomiu, gdzie ogień strawił 10 autobusów w zajezdni.
"Każdy duży pożar, każda katastrofa może być elementem działań dywersyjnych kierowanych ze wschodu" – napisał poseł Koalicji Obywatelskiej Witold Zembaczyński. Nie brak było też innych głosów utrzymanych w tym samym tonie, a przegląd mediów społecznościowych oraz rozmowy ze "zwykłymi Polakami" pokazują, że twierdzenia trącające spiskową teorią dziejów padły na bardzo podatny grunt.
Jak są odbierane tego typu informacje? Jakie mechanizmy psychologiczne zachodzą przy ich interpretacji? Czy łatwo jest sterować społecznymi nastrojami? O tym wszystkim rozmawiamy z dr Konradem Majem, psychologiem społecznym z Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Piotr Brzózka: Wybucha pożar. Duży i w stolicy, więc media grzeją temat, a ludzie czytają. Za chwilę kolejny pożar i jeszcze jeden. W wielu głowach układa się to w logiczną, niepokojącą całość, na horyzoncie zaczynają majaczyć obce służby… Tyle że każdego dnia w Polsce są dziesiątki pożarów, od zawsze…
Dr Korad Maj: Po takim zdarzeniu, jak to w Warszawie, wszyscy chcą mieć swój pożar. Jeśli jeden przyciąga uwagę, to o kolejnym też trzeba napisać, sugerując, że mamy do czynienia z ciągiem, nieprzypadkowością. Dziennikarze rozumują, że to się sprzeda. A z drugiej strony jest to zagranie na autentycznej potrzebie społecznej.
I to jest kamyczek do ogródka mediów. Ale skupmy się na zbiorowych mechanizmach psychologicznych zachodzących w takiej sytuacji. Proszę spojrzeć na media społecznościowe, gdzie roi się od spiskowych teorii.
Jest to w dużym stopniu związane z tak zwaną heurystyką dostępności. To, co jest dla nas dostępne poznawczo, odgrywa olbrzymią rolę w formułowaniu ocen. Mówiąc prościej, jeśli o czymś mówi się dużo, aktywizuje nas to do tego, by określone zjawiska zachodzące wokół postrzegać na znacznie wyższym poziomie niż wcześniej.
O heurystyce dostępności często mówi się też w kontekście wypadków lotniczych. Po takich zdarzeniach ludzie mają skłonność do przeszacowywania prawdopodobieństwa tego, że spadnie kolejny samolot. I tutaj jest podobnie. Zaczynamy dostrzegać kolejne pożary i składać sobie klocki. Część osób rozumuje racjonalnie – jest ciepło, wzrasta ryzyko pożarów. Część zaś zaczyna myśleć kategoriami spisku.
Podobnie dzieje się w innych sytuacjach. Jak choćby wtedy, kiedy dojdzie do zabójstwa czy porwania dwóch osób w tym samym czasie. Wiążemy jedno z drugim. Szukamy wyjaśnień, a łatwym wytłumaczeniem jest to, że ktoś podpala, zabija, że coś jest na rzeczy.
Korzystamy ze schematów poznawczych, żeby oswoić niezrozumiałą, niepokojącą rzeczywistość?
Dokładnie tak. Schematem, który jest wygodny, a jednocześnie ekscytujący, może być przeświadczenie o tym, że to zorganizowana akcja. Chcemy za tym widzieć jakiegoś człowieka, a nie naturalne zjawiska. Chcemy mówić, że ktoś jest za to odpowiedzialny, co paradoksalnie wiele osób uspokaja. Myślimy wówczas: jeśli on zostanie złapany, to problem zniknie. W przeciwnym przypadku mamy do czynienia z czymś, nad czym nie ma kontroli.
Zwiększenie kontroli, nawet złudne, pozwala opanować lęk?
Tak. Gotowe wyjaśnienie, którego używamy, daje nam spokój, pozwala ułożyć sobie wszystko w głowie. Działa to zwłaszcza w przypadku ludzi, którzy uważają, że świat jest niebezpieczny i pełen zła. Mówimy przede wszystkim o osobach, które posiadają skłonność do myślenia spiskowego.
Proszę też zauważyć, że takie myślenie magiczne jest ekscytujące. Jeśli powiemy, że doszło do zwykłego zwarcia w kablach, nie budzi to zaciekawienia. A gdy jest to akcja, która się rozwija i pojawiają się w niej nowe wątki, ludzie się tym podniecają. Doskonałym przykładem podobnych mechanizmów jest katastrofa smoleńska. Spora część społeczeństwa odrzucała oficjalne wyniki śledztwa, bo ciekawsze wydawało się myślenie o zamachu.
Nawet więc, jeśli za niedzielnymi pożarami nie stoją obce służby, a zwykły przypadek, to pokazuje, jak łatwo jest sterować nastrojami społecznymi, gdyby ktoś miał taką potrzebę…
Tak. W tej chwili jesteśmy na wojnie hybrydowej z Białorusią i Rosją. Dużo się w związku z tym mówi o tym, że staliśmy się polem do działania dla obcych służb. I myślę, że nasze lęki mogą być przez te służby podkręcane, nawet jeśli nie będą one podejmować w Polsce żadnych realnych działań. Chodzi o to, żebyśmy się bali, abyśmy każde wydarzenie negatywne w jakiś sposób wiązali z działalnością Rosjan czy Białorusinów.
Czy łatwo jest wywołać panikę? Nie jestem ekspertem od cyberbezpieczeństwa, ale śmiem twierdzić, że tak. Jest odpowiedni grunt. Jesteśmy państwem graniczącym z Ukrainą, gdzie toczy się wojna, graniczymy też z krajem, który jest do nas wrogo nastawiony, czyli Białorusią. Nie jest więc trudno wywoływać, a potem podsycać różne nastroje.
Białorusini właśnie dostrzegają ten potencjał i nie wykluczam, że będziemy mieć próby wywoływania paniki czy nakręcania teorii spiskowych po to, żeby destabilizować ład społeczny. W takich sytuacjach zawsze objawiają się politycy próbujący zbić kapitał, pojawiają się kłótnie. Można w związku z tym poszukiwać pęknięć, za sprawą których państwo staje się słabsze w działaniu. Taka destabilizacja społeczna utrudnia reaktywność.
Oskarżanie wschodnich służb, nawet na wyrost, nie martwi ich chyba?
To jest im wręcz na rękę. Jeśli ma się takie doświadczenie, jakie ma Rosja – na całym świecie zresztą – w budowaniu klimatu społecznego, można wykorzystywać różne naturalne zjawiska. Jeśli pojawi się kolejny pożar, mogą celowo sugerować, że za tym stoją właśnie oni.
To myślenie był widoczne po katastrofie smoleńskiej. Mówienie w Polsce, że stoi za tym Putin, paradoksalnie wzmacniało Rosję. Nam się wydawało, że te oskarżenia kładą cień na ich reputacji, że będą chcieli się odcinać i wybielać. A oni celowo dawali niejednoznaczne sygnały, po to, żebyśmy się spierali i mieli przekonanie, że Putin jest tak silny, że jest w stanie zrobić coś tak strasznego i niech cały świat drży.