To niewiarygodne, że jedna z takich
gastronomicznych pereł, ukryta jest w gąszczu dróg Rzeczypospolitej, przy samej granicy polsko-czeskiej, w Jarnołtówku. Uwielbiam dobrze zjeść, więc nie trzeba było mnie dwa razy namawiać żebym to sprawdził. O restauracji „Sapore d’Italia” usłyszałem pierwszy raz rok temu od znajomego. Od tamtego czasu, namawiał mnie bym odwiedził knajpę gdzie, jak twierdził „Jest najlepsze
włoskie jedzenie w Polsce, właściciel pochodzi z Lombardii jak twój ojciec i robi szynkę według własnej receptury. Gwarantuję, że ci się spodoba!” Do Jarnołtówka jechałem piękną drogą, mijając pola kwitnącego rzepaku, rozsiane pomiędzy delikatnymi pagórkami, poprzecinanymi połaciami lasu. Malownicze widoki, prosty asfalt i pobocze bez reklamowego śmietnika, sprawiły iż pomyślałem, że jestem za granicą.Ostatni raz byłem w tych okolicach na koloniach i nie przypominam sobie, bym jako dziecko jadł na nich, oprócz kisielu, cokolwiek dobrego. Moje kubki smakowe dają o sobie znać, szczególnie, że wcześniej dowiedziałem się, że właściciel Sapore d’Italia jest jedną z czterystu osób wyspecjalizowanych w wytwarzaniu prosciutto crudo. Szesnaście lat temu Leandro de Cao postanowił zostawić wszystko co miał we Włoszech i rozpocząć nowe
życie w Polsce, z dopiero co poznaną miłością, Marią Kozaczek. Wśród mieszkających w Polsce Włochów to normalne, bowiem tym, co nas przyciąga do kraju „Lechów” nie są piękne drogi, czyste powietrze czy 365 dni słońca, tylko kobiety. Wyjątkowe kobiety. Kiedy po raz pierwszy jechał autem z Mantui do Jarnołtówka, uniesiony romantycznym porywem umówił się z Marią na polsko-czeskiej granicy o północy. Jako były kierowca wyścigowy dojechał na czas, ale... pomylił przejścia graniczne. Nie znając polskiego, próbował wytłumaczyć pogranicznikom, że musi znaleźć jakiś telefon, by zadzwonić do swojej kobiety. Należy przy tym pamiętać, że był rok 1996 i komórki nie były jeszcze rzeczą powszechną, a drogowskazy wskazywały różne abstrakcyjne lokalizacje typu „Poznań” i „Terespol” zamiast bardziej w tej sytuacji pomocnego „Prudnik”. Wszystko jednak skończyło się happy endem i Maria i Leandro do dzisiaj są szczęśliwym małżeństwem. Dwa lata później otworzyli w Prudniku pizzerię. Lokalik na 5 stolików, okazał się wielkim sukcesem. Zimą 2000 roku przypadkiem przejeżdżając przez Jarnołtówek, zauważyli opuszczoną knajpę. Totalną ruderę z wywieszoną na niej tabliczką „Na sprzedaż” i numerem telefonu. Szybko podjęli decyzję o kupnie. Dawna rudera dzisiaj jest dobrze prosperującą restauracją, w której robią makarony, ciasto do pizzy, i co najbardziej zaskakujące: włoskie salami, prosciutto cotto i prosciutto crudo.