Putin, Kaczyński, trupie czaszki, mroczne i migające kadry, niepokojąca muzyka w tle, werble przywodzące na myśl wojenne kroniki. 48 sekund niekwestionowanego wstrząsu, którym Platforma Obywatelska uraczyła polski Internet. W innych okolicznościach może jeszcze dałoby się ten spot obronić. Ale dziś nie broni owego dzieła właściwie nic.
Reklama.
Reklama.
Tak. Ten spot wypuściłaPlatforma Obywatelska, partia idąca do ostatnich wyborów parlamentarnych z przekazem miłości i subtelnym koalicyjnym sercem na sztandarach. Tak, to jest nieszczególnie kamuflowane wezwanie do wojny polsko-polskiej, w dodatku totalnej. Tak, to wydarzyło się dzień po zamachu na słowackiego premieraRoberta Fico. Trudno o gorszy timing.
Kto dzieła nie widział, temu nie będę psuć wątpliwej rozrywki – lepiej to zobaczyć na własne oczy i usłyszeć przy okazji. Poprzestanę jedynie na ogólnej refleksji: abstrahując od treści, forma jest tak brutalna, że nie jestem w stanie przejść nad tym do porządku dziennego. I jak czytam w sieci – nie tylko ja. Powiedzieć, że na Platformę wylało się morze krytyki z każdej możliwej strony, to nic nie powiedzieć. I po co to komu było?
Platforma Obywatelska gra na polaryzację. Spot PO to nie wszystko
Nieprzemyślany incydent? Skądże. To element strategii, która dla wszystkich obserwatorów życia publicznego jest jasna. Przed zbliżającymi się wyborami do Parlamentu Europejskiego Donald Tusk postanowił zagrać na tradycyjnej antyrosyjskiej nucie, dążąc do maksymalnej społecznej polaryzacji. Co jak wiadomo, zwykle przekłada się na frekwencję, ta zaś może mieć wpływ na wynik decydujący.
Ciężko powiedzieć, czy plan był taki od początku. Chyba nie, jeszcze dwa miesiące temu zbyt mało politycznego i społecznego "mięsa" było w wątku rosyjskim, a tym bardziej białoruskim, by na tym budować wyborczy przekaz. Później jednak nastąpił ciąg zdarzeń obiektywnych, które poruszyły opinię publiczną, które grzały w mediach, i które – przy odrobinie kreatywnego myślenia – dały się ułożyć w spójną narrację.
Głośne zatrzymania Polaków pracujących na rzecz wschodnich służb, spektakularna "kariera" sędziego Szmydta na Białorusi, rysujący się na wschodniej granicy kolejny kryzys "migracyjny". Wystarczyło do tego dosztukować wątki z przeszłości, jak choćby słynny "ruski węgiel" i kilka innych spraw. Skleiło się na tyle, by Donald Tusk mógł z pompą ogłosić intensyfikację działań na rzecz poszukiwania wpływów rosyjskich w doniedawnym rządzie PiS.
A i owszem, pomysły takie były już rok temu, lecz wtedy można było jej interpretować w kategoriach kontry dla "lex Tusk". Dopiero dziś zamierzenia te materializują się w pełnej krasie, znajdując ku temu solidną podbudowę w takich czy innych faktach wypełzających na światło dzienne.
Miał być polityczny majstersztyk PO. Wyszło jak wyszło
Gdyby nie ten nieszczęsny spot, w większym stopniu byłbym skłonny doceniać prosty w gruncie rzeczy plan, polegający na odebraniu głównemu rywalowi oręża i skierowaniu jego ostrza w przeciwną stronę. Kto bowiem inny, jak nie Jarosław Kaczyński (wraz ze świtą) wątkiem rosyjskim w polskiej polityce fechtować się ubóstwiał i czynił to przez lata z zapałem? Jest z czego korzystać.
Może w innych okolicznościach działania Tuska uznałbym nawet za polityczny majstersztyk. Tym bardziej że faktycznie wiele kwestii, które są dziś poruszane, budzi przynajmniej zainteresowanie, jeśli nie głębokie zaniepokojenie. A mimo to śmiem twierdzić, że wypuszczając film z czaszkami, Platforma posunęła się o jeden most za daleko. I może nawet dalej się posuwa, nie tylko przykładając rękę do radykalizacji nastrojów społecznych w trudnym obiektywnie czasie, ale też kpiąc w żywe oczy z inteligencji co bardziej ogarniętych wyborców.
Przeglądam dziś media społecznościowe. "84 procent obywateli popiera umocnienie granicy z Rosją i Białorusią.". Kto tak napisał? Kaczyński? Błaszczak? Morawiecki? A nie, to kolejny post Platformy, będący kontynuacją myśli wyrażonych przez Donalda Tuska w ostatni weekend podczas wizyty na Podlasiu.
Skoro 84 procent, to znak, że warto iść tym tropem – czysta matematyka. Pytanie jednak, czy nie trąca to aby polityczną amnezją? A jeśli trąca, skąd założenie, że tego samego typu deficyt poznawczy trapi również wyborców? Powiedzenie o grubymi nićmi szyciu się kłania. Ludzie, finezji trochę więcej! Nie przypadkiem politycy PiS zagotowali się z radości, jak dzieci. Oto Tusk we własnej osobie zapowiada realizację programu Kaczyńskiego.
Niedługo potem premier na swoim koncie w serwisie X pisze: "Opcja europejska chce zniszczyć religię i zrobić z ludzi zwierzęta! Wolność na Zachodzie się cofa. Putin? Nie, to Jarosław Kaczyński wczoraj do swoich wyborców na Podlasiu". Znów zbitka Putin–Kaczyński. Efektowna, lecz czy nie nazbyt siermiężna, biorąc pod uwagę intelektualny potencjał elektoratu?
I jeszcze te "listy śmierci Kaczyńskiego", czyli kolejne posty opisujące "dokonania" kandydatów PiS w nadchodzących wyborach do PE. Nawet mając na uwadze daleko idącą swobodę politycznej retoryki wolałbym jednak, by treść nagłówka bardziej korespondowała z esencją przekazu. Nawet w moim cynicznym politycznie umyśle gryzie się słowo "śmierć" w zbiciu ze zdjęciem Joachima Brudzińskiego i informacją, że "według mediów Polski Holding Hotelowy miał być zaangażowany w remont jego prywatnego mieszkania". Sorry, ewentualną prywatę od śmierci dzieli jednak kilka leveli.
Do kogo Platforma Obywatelska chce trafić ze swoim przekazem?
Nie jestem politologiem. Kiedyś jednak skończyłem socjologię stosunków politycznych, w szczególności zajmując się psychospołecznymi procesami kiełkowania decyzji wyborczych oraz politycznym marketingiem. I nie mogę się dziś uwolnić od pytania: do kogo ma trafić ten przekaz? Te czaszki, te śmiertelne odwołania? Do wyborców PO? PiS? Innych formacji? Nieprzekonanych?
Elektorat Platformy swoje ugruntowane zdanie na temat Jarosława Kaczyńskiego ma i nie wymaga łopatologicznego, dość prymitywnego w gruncie rzeczy objaśniania rzeczywistości. A może nawet wręcz przeciwnie.
Plemię PiS jest zbiorowością w swoich poglądach praktycznie nienaruszalną, zamkniętą w hermetycznej bańce poznawczej, nieprzepuszczającej do wnętrza nic, co z tego wnętrza nie pochodzi. A tym bardziej – od Tuska.
QUIZ: Kto to powiedział - Kaczyński czy Tusk?
Inni? Narodowcy? Ludowcy? Lewica? Niezorientowani? Niezdecydowani? Czy ktoś w PO czyta komentarze pisane bynajmniej nie przez internetowych trolli? To, że prawica po ostatnim spocie Platformy przejechała się dokumentnie, dziwić nie może. Ale dziś, żeby walić z czystym sumieniem w filmowe dokonania sztabu PO, nie trzeba być z prawicy. Można być z lewicy, z koalicji nawet.
Weźmy – tak tytułem konkluzji – choćby słowa rzecznika Nowej Lewicy, Łukasza Michnika, który w serwisie X napisał: "Umierałem z żenady, kiedy rozgorączkowany Kaczyński nazwał w sejmie Tuska niemieckim agentem. Ostatnie dni i ten spot pokazują, że mentalność w PO wiele się nie różni".