Czy niedługo zniknie kolejna z tzw. czerwonych linii, które w sprawie wojny w Ukrainie wyznaczyło sobie NATO? W Niemczech coraz głośniej mówi się o tym, aby należące do Sojuszu Północnoatlantyckiego systemy obrony przeciwlotniczej ochroniły ukraińskie niebo. Ważną rolę w tym projekcie musiałaby odegrać między innymi Polska.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W Niemczech poszukiwane są skuteczne sposoby na rozwiązanie problemu z potężnymi brakami w obronie przeciwlotniczej Ukrainy. W świetle nasilającej się ofensywy rosyjskiej posłowie rządzącej RFN socjaldemokratycznej partii SPD zgłosili pomysł, który zakłada relatywnie szybkie użycie NATO-wskich systemów OPL bez konieczności przekazywania ich Siłom Zbrojnym Ukrainy.
Niemcy a wojna w Ukrainie: Posłowie SPD proponują bezprecedensowe rozwiązanie
– Uważam, że w obecnej sytuacji konieczne i odpowiedzialne jest rozmieszczenie niemieckich oddziałów rakiet przeciwlotniczych na terytorium NATO przy granicy z Ukrainą w celu ochrony przestrzeni powietrznej nad zachodnią częścią tego kraju, na przykład za pomocą systemów Patriot – stwierdził cytowany przez "Der Spiegel"Joe Weingarten, który w partii kanclerza Olafa Scholza odpowiada za kwestie obronności.
Jak zauważył wpływowy członek Bundestagu, taka sytuacja zapewniłaby Ukrainie wydatne wsparcie, a zarazem nie zmuszała żołnierzy Sojuszu Północnoatlantyckiego do stacjonowania bezpośrednio na terytorium objętym wojną. – Musimy promować takie wsparcie i uczestnictwo u bezpośrednich sąsiadów Ukrainy, zwłaszcza w Polsce, na Słowacji i Węgrzech – dodał Weingarten.
Wtórował mu inny ważny członek SPD – odpowiedzialny za sprawy budżetowe Andreas Schwarz. W rozmowie z hamburskim tygodnikiem ocenił on, iż trzeba działać właśnie w zakresie wsparcia obrony przeciwlotniczej, bo ona jest dziś "piętą achillesową ukraińskiej armii". – Brakuje systemów obrony i rakiet, które chroniłyby ważną infrastrukturę i ludzi – alarmował.
Wprowadzenie niemieckiego pomysłu w życie oznaczałoby sytuację nieco podobną do tej, gdy należące do Bundeswehry baterie Patriot wzmacniały ochronę polskiego nieba przed powtórką z tragedii w Przewodowie. Różnica polegałaby jednak na tym, że teraz niemieccy żołnierze celowaliby do rosyjskich rakiet i dronów znajdujących się daleko w głąb Ukrainy.
Niemiecki plan nie zadziała bez sojuszników ze wschodniej flanki. A tu jest problem...
Jak informowaliśmy w naTemat.pl, kiedy na początku roku prezydent Francji Emmanuel Macron zaczął rozważać wkroczenie zachodnich wojsk do Ukrainy, rząd w Warszawie odniósł się do tego pomysłu sceptycznie. – Polska nie przewiduje wysłania swoich oddziałów – stwierdził stanowczo premier Donald Tusk.
A co z rozwiązaniem pośrednim i ochroną ukraińskiego nieba z NATO-wskiej ziemi? Przed tym scenariuszem już kilka tygodni temu przestrzegał były inspektor Sił Powietrznych gen. bryg. rezerwy Tomasz Drewniak.
– Technicznie jest to wykonalne, natomiast jeżeli chodzi o aspekty militarne i polityczne, na razie sobie nie wyobrażam sytuacji, w której NATO – bo tak naprawdę mówimy o Sojuszu – rozciągnie parasol nad Ukrainą. To by oznaczało włączenie się NATO do wojny, bo pierwsze zestrzelenie rosyjskiego samolotu czy jakiegokolwiek aparatu latającego automatycznie włącza NATO do wojny – wyjaśnił w rozmowie z Defence24.pl.
Wątpliwa jest też pozytywna reakcja ze strony innych państw Sojuszu graniczących z Ukrainą. Na Węgrzech rząd Viktora Orbána prezentuje linię wręcz prorosyjską. Natomiast nowe władze Słowacji opowiadają się za "pokojem za wszelką cenę", co również oznacza sprzeciw wobec wszelkich bardziej zdecydowanych działań Zachodu.