Polscy dziennikarze w porównaniu z Anglikami to łagodne baranki. Na Wyspach Waldemar Fornalik zostałby rozszarpany
Antoni Bohdanowicz
26 marca 2013, 15:00·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 26 marca 2013, 15:00
Po porażce z Ukrainą na selekcjonera reprezentacji Polski Waldemara Fornalika spadła sroga krytyka. To jednak nic w porównaniu z tym, co dzieje się na Wyspach Brytyjskich. Tam dziennikarze bezkarnie podsłuchują piłkarzy, śledzą, nabijają się z nich, a trenera reprezentacji narodowej na okładkach nazywają… „debilem z parasolką”.
Reklama.
Na konferencji prasowej przed meczem reprezentacji Polski z San Marino selekcjoner Waldemar Fornalik był wyjątkowo nerwowy. Na co dzień będący ostoją spokoju trener był wytrącony z równowagi, dawał się sprowokować prostymi pytaniami, odpowiadał – jak na niego – agresywnie. To, zdaniem osób z otoczenia kadry, pokłosie krytyki, jaka spadła na niego i kadrowiczów po klęsce w meczu z Ukrainą. Jednak w porównaniu z kolebką futbolu – Wyspami Brytyjskimi – media obeszły się z Fornalikiem wyjątkowo delikatnie.
Wyspiarskie media wiedzą doskonale, że bez nich piłka nożna nie jest tym samym biznesem. W ogóle nie interesuje ich więc zdanie zawodników czy trenerów. Bezpardonowo rugają ich za występ, a następnie wchodzą wprost z butami do ich życia osobistego. Wszystko po to, by dostarczyć czytelnikom ciekawą historię. Zresztą angielskim dziennikarzom do szczęścia nie jest potrzebna opinia samego piłkarza, który i tak zostanie przymuszony przez klub do wypowiedzi. Media interesuje prawdziwe życie.
Aktorka porno na treningu
Wszystko zaczęło się w latach sześćdziesiątych od genialnego alkoholika George'a Besta, który zdobywał kolejne trofea piłkarskie, piękne kobiety i… mandaty za pijaństwo. Następnie był trenerski playboy – Malcolm Allison – który częściej trafiał na czołówki gazet z powodu romansów, niż wyników na murawie. Wystarczy wspomnieć, że prowadząc Crystal Palace zaprosił na trening aktorkę porno Fionę Richmond, a następnie został przyłapany z nią na wspólnej kąpieli w szatni. Jednak im bardziej czasy się zmieniały, tym pojawiało się więcej metod do śledzenia piłkarzy, jak choćby nielegalne podsłuchy w telefonach komórkowych. Dlatego też ostatnio część dziennikarzy już jako „goście jej Królewskiej Mości” (nieoficjalny tytuł więźniów w Anglii) zamiast krytykować piłkarzy w gazetach, prowadzą kroniki więzienne.
„Nie, wcale nie jest duży. Śmieszysz mnie. X” – o co chodzi w tej wiadomości? To gwiazda reprezentacji Anglii, Ashley Cole, który wówczas był żonaty z liderką zespołu Girls Aloud – Cheryl – wysyłał pewnej kobiecie swoje nagie zdjęcia. „Wyślij jeszcze fotkę cycków proszę” – kulturalnie prosił ją o wymianę, a dziennikarze „The Sun”, którzy od kolegów z policji nauczyli się podłączać do telefonów, skrzętnie zbierali materiały dowodowe. Na początku piosenkarka oświadczyła, że pozostanie przy niewiernym małżonku, ale mający dostęp do skrzynki SMS-owej reporterzy wypuszczali kolejne pikantne szczegóły z życia piłkarza, co doprowadziło do rozwodu medialnej pary.
Grzeczniejszy nie jest kolega Cole’a, John Terry, kapitan klubu, który co chwila jest uwikłany w jakieś skandale. Jego postawa na boisku i poza nim stała się nawet powodem dymisji jednego z selekcjonerów reprezentacji Anglii. Przed laty media informowały, że Terry tuż po zamachach z 11 września nabijał się z tragedii przy grupie amerykańskich turystów. Potem była długa lista przewinień w klubach nocnych. Choć Terry jest chodzącym źródłem tematów, to jednak i tak dzienniki czasami są niecierpliwe i same robią pierwszy krok.
Tak było, kiedy dziennikarze nieistniejącego już News of the World urządzili prowokację i za 10 tysięcy funtów Terry, zarabiający co tydzień 16 razy więcej, bez wiedzy szefów klubu, oprowadzał ich po obiektach treningowych Chelsea. Skandaliczne zachowania piłkarza oddziaływały na reprezentację Anglii. Z jego powodu pomijano przy powołaniach Wayne'a Bridge'a, z którego narzeczoną kapitan Chelsea miał romans, a także Rio Ferdinanda, którego brata obraził w trakcie meczu. Media rzecz jasna prowadziły nagonkę na piłkarza, ale ten chyba tyle przeszedł w swoim życiu, że pozostaje na to obojętny, i… nie obraża się na dziennikarzy.
Podczas Euro 2012 angielscy żurnaliści mieli niezły ubaw z opowieści o tym, jak Franciszek Smuda i inne gwiazdy naszej reprezentacji obrażają się na media. Żartowano, że Smuda byłby na skraju samobójstwa, gdyby znalazł się pod taką krytyką, jak selekcjonerzy reprezentacji Anglii. Rok temu „The Sun” nabijał się z wady wymowy trenera Roya Hodgsona (nie wymawia „r”), a tekst zatytułował „Bwing on the Euwos” (w luźnym tłumaczeniu – Łuszajmy na Euło). Z wady szkoleniowca szydzili także reporterzy BBC 4.
Co ciekawe, bezkarnych zazwyczaj dziennikarzy spotkała krytyka kolegów po fachu, więc dosyć szybko przestano się z tego śmiać. Ale zawsze znajdą się inne powody do krytyki. Choć selekcjoner Hodgson się do tego nie przyznaje, nie wziął na Euro 2012 będącego w sporze z Johnem Terrym Rio Ferdinanda, tłumacząc decyzję względami piłkarskimi. Choć później deklarował, że nie zamyka drzwi do kadry przed obrońcą Manchesteru United, to pewien bezrobotny dziennikarz nagrał jego rozmowę [Hodgsona] z kibicami w londyńskim metrze, gdzie trener otwarcie mówił, że Ferdinand już nigdy więcej dla Anglii nie zagra. To wystarczyło do wywołania na łamach gazet olbrzymiego sporu, który zakończył się oficjalnymi przeprosinami trenera.
Warto przypomnieć też o aferze ze Svenem Goranem Erikssonem w roli głównej (selekcjoner reprezentacji Anglii w latach 2001-2006). Szwed w okresie przed mistrzostwami świata w Niemczech potajemnie spotkał się z pewnym arabskim szejkiem, który chciał przejąć Aston Villę i sondował możliwość zatrudnienia Szweda na stanowisku trenera. Plan był chytry: Eriksson po wygraniu z Anglią Mundialu (co się nie oczywiście nie wydarzyło) miał przenieść się do Birmingham, oraz ściągnąć tam całą plejadę gwiazd z Davidem Beckhamem na czele. Jednak Eriksson nie wiedział, że jego rozmówcą nie był arabski miliarder, tylko reporter tabloidowego Mazeer Massoud, który ze względu na swoje liczne prowokacje, nosi ksywkę „Fałszywy Szejk”.
Poza prowokacjami czy podsłuchami, rzecz jasna gazety mogą liczyć na informacje z „zaufanych źródeł”. Jednym z łatwiejszych kąsków jest Jermain Defoe, który lubi się zabawiać. Raz fotografowie skorzystali z „cynku” i zrobili mu zdjęcia podczas zabaw na tylnym siedzeniu swojego Range Rovera, innym razem szczegóły jego życia erotycznego wyszły na jaw przez zdjęcia oraz spowiedź jednej z kochanek, o dziwo nie urody i kształtów supermodelki, a raczej otyłej angielskiej pielęgniarki.
Debil z parasolką
Bardziej przezorny był ze swoimi romansami uznawany za „wzór cnót” Ryan Giggs, który za pomocą sądów próbował ukrywać szczegóły miłosnych uniesień. Sprawa wyszła na jaw, bo Szkocja ma nieco inny system prawny niż Anglia, więc mimo sądowego zakazu dziennikarze nie łamali prawa publikując informację o Giggsie i zjawiskowej Imogen Thomas. Angielski sąd zniósł zakaz w momencie, gdy na Twitterze rozgorzała gorąca dyskusja na ten temat. Tak więc Giggs zamiast ukryć romans (którego Thomas ponoć nie miała zamiaru ujawnić), został wyśmiany przez wszystkie media, a na dodatek okazało się, że od dłuższego czasu… odbywał intymne stosunki z żoną swojego młodszego brata!
Co ciekawe w odróżnieniu od Polski, w Anglii można publikować dane osób podejrzanych, oskarżonych itd. Tak więc, jeśli piłkarz został gdzieś przyłapany, to nie dowiemy się np. że narozrabiało dwóch byłych zawodników– Radosław M. i Piotr Ś – tylko od razu dowiemy się, kto to był. Dlatego też jeśli ktoś się boi, że media mogą pewnymi informacjami zaszkodzić jego życiu osobistemu, może wystąpić o sądowy zakaz publikacji, co też Giggs uczynił. Jak jednak widać – nieskutecznie.
Angielskie prawo powoduje, że media czują się bezkarne. Przykłady nabijania się z wymowy Hodgsona, to tylko przykład bezpodstawnych ataków. Swego czasu prowadzący program o angielskiej piłce „Fantasy Football League” regularnie nabijali się z fryzury piłkarza Jasona Lee, która przypominała im ananasa. Nie tylko puszczali nagrania z tym piłkarzem, ale także stworzyli piosenkę o jego fryzurze, którą potem śpiewali kibice innych drużyn śpiewali. Lee, który nie zrobił oszałamiającej kariery, powiedział po latach, że nagonka dwójki prezenterów zniszczyła jego pewność siebie.
Najgorzej, kiedy nie ma sukcesu – tak jak w przypadku reprezentacji Polski. Wtedy z wiadrem pomyj ruszają nie tyle dziennikarze, co eksperci od pisania czołówek w gazetach. Angielski jest na tyle plastycznym językiem, że łatwo można grać słowami. Przykładowo, okładka jednej z gazet po przegranych eliminacjach do Euro 2008 przedstawiała trenera reprezentacji Steve'a McLarena i z tytułem: „Wolly with a brolly”, czyli… „Debil z parasolem”.