Trudno opisać, co jeden z użytkowników Twittera (obecnie X) dostał po zjedzeniu obiadu w jednej z krakowskich restauracji. Na podstawie dziwnego świstka, który definitywnie paragonem nie był, kazano mu zapłacić za jedzenie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kto inny mógłby nie zwrócić uwagi na rachunek, ale nieszczęśliwie dla restauracji trafiło na magistra ekonomii, Michała Orzołka. Swoim doświadczeniem z "rachunkiem" podzielił się z innymi internautami.
Mężczyzna poszedł na obiad do jednej z krakowskich restauracji. Po zjedzeniu poprosił o rachunek. W takiej sytuacji kelner przynosi paragon i opłaca się go kartą lub gotówką. Ale to, co dostał Orzołek, paragonem z pewnością nie było. No i warto zauważyć, że restauracja nie przyjmuje płatności kartą, bierze tylko gotówkę.
"Restauracja Pod Wawelem. Na początku informacja – płatność tylko gotówką. Potem otrzymany paragon nie zawierał NIPu, daty i innych wymaganych danych. Po zwróceniu uwagi otrzymałem poprawny paragon. Jest jeszcze wiele pracy do zrobienia" – tak mężczyzna opisuje swoje doświadczenie.
Co dostał internauta?
Coś takiego zwie się popularnie "paragonem kelnerskim". Jest to nazwa nieoficjalna, coś takiego w obrocie prawnym nie istnieje. Nie ma żadnej mocy prawnej. I może być próbą oszukania fiskusa.
Kelner najprawdopodobniej nie wbił obiadu pana Michała na kasę fiskalną, w zamian przedstawił mu wydruk z jakiegoś urządzenia. Być może zrobił to z roztargnienia...
Ale to też popularna forma oszustwa. Przyjęcie płatności gotówką nie zostawia śladu w systemach elektronicznych. A niewystawienie paragonu powoduje, że nie musi płacić VAT-u. Restaurator jest więc bogatszy o podatek, który powinien zapłacić państwu. Ile by na tym zyskał? Jak widać po poprawnie wystawionym paragonie, byłoby to nieco ponad 20 złotych.
Takie praktyki są powszechne w niektórych lokalach. Jak widać w komentarzach pod wpisem pana Michała, wiele osób otwarcie popiera niepłacenie podatków państwu. Tych samych podatków, z których finansowane są drogi, szkoły, opieka zdrowotna i... tarcze dla firm.
Warto też podkreślić, że taki restaurator (czy ogólnie rzecz ujmując: sprzedawca) okrada nie tylko państwo. Gość restauracji jest przekonany, że firma działa w zgodzie z prawem, tymczasem część rachunku, który uiszcza, trafia nie do państwa, tylko do kieszeni przedsiębiorcy. W takim przypadku przedsiębiorca powinien chyba obniżyć rachunek swojemu klientowi? Mówimy oczywiście o sytuacji czysto hipotetycznej.
Okradani mogą się czuć również inni przedsiębiorcy. Wszak oni płacą podatki, mają więc określone koszty działalności. Ktoś, kto podatków nie płaci, jest dla nich nieuczciwą konkurencją.
Przypomnijmy: każdy paragon fiskalny zawiera charakterystyczne elementy, między innymi centralnie umieszczony napis paragon fiskalny, NIP wystawcy, jego nazwę i adres, logo i numer unikatowy kasy.
Jak informuje ministerstwo finansów, w restauracji mogą krążyć też inne formy rachunków, ale nie są one dokumentami sprzedaży.
"Rachunek kelnerski może mieć postać dokumentu wypisanego odręcznie, na bloczku oznaczonym np. jako pokwitowanie wpłaty. Może to być również dokument, który jest zbliżony z wyglądu do paragonu fiskalnego. Nie jest to jednak paragon fiskalny, jeżeli nie pochodzi z wydruku z kasy fiskalnej" – informuje resort.