"Woda święcona was parzy!", "Złamanego grosza wam nie dam!", "Jesteście katolicką uczelnią tylko z nazwy!" – takie głosy padają pod adresem lubelskiego KUL, po tym jak okazało się, że jedna z profesorek uniwersytetu podpisała się pod listem w obronie Ewy Wójciak, która nazwała papieża "ch****". – Który raz już to słyszę? Od dawna wiadomo, że uczelnia jest prawdziwie "katolicka" tylko w statucie, a uniwersytecka rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej – kwituje jeden ze studentów. – Taka jest prawda o studiach na KUL.
Obecność Zofii Kolbuszewskiej, profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, na liście sygnatariuszy listu w obronie Ewy Wójciak, dyrektorki Teatru Ósmego Dnia w Poznaniu, zaskoczyła i oburzyła wielu. Z kolei profesor po gromach, które na nią spadły, zrezygnowała z funkcji.
Katolickość pod znakiem zapytania
Na prawicowych forach padają pytania, jak to możliwe, że pracownik katolickiej uczelni zajął tak niekatolickie stanowisko – przecież Wójciak nazwała papieża "ch****", na co żaden wierzący godzić się nie może. Na Facebooku powstał nawet specjalny profil, który zachęca do wysyłania listów protestacyjnych. "Przykład działania pani prof. Prodziekan jest karygodny i taka osoba nie powinna znajdować się we władzach Wydziału Nauk Humanistycznych na katolickim uniwersytecie" – brzmi fragment zaproponowanego wzoru. Niektórzy apelują wręcz, by Kolbuszewską całkowicie usunąć z uczelni. To już akurat nie będzie konieczne, gdyż Kolbuszewska zrezygnowała sama.
Jak reagował KUL? "Zaangażowanie się dr hab. Zofii Kolbuszewskiej, prof. KUL, w sprawę protestu, niezależnie od intencji, w jakich zostało podjęte, rodzi wrażenie braku należnego szacunku pracownika KUL wobec Jego Świątobliwości. Rektor KUL oświadcza, że wskazanie w tym kontekście naszej Uczelni jako miejsca zatrudnienia ww. osoby godzi w dobre imię wspólnoty akademickiej" – napisała w oświadczeniu Lidia Jaskuła, rzeczniczka uczelni.
Problem w tym, że oburzonym to nie wystarczy, a lawiny oskarżeń i pretensji zatrzymać się już nie da. Oto kilka głosów z facebookowego profilu KUL.
Paweł: "Dobrze wiedzieć, że jedną z katolickich wartości tej uczelni jest popieranie obrażania papieża. Całe szczęście kończę studiowanie na tej uczelni".
Marek: "Jeżeli Kolbuszewska będzie nadal pracownikiem, to moja rodzina i znajomi przestaniemy finansować KUL. W KULu do dzisiaj pracują współpracownicy sowieckich służb i to ma być pełnienie służby Kościołowi i wiernym?".
Tom: "Oj, chyba przydałoby się wam przypomnieć o paru podstawowych zasadach wiary katolickiej. Zdaje się, że niektórych z was woda święcona zaczyna parzyć".
"KUL nie służy Bogu"
Myli się jednak ten, kto zakłada, że to sprawa Kolbuszewskiej nagle wypchnęła KUL na celowniki krytyków. Z prawej i lewej strony o "fałszywej katolickości" uniwersytetu słychać od dawna. Ci, którzy dziś krytykują władze uczelni, już wcześniej mieli pretensje, głównie o politykę kadrową. Najlepiej odzwierciedla to komentarz Artura Zawiszy, byłego posła Prawicy Rzeczpospolitej i absolwenta KUL, na łamach"Frondy":
– Katolicki Uniwersytet Lubelski służący Deo et Patriae, Bogu i Ojczyźnie, pod patronatem Najświętszego Serca Jezusowego, to już zamierzchła przeszłość. Całe lata zaniedbywano formację kadry uniwersyteckiej, dopraszając za to kolejnych wykładowców coraz bardziej odległych od nauczania Kościoła. Dochodziło wręcz do skandali, gdy podczas Kongresu Kultury Chrześcijańskiej organizowanego przez nieżyjącego już abp. Józefa Życińskiego jednym z kluczowym mówców był dawniejszy funkcjonariusz służb PRL.
Zdaniem Zawiszy w ostatnich latach "importowano" na KUL nowych profesorów, którzy nie musieli udowadniać swej "katolickiej ortodoksji", a jedynie składali deklaracje, że są katolikami. – Smutny i kompromitujący popis Kolbuszewskiej jest konsekwencją tego stanu rzeczy i zapowiedzią nowych wybryków – twierdzi polityk prawicy.
Rydzyk w Lublinie
Z drugiej strony mamy oskarżenia, że KUL za bardzo przechyla się w prawą stronę i prezentuje wypaczoną wersję katolicyzmu a la Radio Maryja. "Niepostrzeżenie został zdominowany przez prawicowych radykałów" – pisała w czerwcu 2011 roku "Polityka". Pretekstem do tamtego tekstu była słynna wizyta na uniwersytecie reżysera Grzegorza Brauna, który o zmarłym arcybiskupie Józefie Życińskim mówił: "łajdak podający się za biskupa".
Ks. prof. Alfred Wierzbicki zwracał wówczas uwagę, że na uniwersytecie jest grupa ludzi, która chciałaby za wzór stawiać Stanisława Michalkiewicza, Wojciecha Cejrowskiego, Janusza Korwin-Mikkego czy przedstawicieli środowiska ojca Rydzyka.
– My wszyscy: ja. Janusz Palikot, Kazimierza Szczuka, którzy jesteśmy absolwentami KUL, a jednocześnie krytykami Kościoła, niejako uwierzytelniamy status tego uniwersytetu. Ja pamiętam KUL jako ostoję wolności intelektualnej i pluralizmu. Przyszedłem tam jako niewierzący, nieochrzczony, a mimo to mogłem studiować. To jest wartość, która powinna być kultywowana także dziś – mówi w rozmowie z naTemat prof. Jan Hartman.
"Mamy to gdzieś"
Co na to studenci? Jak się studiuje w cieniu rywalizacji o to, co naprawdę oznacza "katolicki" w nazwie? – Nie będę się wypowiadał za wszystkich, ale moi znajomi i ja mamy to gdzieś. Słyszałam kiedyś takie powiedzenie: "jeśli chcesz stracić wiarę, idź na KUL". Jak się słucha tych awantur to można w to uwierzyć – mówi naTemat Mateusz, student psychologii na KUL.
Jak twierdzi, być może w PRL-u ta statutowa "katolickość" miała duże znaczenie, ale teraz KUL traktowany jest raczej jak każda inna uczelnia. – Idąc tutaj nie kierowałem się wiarą, ale tym, że uniwersytet prezentuje dobry poziom – zaznacza. – Denerwuje mnie, jeśli ktoś mówi, że to uczelnia dla moherów. Tutaj studiują też niewierzący. Wymogiem jest jedynie zaakceptowanie "katolickiego charakteru" uniwersytetu. No i oczywiście trzeba pogodzić się z tym, że część wykładowców to duchowni.
To jednak tylko jedna ze studenckich postaw. W reakcji na sprawę Zofii Kolbuszewskiej koledzy Mateusza wystosowali list otwarty, w którym odcinają się od postawy profesorki. "Zastanawiamy się czy nie stoi to w sprzeczności zarówno z dewizą naszego Uniwersytetu jak i z jego misją, w statucie którego odnajdujemy zapis o kształceniu i wychowaniu inteligencji katolickiej i współtworzeniu chrześcijańskiej kultury. Czy obrona tak wulgarnej i pozbawionej dozy kultury wypowiedzi pod adresem następcy Wielkiego Polaka, profesora naszej Uczelni, Jana Pawła II przystoi osobie z dumą noszącej tytuł profesora KUL? Czy takie zachowanie ma być wzorem katolickiej postawy dla nas i naszych koleżanek i kolegów?" – pytają.
Rozpoczynając studia na KULu byłam przekonana, że to naprawdę katolicka uczelnia. Ostatnio cuzje się coraz bardziej oszukana.
"Polityka"
Do niedawna w system był wmontowany jeszcze jeden wentyl bezpieczeństwa w postaci Wielkiego Kanclerza, który jako biskup lubelski sprawował nadzór nad uczelnią. Gdy biskupem był Józef Życiński, hamował radykalne zapędy na KUL. – Gdy na uczelni pojawiał się Rydzyk, następnego dnia rektor tłumaczył się z tego w kurii – mówi wykładowca J. od dziesięcioleci związany z katolicką uczelnią. – W ten sposób Wielki Kanclerz stał na straży uniwersytetu otwartego, ale unikającego skrajności.