Zaufać hotelowej kuchni? Nigdy więcej. Dlatego właśnie para Brytyjczyków na kolejne wakacje All Inclusive wybrała się z walizką pełną własnych produktów spożywczych. W wypchanym po brzegi bagażu, oprócz kilkudziesięciu paczek chipsów, kiełbas i gotowych zup, znalazło się miejsce nawet dla grilla. A wszystko to z miłości do... dobrej angielskiej kuchni. Trudno w to uwierzyć? No to przeczytajcie.
Reklama.
Reklama.
All Inclusive. Nie każdy lubi, ale wielu jeździ. Pakiet skojarzeń związanych z tego typu formą wypoczynku obejmuje nie tylko daleko posuniętą organizację i święty spokój od wszelkich (niemal) zmartwień, ale też nieograniczony dostęp do hotelowej kuchni i baru.
Problem dla niektórych zaczyna się w momencie, gdy miejscowe menu nie wpisuje się w kulinarne upodobania – wówczas może być naprawdę cieżko. Z tego właśnie założenia wyszła młoda Brytyjka Rebecca Phillips, która dziś – wraz ze swoim mężem Johnem – jest na ustach milionów Wyspiarzy.
Jak podał "The Sun", pani Phillips wykupiła wyjazd do Egiptu w opcjiAll Inclusiveza 1400 funtów, czyli około 7 tysięcy złotych. Kobieta nie była jednak pewna, czy lokalni kucharze są w stanie sprostać wymogom pana Phillipsa, który lubi zjeść "po angielsku". Dlatego zdecydowała się fakultatywnie wzbogacić ofertę za pomocą zapasów zabranych z domu.
W ten właśnie sposób w bagażu państwa Phillips znalazła się dodatkowa walizka. A w niej następujące specjały:
86 paczek czipsów
30 kiełbasek
21 zupek instant
2 paczki bekonu
Puszka tuńczyka
Kostka sera
Brązowy sos
30 batonów
16 torebek ciastek
Co więcej, do zestawu udało się upchnąć także mały przenośny grill do przyrządzania bekonu i kiełbasy Można? Jak widać można.
Polecieli na All Inclusive za 7 tys. zł. Dołożyli 1,5 na własne kiełbasy i bekony
Pakiet ratunkowy dla pana Phillipsa kosztował 300 funtów, czyli ponad 1,5 tysiąca złotych. Małżonkowie nie żałują jednak wydanego grosza. Najważniejsze bowiem, to żywić się w zgodzie z własnym sumieniem.
– Zawsze byłem wybredny, w ogóle nie jem dużo warzyw. Lubię dobre, staromodne angielskie jedzenie, frytki, kiełbasę i sos, tego typu rzeczy – powiedział czterdziestolatek dziennikarzom "The Sun".
Mężczyzna po raz pierwszy zorientował się, jak "niebezpiecznie" może być na All Inclusive 3 lata temu. Nie znajdując dla siebie nic wartego uwagi w menu, przechodził cały wyjazd na frytkach. Alternatywą było głodowanie... Postanowił zatem, że nigdy więcej nie dopuści do takiej sytuacji.
Małżonka dzielnie mu sekunduje. W rozmowie z "The Sun" Rebecca Phillips stwierdziła: – Nie denerwuje mnie to. Kocham jedzenie i uwielbiam gotować, więc wolę, żeby John był zadowolony z czegoś, co mu się spodoba.
Po co zatem małżonkowie w ogóle latają na All Inclusive, a tym bardziej – dlaczego nie wyobrażają sobie innej opcji? John z rozbrajającą szczerością wyjaśnił, że interesuje go... darmowe piwo.