W zakupowym przedświątecznym okresie na miłośników zdrowej żywności jak grom z jasnego nieba spadła wiadomość o zamknięciu Le Targu na Saskiej Kępie. Wszystkiemu winne są wymagania inspekcji sanitarnej i donos "życzliwego". Jednak jak zapewnia nas Marcin Brzózka, organizator Le Targu, po świętach wszystko powinno wrócić do normy.
Ktoś zawiadomił inspekcję sanitarną i kontrola stwierdziła, że nie spełniamy wszystkich warunków. Nie wiem, czy to jakaś konkurencja czy sąsiedzi. Jesteśmy przedsięwzięciem non profit, chcemy po prostu, by ludzie mieli gdzie kupić dobre, zdrowe jedzenie. Nie spodziewaliśmy się, że to, co robimy może się komuś nie spodobać. Przychodzą do nas kulturalni, świadomi ludzie, nie ma żadnego alkoholu ani hałasu. Jedynym problemem był brak miejsca do parkowania, ale zatrudniliśmy pracownika, który pilnuje, by nie zastawiano ludziom bram, wydawało mi się, że problem jest rozwiązany.
Może to konkurencja, która już wcześniej starała się przejąć naszych sprzedawców. Wszystko jest o tyle dziwne, że doniósł na nas ktoś, kto rzekomo zatruł się krokietem, a u nas w ogóle się takich rzeczy nie sprzedaje.
Jaki zastrzeżenia miała inspekcja sanitarna?
Nie jesteśmy firmą, która specjalizuje się w handlu żywnością, więc nie wykluczam, że nie dopełniliśmy wszystkich obowiązków. Jakiś czas temu dowiedzieliśmy się, że trzeba takie przedsięwzięcia jak Le Targ zgłosić do urzędu dzielnicy i zaczęliśmy się tym zajmować. Nie myślałem jednak, że przyjdzie nam się zmierzyć z inspekcją handlową.
Głównym zarzutem kontrolerów był brak lad chłodzących dla tych, którzy sprzedają na zewnątrz. Mieliśmy w planach zorganizować takie lady, bo zależy nam na tym, by sprzedawana u nas żywność była zdrowa i smaczna. Jednak przez to, że wciąż jest zima nie spieszyliśmy się z tym, bo wiedzieliśmy, że mamy jeszcze dwa-trzy tygodnie. Ktoś nas jednak uprzedził i doniósł do inspekcji.
Szkoda też, że nie dano nam czasu na naprawienie błędów. Moglibyśmy dostać kilkaset złotych mandatu i na przykład dwa tygodnie na uzupełnienie braków, ale niestety tak się nie stało. Teraz będziemy musieli zaczynać wszystkie procedury od początku.
Co dalej z Le Targiem?
To wszystko, co działo się od naszego startu pokazało, że takie miejsce jest bardzo potrzebne. Zainteresowanie Le Targiem rosło lawinowo, bo żyjemy w epoce pompowanych szynek. Ludzie boją się jeść coś, co po dwóch dniach w lodówce zaczyna śmierdzieć i nadaje się najwyżej dla psa. Tymczasem u naszych producentów można kupić szynkę, która może leżeć w lodówce nawet dwa tygodnie i nic się z nią nie dzieje. Więc nie tylko oszczędzają, ale i mają jedzenie, które znacznie lepiej smakuje.
Dlatego nie poddajemy się i zapewniam, że będziemy walczyć. Tak jak mówiłem i tak spełnilibyśmy postawione przed nami wymagania. Lokal jest przystosowany, ma ciepłą zimną wodę, potrzebne są nam tylko lady chłodzące do sprzedaży na zewnątrz, bo w środku nie ma miejsca dla wszystkich. Jednak zapewniam, że uporamy się z tym najszybciej jak możemy i wkrótce Le Targ będzie znowu działał normalnie.