Z Holandią w niedzielę nasi reprezentanci przegrali 1:2, ale zagrali dobrze, w ich grze widać było pewność siebie, myśl trenera, odwagę, chęć "gry w piłkę".
Dlatego Austrii – swego rodzaju rewelacji ostatnich miesięcy w europejskiej piłce – nie musieliśmy się bać. Polski kibic mógł powtarzać: "Taki dobry mecz z Holandią zagraliśmy – i to bez Lewandowskiego!"
Podobne myśli pojawiały się po pierwszej połowie meczu z Austrią. "Remisujemy, a jeszcze nie wszedł Lewandowski!"
Tymczasem wejście Lewandowskiego w 60. minucie niczego nie zmieniło. Chyba że będziemy kąśliwi i zauważymy, że dwie ostatnie bramki Austriacy zdobyli już z Lewandowskim na boisku – ale tutaj o związku przyczynowo–skutkowym nie sposób mówić.
Można natomiast mówić z pewnością o tym, że grany bez Lewandowskiego mecz z Holandią był w polskim wykonaniu dobry.
Można mówić o tym, że w drugiej części pierwszej połowy meczu z Austrią, bez Lewandowskiego, Polska radziła sobie dobrze (gola strzelił Krzysztof Piątek, mieliśmy remis 1:1).
To już sporo danych, by postawić tezę, że niespełna 36-letni napastnik Barcelony nie jest w żadnym razie elementem koniecznym do tego, by Polska zagrała porządnie.
Mamy dowody, że kadra potrafi grać porządnie bez niego. I dostaliśmy też poszlakę, że po jego wejściu nie dzieje się w ofensywie skokowo lepiej niż wcześniej.
Jeśli ktoś martwił się, czy "będzie życie po Lewandowskim", to dostał w Niemczech dobrą odpowiedź. Będzie.
Polska, jak powiedzieliśmy, może grać dobrze lub bardzo dobrze bez Lewandowskiego. Ale też bez Lewandowskiego może grać bardzo źle. Przytoczymy jedną statystykę, podał ją dziennikarz Wojciech Górski z Interii.
Polska miała, uwaga, jedno celne podanie w tercji przeciwnika w pierwszym kwadransie gry. A Austriacy takich podań w naszej tercji mieli 38.
Czytaj także: https://natemat.pl/560777,zielinski-szczerze-po-porazce-z-austria-wskazal-cos-waznego-w-grze-polakow