Scenarzystom trudno byłoby wymyślić historię jak ta o Wojtku z Zanzibaru. Najpierw był postrzegany jako genialny wizjoner i król hotelowego imperium, a potem jako zwykły oszust. Z hotelarzem i jego fundacją współpracowało naprawdę wiele polskich gwiazd. Po obejrzeniu dokumentu "Król Zanzibaru" już nie dziwię się, że dali się w to wszystko wrobić. W produkcji zaskoczyły mnie jednak dwie rzeczy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Działalność Wojtka z Zanzibaru wciąż zaskakuje, o czym przypomina dokument Max
Na nowej platformie Max premierę miał niedawno trzyodcinkowy dokument o kulisach działalności Wojciecha Ż, który w sieci był znany jako Wojtek z Zanzibaru. Zawsze marzył o hotelarskim biznesie.
Skończył hotelarstwo, sporo podróżował, pracował za granicą i nawiązywał bliższe relacje z osobami, które mogłyby z nim "pójść na swoje". W końcu znalazł miejsce na Zanzibarze – budynek właściwie w ruinie, który postanowił wyremontować i stworzyć własny hotel Pili Pili.
– Na początku miał być to jeden mały hotelik z sześcioma pokojami – mówi przed kamerą jego późniejszy pracownik. Wojtek Żabiński poszedł jednak o wiele kroków dalej, stworzył "polskie imperium" na afrykańskiej wyspie – całą wioskę hoteli.
– Sprzedawał wycieczki na Zanzibar swoją twarzą przez Facebook – opisuje Dana Dalkowska-Saleh, operatorka wycieczek. To właśnie przez aktywność w social mediach napędzał popularność swoich obiektów. Z czasem stał się niemal celebrytą-hotelarzem.
– Wydawał się takim spoko ziomeczkiem, który z pasją podchodzi do swojego biznesu – opisują współpracownicy – Był osobą na wyciągnięcie ręki. Przychodził, siadał między swoich gości, pytał, jak się czują, czy coś im pomóc – relacjonowała jedna z osób.
Jego biznes rozrastał się w bardzo szybkim tempie. Wojtek z Zanzibaru organizował czartery, dodatkowe atrakcje, a na to wszystko sam ustalał promocje i okazjonalne ceny. Ludzie go pokochali, w tym także lokalsi, którzy dzięki jego biznesowi mieli miejsca pracy.
W pewnym momencie zaczął się jednak "początek końca". Brakowało pieniędzy na wszystko. O tym, jaki jest budżet, wiedział tylko on i nie chciał nikogo do tego dopuścić. Polacy, którzy inwestowali w jego nowe hotele przyjeżdżali na miejsce i widzieli... dziurę w ziemi. "Na jedną dziurę w ziemi przypadało na przykład kilku właścicieli", "turyści przyjeżdżali do jeszcze niewybudowanego miejsca" – dowiadujemy się z filmu dokumentalnego.
Tak kończyło się hotelowe królestwo Polaka na Zanzibarze. Dziś mężczyzna jest poszukiwany listem gończym. Zostały po nim niedokończone inwestycje, nieuregulowane rachunki i niewypłacone pensje.
Zanim jednak doszło do jego upadku, wiele osób, również tych znanych w polskim show-biznesie – których zachęcił "entuzjazm" Wojtka z Zanzibaru – nawiązało z nim współpracę.
Dalsza część artykułu poniżej.
Quiz: Robisz tak na wakacjach? Sprawdź, czy mogą Cię uznać za "turystę niskiej jakości"
Wojtek z Zanzibaru i... gwiazdy polskiego show-biznesu
Celebryci, aktorzy, muzycy zaczęli pojawiać się w kurortach Wojciecha Żabińskiego po tym, jak utworzono tam fundację Pili Pili, która miała pomagać lokalnym dzieciom w edukacji.
Wojtek z Zanzibaru wymyślił specjalne eventy, na których mógł zbierać pieniądze na fundację. I niedługo później ruszyły charytatywne wydarzenia z udziałempolskich gwiazd.
Ci, którzy decydowali się na tzw. współpracę barterową, mieli zapewnione dwutygodniowe wakacje na rajskiej wyspie, a przy okazji byli współorganizatorami na przykład: szkoleń z aktorstwa, pogadanek o filmie, koncertów i to wszystko dla... szczytnego celu."Grzech" nie skorzystać.
Natalia Kukulska jako jedyna wystąpiła w dokumencie o "Królu Zanzibaru", ale przylatywało tam naprawdę mnóstwo znanych twarzy, w tym m.in.: Barbara Kurdej-Szatan, Marcin Mroczek, Urszula Dudziak, zespoły: Kombi, Feel, De Mono...
Nie dziwię się, że gwiazdy chętnie wchodziły we współprace z Wojtkiem. Gość w kilka lat rozwinął biznes na Zanzibarze, prowadził sieć hoteli, aktywnie udzielał się w sieci – można było odnieść wrażenie, że jest w tym autentyczny, pełen pasji, mega pozytywny i jeszcze... pomocny – na takiego się kreował.
Ale to tylko obrazek, który było widać na zewnątrz. W tym samym czasie jego pracownicy często przechodzili przez piekło... nie wiedzieli, co robić, gdy – na przykład – pokoje nie były jeszcze wyremontowane, a goście już jechali z lotniska. – Woziliśmy ich przez ponad trzy godziny po wyspie, żeby dokończyli remont – opowiada pracownik.
– Wojtkowi zawsze uchodziło to na sucho. Za wszystkie niedogodności dawał ludziom tyle promocji albo gratisowych rzeczy, że o dziwo zapominali o tym, co się wydarzyło na początku. W końcu byli na wakacjach, chcieli odpocząć – relacjonuje inny.
Jednocześnie w sieci hotelarz pokazywał, że wszystko świetnie się układa. – Żył w zupełnie innej rzeczywistości – określił jeden z menadżerów. A celebryci w tę rzeczywistość wierzyli. Do czasu...
Wyszło na jaw zupełnie inne oblicze Wojtka z Zanzibaru
Sprawa dotyczyła wówczas jego dawnego biznesu w Polsce. Chodziło o kupno mieszkania, którego jeszcze nie spłacił, a już sprzedał kolejnemu nabywcy.
Dziennikarka Agnieszka Szwajgier, która od lat zajmuje się tym tematem tłumaczy, że w takim samym systemie hotelarz działał też na afrykańskiej wyspie. – Wojtek tworzył wizję, ale nim za nią zapłacił, sprzedawał dalej. Miał powołanych dziesiątki spółek, które służyły uniknięciu odpowiedzialności przed wierzycielami – wyjaśnia w materiale na platformie Max.
Celebryci czuli się wykorzystani i oszukani...
W końcu jednak "szambo wybiło" i coraz szersze grono zaczęło dowiadywać się, jak działa "biznesmen".
– Czułam się po prostu oszukana. Czułam, że dopadła mnie również niesprawiedliwość. Tym bardziej jeszcze bolały mnie te zarzuty, kiedy ktoś mówił, że promuję przestępcę – wyznała w dokumencie Kukulska.
Oprócz piosenkarki o swojej historii w "Królu Zanzibaru" postanowił opowiedzieć Żelisław Żyżyński. Dziennikarz sportowy działał w mediach już jako nastolatek, potem przeszedł do Canal. Miał za sobą kilkanaście lat kariery i nagle dostał propozycję od Wojtka Żabińskiego.
Miał stworzyć i prowadzić na Zanzibarze Pili Pili Radio i Pili Pili TV. Propozycję przyjął, bo – jak wyznał – "Wojtek jawił mu się jako taki wizjoner, który rzeczywiście zrobił biznes z niczego w bardzo trudnym pandemicznym czasie".
Gdy dowiedział się, że rzeczywistość jest zupełnie inna, a Wojtek Żabiński został uznany za oszusta i ma sporo "za uszami", nie krył szoku i przerażenia. – Całe życie pracowałem na swoje nazwisko. (...) Teraz przez to, że byłem na Pili Pili, część ludzi w mediach społecznościowych uważa, że moim nazwiskiem może sobie mordę wycierać – skwitował.
W końcu nie on jeden dał się wrobić. Wiele osób wciąż zastanawia się, czy Wojtek z Zanzibaru to mężczyzna, który perfidnie budował finansową piramidę, czy ktoś, kto chciał spełnić swoje marzenie i marzenia innych, tylko mu nie wyszło.
W dokumencie o Wojtku z Zanzibaru zaskoczyły mnie dwie rzeczy...
– Osoby, które zostały wykorzystane jako tło polskiego show-biznesu uświadomiły sobie,że były nieświadomymi pomocnikami słynnego Wojtka z Zanzibaru – skomentował tę sytuację Krzysztof Rutkowski.
Jego obecność w dokumencie mnie zaskoczyła. Rozumiem, że skoro zajmuje się tą sprawą ze strony detektywistycznej, to ma coś do powiedzenia, ale... czy to nie ten sam celebryta, który kilka lat temu stracił licencję, bo złamał jeden z podstawowych warunków, którym jest... niekaralność?
Nie jest tajemnicą, że Rutkowski też miał problemy z prawem. A w dokumencie Maxa jest go naprawdę dużo i został podpisany jako... detektyw. Chyba przesada.
Jest jeszcze jeden aspekt, który nurtował mnie przez cały ten film... czy zobaczę w nim Iwonę Pavlović. O gwieździe w kontekście działalności Wojtka z Zanzibaru było swego czasu bardzo głośno.
"Czarna mamba" w Pili Pili prowadziła zajęcia z tańca, była też gospodynią wielu eventów i słynnej imprezy sylwestrowej. Wygląda jednak na to, że nie zdecydowała się na występ przed kamerą. A szkoda, bo mam wrażenie, że jej relacja sporo wniosłaby do tego dokumentu.
A Wojtek z Zanzibaru wciąż chodzi bosą stopą po piasku...
Paradoksem w tej całej historii jest również to, co dziś robi Wojtek z Zanzibaru. W dokumencie wypowiadają się byli pracownicy i wierzyciele, którzy widzą czasem, jak hotelarz chodzi po wyspie i dalej działa, jak gdyby nigdy nic.
Pojawia się więc pytanie: dlaczego nie zastosowano wobec niego ekstradycji? Agnieszka Szwajgier kierowała to pytanie już w wiele miejsc – do tanzańskiego odpowiednika CBA, polskich organów ścigania i polskiego wymiaru sprawiedliwości – nie uzyskała konkretnej odpowiedzi.
– Ciekawa jestem, czy dopadnie go sprawiedliwość, bo ja mam cały czas dysonans w głowie. Postrzegałam go jako skromnego wizjonera, a wyszło zupełnie inaczej – podsumowała to wszystko Natalia Kukulska w dokumencie "Król Zanzibaru".
W naTemat jestem dziennikarką i lubię pisać o show-biznesie. O tym, co nowego i zaskakującego dzieje się u polskich i zagranicznych gwiazd. Internetowe dramy, kontrowersyjne wypowiedzi, a także ciekawostki z życia codziennego znanych twarzy – śledzę je wszystkie i informuję o nich w swoich artykułach.
1 / 14 Czy na wczasach all inclusive korzystasz tylko z oferty hotelowej? Nie wychodzisz z obiektu, aby zjeść "na mieście", odwiedzić kluby, zakupić pamiątki lub zwiedzić lokalne atrakcje?