Balaton. W latach 80. jedni o nim marzyli jak o najbardziej egzotycznych podróżach. A ci, którzy spędzali tam wakacje, do dziś wspominają je z ogromnym sentymentem. To było jak inny świat, niemal Lazurowe Wybrzeże komuny. Ale dziś, gdy mamy Chorwację, Turcję, Grecję, Tunezję i inne tropiki, kto jeszcze jeździ nad Balaton? A jednak. Sama mocno się zdziwiłam, gdy na Facebooku zaczęły mi przemykać oferty noclegów. A potem, z ciekawości sama zajrzałam na polskie grupy o Balatonie...
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Poszukuję domu z basenem blisko plaży dla 8 osób i 3 dzieci termin od 30 lipca do 3-4 sierpnia", "Szukam noclegu od 03.08 do 09.08 dla 4 dorosłych i 3 dzieci", "Poszukuję noclegu dla 4 osób dorosłych i 2 dzieci w terminie od 23.07 do 28.07" – przewija się naprawdę co chwila.
Polacy szukają całych domów, apartamentów, sprawdzonych pól namiotowych. Mnóstwo osób pisze, że jedzie tam pierwszy raz, szukają porad i wskazówek. Chcą blisko plaży, blisko basenów, z atrakcjami dla siebie i dla dzieci. Pytają o polecane ścieżki rowerowe, aquaparki i plaże.
"Chcemy pierwszy raz wybrać się nad Balaton samochodem. Nie wiemy, gdzie i czego szukać. Może macie jakieś sprawdzone miejsca?", "Czy jest ktoś obecnie w Siofok, mógłby podać namiary na noclegi blisko jeziora? Tak, aby była możliwość dwóch rodzin 2+2, pierwszy raz się wybieramy" – czytam kolejne wpisy.
Są też pytania, co warto nad Balatonem zobaczyć. Gdzie warto się stołować? Czy ceny są wyższe niż u nas? Jaką walutę zabrać? Co warto przywieźć z Węgier?
"Gdzie najlepiej wybrać się nad Balaton. Gdzie znajdę fajne plaże i coś ciekawego poza nimi. I gdzie najlepiej szukać noclegów?", "Może macie coś sprawdzonego dla rodzin z dziećmi?" – pytają.
No, przyznam, jest lekkie zaskoczenie. A to tylko parę postów z ostatnich dni.
Choć oczywiście, może nie powinno to dziwić. "Węgierskie morze" – wiadomo – jest dość blisko Budapesztu. Jest tam ciepło. Turkusowa woda. Atrakcje wodne, baseny. Zawsze było to miejsce polecane dla rodzin z dziećmi. "Turkusowa perła Węgier" – pisano o nim.
W PRL to był istny raj. Riwiera niemalże. Ale to było ponad 30 lat temu. Co przyciąga Polaków teraz?
– Pogoda tu jest pewna. Temperatura jest wyższa niż w Polsce. Dlatego Polacy tu przyjeżdżają. Przeważnie to rodziny z dziećmi, bo Balaton jest płytki i bardzo ciepły. Poza tym tu jest dużo taniej niż nad polskim morzem. W restauracji na pewno zostawia się mniej pieniędzy niż w Polsce – opowiada nam osoba, która zna Balaton od lat.
Szok, ile Balatonów mamy w Polsce
Skąd więc zdziwienie takim zainteresowaniem? Wpiszcie w Google/Wiadomości np. Chorwacja, Grecja, czy Turcja. Zaraz wyskoczą artykuły o turystach, wakacyjnych rajach, czy – jak teraz – ostrzeżeniach o upałach. W wakacje to standard. A w przypadku Balatonu jest inaczej.
Tu pojawia się np. kąpielisko Balaton w Chełmsku, Ośrodek Rekreacyjny "Balaton" w Wodzisławiu Śląskim, staw Balaton w Sosnowcu, czy "kontrowersje wokół kina plenerowego nad Balatonem w Bydgoszczy".
Albo joga w Parku nad Balatonem w Warszawie. Zlot oldtimerów nad Balatonem w Dobrzeniu Wielkim. Wniosek, jaki padł na sesji Rady Miasta Trzebini, by w okolicy tamtejszego kąpieliska Balaton ściszyć muzykę...
Albo news z Małopolski: "Konkurencja dla 'polskich Malediwów'. W te wakacje turyści wybiorą się nad 'polski Balaton'"...
Przy okazji trochę szok, ile Balatonów mamy w Polsce. Ale obrazuje to też, jak bardzo węgierski Balaton w świadomości wielu Polaków przestał już dawno istnieć.
Choć, jak się okazuje, to jednak nie do końca trafne myślenie.
– Polacy przyjeżdżali tu w latach 80., przyjeżdżają teraz i podejrzewam, że będą dalej przyjeżdżać. Ale czy będzie ich bardzo dużo? Nie sądzę. Moim zdaniem więcej Polaków jeździ do Chorwacji niż tu. Najwięcej przyjeżdża Niemców i Austriaków – mówi nam osoba, która oferuje noclegi nad Balatonem.
Ale zainteresowanie na Facebooku robi swoje. Może Polacy odkrywają go na nowo? Spójrzmy na ceny.
Jakie ceny nad Balatonem
Ceny noclegów sprawdzamy na Booking.com. Przykładowy termin – 3-10 sierpnia, 7 noclegów. Dwie osoby. Apartamenty w popularnym Siofok, oceniane jako dobre i znakomite, znajdziecie już od 2 tys. zł w górę. Mnóstwo jest ofert do 3 tys. zł.
Hotele? Pierwszy z brzegu hotel 3* – kosztuje niewiele ponad 2,5 tys. zł. Lepsze, ze śniadaniem – 4-5 tys. zł.
Dla 4-osobowej rodziny tydzień w Siofok to średni koszt ok. 3-6 tys. zł, choć na Bookingu można znaleźć też poniżej 3 tys. zł.
Ale np. w Heviz, o którym Polacy piszą, że jest spokojniejsze i nie tak imprezowe, noclegi wydają się tańsze. Polecają też Balatonfured.
Ceny na miejscu?
"W knajpach ceny na pewno dużo niższe niż w naszych kurortach nadmorskich czy w górach", "Jeśli chodzi o ceny to wg mnie jest nawet taniej niż w PL" – relacjonują niektórzy na grupach FB.
Jeden z użytkowników podał ostatnio przykładowe ceny.
Według niego za obiad: ryba+frytki+surówki+piwo lub napój zapłacimy ok. 5 tys. forintów, czyli ok. 55 zł. A za zestaw z kotletem – ok. 4 tys. forintów, czyli ok. 44 zł.
"W sklepach ceny polskie. Paliwo po przeliczeniu taka sama cena jak u nas" – informował.
Ktoś inny: "W czerwcu byliśmy w Siofoku. Ceny zbliżone do naszych, zakupy robiliśmy głównie w Lidl i Penny. Korzystaliśmy z bezpłatnej plaży miejskiej. Można zjeść już za 1500 ft. [ok. 16 zł – przyp. red.].
Ścieżka rowerowa dookoła Balatonu
Na koniec pytanie, co tam robić? Co zwiedzać? Oczywiście oprócz plażowania i sportów wodnych.
Na grupach polecają m.in. Tihany, Keszthely i Veszprem. Pałac Festeticsów, Zamek Szigliget, Jaskinię Tapolca, przeprawę statkiem do Tihany. Godzinę drogi stąd jest Budapeszt. Jest jezioro termalne, podobno największe na świecie.
A poza tym dookoła Balatonu biegnie licząca niemal 200 km ścieżka rowerowa Balaton Körút. Nowość ostatnich lat, jej budowa ruszyła w 2002 roku, więc ci, którzy jeździli tu w czasach PRL, na pewno jej nie pamiętają. Zdjęcia dostępne w sieci naprawdę robią wrażenie.
"Wróciłem w niedzielę, jestem bardzo mile zaskoczony", "My w tym roku zabraliśmy rowery. Było mega fajnie, polecam", "Wróciliśmy z Heviz. Spokój, cisza, mało ludzi, można odpocząć" – piszą Polacy.
Nic, tylko przetestować. Zwłaszcza, że z Warszawy jedzie się tam 9,5 godziny, a z Krakowa zaledwie 7. Tyle samo co nad polskie morze.