
Jolanta Kwaśniewska odeszła z Kongresu Kobiet w znacznie gorszej atmosferze, niż wskazywałyby na to uprzejme listy, jakimi wymieniła się z liderkami organizacji. Konflikty targały nią zresztą od samego powstania, ale z czasem przybierały na sile: Kwaśniewska nie mogła znieść dominacji Henryki Bochniarz. Miała też żal, że zapomniano o jej wkładzie w budowanie organizacji.
REKLAMA
Oficjalne powody odejścia Jolanty Kwaśniewskiej z Kongresu Kobiet mają niewiele wspólnego z tymi realnymi. Brak czasu i chęć poświęcenia się pracy w fundacji to tylko próba przykrycia konfliktu, jak wybuchł w feministycznej organizacji. Wybuchł z pełną mocą teraz, ale tlił się od pierwszego Kongresu Kobiet w 2009 roku. Kwaśniewska jeździła po kraju z Magdaleną Środą by namawiać Polski do włączenia się w nową inicjatywę. Z biegiem lat prezydentowa miała wrażenie, że coraz bardziej zapomina się o jej wkładzie – opisuje najnowszy "Newsweek".
Zobacz też: Henryka Krzywonos też odchodzi z Kongresu Kobiet. "Jest mi już coraz bardziej nie po drodze"
Poza tym nie odpowiadał jej brak realnego wpływu na działanie Kongresu. Jak opisuje Aleksandra Pawlicka w "Newsweeku" najwięcej do powiedzenia ma Henryka Bochniarz, szefowa Boeinga w Europie Środkowej i prezydent Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan". Z tego ostatniego też wynikały kłopoty. Do Bochniarz mówiono "pani prezydent", a Kwaśniewską nazywano "Jolką". Do potrzeby docenienia doszła więc potrzeba realnej władzy. Według rozmówczyń "Newsweeka" to jedna z cech byłej Pierwszej Damy – nie daje twarzy przedsięwzięciom, na które nie ma wpływu.
Czytaj też: Jolanta Kwaśniewska opuszcza Kongres Kobiet. "Nie należy tego łączyć z roszadami w polityce i jej mężem"
Kwaśniewską uwierała też nieustanna podejrzliwość wobec niej – zarzucano, że traktuje Kongres jak trampolinę do politycznej kariery. Choć sama prezydentowa zaprzeczała, że chce wrócić do Pałacu przy Krakowskim Przedmieściu, koleżanki z Kongresu zawsze traktowały ją podejrzliwie. Razem z Kwaśniewską z Kongresu Kobiet odchodzi też Henryka Krzywonos, która przyjaźni się z byłą prezydentową. Zapewnia, że chodzi głównie o odległość między Gdańskiem a Warszawą, ale przyznaje, że przestaje jej odpowiadać polityka prowadzona przez tę największą organizację feministyczną w Polsce.
Cały tekst w najnowszym "Newsweeku"
