"Układ zamknięty" Ryszarda Bugajskiego to bezwzględny obraz państwa urzędniczego. Lokalna klika używa skrawków państwa, którymi rządzi, by osiągać korzyści. Prokurator myje ręce urzędnikowi, pomaga im w tym sędzia, a kibicuje bogaty biznesmen – to niestety ciemna rzeczywistość wielu miast i powiatów.
"Układ zamknięty" przedstawia ciemną stronę urzędniczego państwa w państwie, jak mówi tytuł programu Telewizji Polsat. Powiązani wzajemnymi interesami urzędnicy, przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości i biznesmeni potrafią bezwzględnie wykorzystać niejasność prawa i kompetencje państwowych urzędów, w których pracują.
Choć dzieło Bugajskiego to film fabularny, a nie dokument, doskonale oddaje ogólny obraz degrengolady systemu. – Trzeba pamiętać, że to przede wszystkim film fabularny i tak należy traktować postaci – zastrzega Marcin Kołodziejczyk ze społecznego ruchu Niepokonani. – Jednak "Układ Zamknięty doskonale oddaje prawdę o mechanizmach działania władzy. Inspiracją dla scenarzystów była konkretna historia konkretnych przedsiębiorców, ale ja i tysiące innych poszkodowanych przez system mamy wrażenie, że to film o nas. Działanie urzędów skarbowych, służb celnych czy prokuratury wygląda tak, jak pokazuje film – zapewnia przedsiębiorca.
Przyznaje, że kiedy powstawał scenariusz do filmu obawiano się nieco, że widzowie będą przypisywać to, co widzą na ekranie realnym postaciom. Jednak zdecydowano się wprowadzić do filmu postać graną przez Przemysława Sadowskiego, a inspirowaną losami znanego solidarnościowego opozycjonisty Lecha Jeziornego, które wzbogacono o wątek zdrady małżeńskiej. – Specjalnie zdecydowano się na zabrudzenie postaci, aby to było ciekawsze dla widzów. Osobiste historie nie mają odwzorowania w filmie, ale działanie samego systemu tak – zapewnia.
Zdaniem naszego rozmówcy nasz system prawny daje zbyt duże pole do dowolności. – W dobrym systemie zły sędzia może wydawać złe wyroki, a w złym, dobry sędzia jest w stanie orzekać dobrze. Ale tak nie powinno być. Politycy przekonują, że to nie wina systemu, ale ludzi. To nie jest prawda – przekonuje Kołodziejczyk. Jego zdaniem przez niemal 24 lata od wyborów kontraktowych żaden z kolejnych rządów nie zrobił nic, by całościowo zmienić system. – Nic nie dała ustawa o odpowiedzialności urzędników. Poza tym wciąż utrzymujemy relikt w postaci immunitetu prokuratorów. Poza nami jest jeszcze tylko jeden kraj w Europie, który go nie zniósł. To Białoruś – zauważa działach ruchu społecznego Niepokonani.
Doskonale sposób działania władzy widać w niewielkich miastach, gdzie wysocy urzędnicy należą do wąskiej lokalnej elity. – Rzeczywiście możemy mówić o niezbyt czytelnych powiązaniach funkcjonariuszy – ocenia Marcin Kołodziejczyk. – Ten układ jest bezwzględny – dodaje.
O działaniach na granicy prawa ku szkodzie obywateli wiele może powiedzieć Maciej Lisowski, prezes Fundacji Lex Nostra, która pomaga poszkodowanym przez system sprawiedliwości. – Wielokrotnie spotkałem się z przypadkami, kiedy urzędnicy swoimi działaniami doprowadzili do upadku bądź wrogiego przejęcia firm – mówi w rozmowie z naTemat. – Problemy przedsiębiorców to nie kwestia niedoskonałości prawa – choć to też ma znaczenie – ale dowolności w jego interpretacji. Jeśli sąd chce kogoś zatrzymać w areszcie, to powołuje się na orzeczenie Sądu Najwyższego z 1967 roku, a jeśli nie, to na decyzję Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 2009 roku. To są zupełnie inne porządki prawne, zupełnie inna logika – zauważa prawnik.
Działanie urzędników porównuje do wybierania pasujących im potraw ze szwedzkiego stołu. – Mają do wyboru różne interpretacje, więc podchodzą do tego szwedzkiego stołu i biorą co im odpowiada. Później procedura odwoławcza trwa latami, a dla przedsiębiorcy każdy dzień czy tydzień to kwestia przetrwania biznesu – przypomina Maciej Lisowski. Poza tym nawet jeśli uda się oczyścić z zarzutów, nie ma praktycznie szans na powrót do pierwotnej skali działalności. Nawet Roman Kluska, który dzięki ogromnej determinacji uniknął więzienia, nie wrócił już do biznesu komputerowego, ale zajął się hodowlą owiec.
Często urzędnicy czy przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, by ukryć swoją niekompetencję lub nieczyste intencje, posuwają się do kłamstw. – Wielokrotnie słyszałem o sytuacjach, kiedy prokurator okłamywał żonę oskarżonego biznesmena, mówiąc, że są na niego mocne dowody. Takie oszukiwanie rodziny miało wprost prowadzić do załamania się takiego człowieka i przyznania się przez niego do winy, nawet jeśli winny nie był – relacjonuje Lisowski.
Wiele do powiedzenia mają członkowie lokalnej wierchuszki. – Wystarczy spojrzeć na skład kół łowieckich czy okołosądowych stowarzyszeń – prokuratorzy, sędziowie, adwokaci. Sam fakt, że się znają nie musi nic oznaczać, bo może potrafią oddzielić pracę od sfery prywatnej. Niestety jest wiele grup, które łączy jedynie chęć wykorzystania swoich urzędów do zdobycia prywatnych zysków. Jeden wyświadcza przysługę drugiemu, później ten się odwdzięcza i wszyscy na tym zyskują – opisuje mechanizm prezes Fundacji Lex Nostra.
Dlatego jeśli nie będzie silnej presji społecznej na rządzących, władza nie będzie miała odwagi przeciwstawić się silnemu środowisku urzędników, sędziów i prokuratorów. Środowisku, które za nasze pieniądze sama wyposażyła w ogromne możliwości, dziś używane przeciw obywatelom.