Wracasz z Lotniska Chopina Boltem lub Uberem? Możesz się zdziwić i wkurzyć, bo jest zupełnie inaczej
redakcja naTemat.pl
30 lipca 2024, 14:01·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 30 lipca 2024, 14:01
Jeśli chwilę nie podróżowaliście z Lotniska Chopina, możecie sporo się zdziwić. Jakiś czas temu zmienił się sposób zamawiania przewozów i teraz Bolt czy Uber działają trochę jak taksówki. Możesz w nie wsiąść tylko w jednym, konkretnym miejscu i nie możesz zamówić sobie "swojego przejazdu" z dowolnego miejsca. Do tego musisz mieć specjalny PIN. – To g*wno, wyłącza się o północy i nie można jechać – mówi poirytowany kierowca. – Zmarnowałam 1,5 godziny czekania w kolejce – dodaje pasażerka.
Reklama.
Reklama.
Sposób zamawiania przejazdu z Lotniska Chopina zmieniał się na przestrzeni czasu. Do tej pory wyglądało to mniej więcej tak: po wyjściu z samolotu oraz odebraniu bagażu i przejściu przez bramki można było wyciągnąć telefon i zacząć zamawiać przejazd. Warto było wjechać ruchomymi schodami na górę, by z hali odlotów (wygodniejsza) zamówić sobie pod jedno z wejść swój przejazd.
Z satysfakcją można było spojrzeć na ludzi tłoczących się piętro niżej przed halą przylotów, gdzie czekali na horrendalnie drogie taksówki (choć trzeba przyznać, że ceny przewozów z lotniska ostatnio też są zaskakująco wysokie). Jakież było moje zdziwienie, gdy niedawno wracałem z podróży, poszedłem standardową drogą i okazało się, że... zonk.
"Panie, ale jak to teraz z tym PIN-em?
Nie ma kierowcy, nie ma czasu przejazdu, a zamiast tego PIN i informacja, by... udać się do dedykowanego miejsca odbioru piętro niżej w hali przylotów. Schodzę zdziwiony, bo ani o tym wcześniej nie słyszałem, ani się z tym nie spotkałem. Jest jedynie informacja: wsiądź do samochodu i podaj kierowcy PIN.
Na dole faktycznie są wyraźnie oznaczone miejsca Ubera/Bolta, które właściwie wyglądają i działają już jak tradycyjne postoje taksówkarskie. Stoi kilka aut w sznureczku jedno po drugim, a pasażerowie z kodem mogą wsiadać. Te aplikacje, które stały się już synonimem przewozów osób, są oficjalnym partnerem Lotniska Chopina. Uber już od dawna, Bolt od czerwca.
Mam szczęście. Było już dość późno, nie było kolejek i lekko zdziwiony wsiadłem do pierwszego samochodu Bolta z pytaniem: "panie, ale jak to teraz z tym PIN-em?". Kierowca zaprosił do środka i wszystko mi opowiedział, widząc moje zaskoczenie.
Muszę przyznać, że – choć zaskakujące – było to dość wygodne. Nie ma konieczności pilnowania i szukania auta, które po nas przyjeżdża. Czy na pewno będzie miejsce, by zaparkować? Które wejście: C E czy może B D? Zamiast tego wchodzę, pokazuję PIN, kierowca przepisuje go u siebie i... voila. Jedziemy.
– Masakra z tymi PINami, pozmieniali, ale coś ewidentnie schrzanili – zaczyna swoją opowieść mój kierowca. – Ma pan szczęście, bo nie było kolejki i jest 23, a o północy aplikacja przestaje działać – wyjaśnia.
– Jak to przestaje działać? – dopytuję.
– No normalnie, o północy aplikacja przestaje przyjmować kody PIN i nie można jechać. Ludzie wsiadają, pokazują, a ja nic nie mogę zrobić, bo coś się o północy zeruje i nie mogę przyjąć tego zamówienia. Wtedy rozwiązanie jest jedno: mówię im, że albo płacą gotówką lub BLIK-iem tę samą stawkę, albo nie możemy jechać. Muszę tylko pamiętać, by wylogować się wtedy z aplikacji, żeby system nie zobaczył, że jadę i nie dał jakiejś kary – wyjaśnia sposób, w jaki kierowcy (i pasażerowie) omijają ten problem.
W moim przypadku taka sytuacja najwyżej poskutkowałaby tym, że wyszedłbym i wsiadł do taksówki bądź zamówił jakiś inny przejazd – w końcu nie było kolejek. Tego szczęścia nie mają wszyscy.
– Wróciliśmy już i tak ze dwie godziny opóźnionym lotem. Na Okęciu mały szok, bo też nacięliśmy się na ten nowy mechanizm zamawiania Bolta. Poszliśmy na dół, a tam... kolejka na 1,5 godziny czekania. Masakra. Po długim locie głowami już siedzieliśmy w samochodzie, a nagle jak strzał w twarz mega kolejka, no ale co zrobić. Swoje odstaliśmy, wsiadamy, pokazujemy PIN, a kierowca mówi, że... nie działa – opowiada Maja z Warszawy.
To był dokładnie ten sam scenariusz. Okazało się, że moment ich wejścia do samochodu przypadł na niefortunną godzinę, bo dokładnie o północy, dlatego chwilę później system już zaserwował wszystkim opisywany wyżej scenariusz.
– Nie wierzyłam w to, co słyszę. 1,5 godziny stania po dwugodzinnym opóźnieniu i parogodzinnym locie tylko po to, by usłyszeć, że nie działa, bo jakiś system o północy się wyłącza?! Masakra – opowiada.
Na tych postojach, niezależnie od firmy, stoi kilka samochodów. Reszta stacjonuje na pobliskim parkingu i podjeżdża zależnie od zapotrzebowania.
– Czy opłaca się tak stać i czekać? Przecież tych kierowców i aut jest tutaj zatrzęsienie. Nie lepiej jeździć po mieście i brać więcej kursów? – pytam kierowcę.
– To trochę loteria, ale ostatecznie się opłaca. Statystycznie jadąc z lotniska ze względu na jego lokalizację mamy dużo większą szansę na dłuższy i droższy kurs. Był moment, że przez cały dzień jeździłem tylko z lotniska. Kończyłem kurs i nawet bez powrotnego wracałem szybko tutaj i wskakiwałem na kolejny – wyjaśnia mój kierowca.
I jest w tym logika, bo szansa na kurs za ok. 100 zł i wyżej z lotniska jest dużo wyższa niż konieczność łapania "maluchów" po 20 złotych w mieście.
To może być wygodne
Opisywany PIN to nowe rozwiązanie przygotowane przez Bolta specjalnie na potrzeby współprac z lotniskami. Podobnie działa też Uber. Polska jest dla Bolta pierwszym krajem, w którym uruchomiono i rozpoczęto testy tej opcji, stąd ewentualne błędy wieku dziecięcego, które na własnej skórze poczuli pasażerowie. Uber taką opcję miał już w Dubaju i Melbourne, Warszawa była trzecia.
Pierwotnie godziną graniczną przełączania aplikacji Bolta była północ. Jak udało się nam ustalić, obecnie została ona wydłużona do godziny 1 nad ranem, by uwzględnić np. opóźnione nocne loty na Lotnisko Chopina.
Czy to znaczy, że gdy będziemy chcieli zamówić przejazd w okolicach pierwszej w nocy, możemy naciąć się na ten sam problem i lepiej uważać? Tak, ale – jak przekonuje przedstawicielka Bolta – prawdopodobieństwo jest już niższe, bo ostatnie przyloty na Lotnisko Chopina są ok. godziny 23.00. – Natomiast cały czas monitorujemy sytuację i jeśli będą docierały do nas takie zgłoszenia, to będziemy odpowiednio reagować – dodaje Martyna Kurowska, PR Managerka Bolt.
Sprawdziliśmy. Ostatni przylot na Lotnisko Chopina ma miejsce o 23:15 (stan na 30 lipca). Sam obiekt w nocy ze względu na obowiązujące przepisy jest nieczynny, a pierwszy przylot jest o 5:45 rano.
Jak wyjaśnia nasza rozmówczyni, po tych dwóch pierwszych miesiącach współpracy "udało się rozwiązać wcześniejsze problemy, wynikające z dopiero testowanego rozwiązania w aplikacji oraz zapewnić wystarczającą liczbę kierowców.
– Aktualnie, nawet w najbardziej intensywnym momencie, standardowy czas oczekiwania na przejazd z halli przylotów to maksymalnie kilka minut, chociaż oczywiście mogą się zdarzyć pojedyncze, wyjątkowe sytuacje, gdy ten czas może być nieco dłuższy. Warto również zaznaczyć, że na lotnisku, w hali przylotów, podróżni mogą znaleźć osoby w koszulkach z logo Bolt, które udzielą informacji i pomogą z zamówieniem przejazdu – wyjaśnia.
Rozwiązanie, jeśli obędzie się bez kolejek i problemów z PIN-em, faktycznie może być wygodne.
Od czerwca tego roku Bolt z powodzeniem współpracuje z Lotniskiem Chopina w Warszawie Jest to bardzo kompleksowa współpraca, zarówno pod względem operacyjnym, jak i technologicznym. Każdy kierowca świadczący usługi przewozu taksówek zamawianych przez aplikację Bolt z hali przylotów, a także wykorzystywany przez niego samochód, musiał zostać dodatkowo zweryfikowany. Ponadto, co zrozumiałe, w przejazdach z lotniska obowiązują bardzo konkretne standardy wobec kierowców. Floty, których kierowcy zostali zakwalifikowani do przejazdów na lotnisku musiały dołożyć starań, by się dostosować.