W 2022 roku wszedł w życie tzw. rejestr ciąż. Resort zdrowia tłumaczył to tym, aby informacja czy kobieta jest w ciąży, trafiała do Systemu Informacji Medycznej. Pomysł wzbudzał jednak wielkie kontrowersje. Nowy rząd wcale nie zamierza go zlikwidować.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jak wcześniej tłumaczyliśmy w naTemat.pl, o rozporządzeniu, które wprowadził w życie rejestr ciąż, było głośno już pod koniec listopada 2021 roku. W tym czasie Polską wstrząsnęła informacja o śmierci Izabeli z Pszczyny, która zmarła, bo lekarz nie zdecydował się na przeprowadzenie terminacji ciąży.
Za rządów PiS kobiety bały się tzw. rejestru ciąż
Śmierć młodej kobiety została uznana za konsekwencję wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. zakazu aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu.
Polki obawiały się wówczas, że wprowadzony tzw. rejestr ciąż ma być narzędziem w rękach ówczesnej władzy. Kobiety bały się, że prawo może być wykorzystane przeciwko Polkom, które dokonały aborcji lub straciły dziecko.
Rząd Donald Tuska obiecywał, że będzie dużo bardziej przychylny kobietom, ale ten rejestr ma mimo wszystko zostać. Resort zdrowia już wyjaśnił, skąd taka decyzja.
MZ wystosował w tej sprawie obszerny komunikat. Jak czytamy, "System Informacji Medycznej (SIM) zawiera informacje służące wyłącznie zapewnieniu bezpieczeństwa zdrowotnego pacjentom/pacjentkom".
"Decyzję o udostępnieniu własnych danych medycznych podejmuje pacjent/pacjentka. Wyjątkiem jest lekarz, pielęgniarka lub położna podstawowej opieki zdrowotnej, wybrani przez pacjenta/pacjentkę" – napisano w komunikacie resortu.
Tak MZ tłumaczy, dlaczego nie będzie zmian w tej kwestii
Jak wskazano, "taki dostęp będzie miał też każdy pracownik medyczny w sytuacji zagrożenia życia pacjentki, kiedy to najwyższym priorytetem jest szybkie udzielenie niezbędnej pomocy". "Podkreślamy, że do tych danych nie mają i nie będą mieli dostępu urzędnicy" – zauważa MZ.
"Kobiety ciężarne nie powinny być poddawane szeregowi procedur medycznych np. badaniom RTG, jak też nie mogą przyjmować niektórych leków. Informacje o ciąży pacjentki, zwarte w SIM, służą wyłącznie dostosowaniu terapii do stanu ciężarnej pacjentki i są niezbędne w procesie leczenia, w szczególności gdyby była ona nieprzytomna" – zwraca uwagę ministerstwo zdrowia, dodając, że "dostęp do danych co do zasady wymaga zgody pacjentki, ze wskazaniem jego zakresu czasowego i przedmiotowego".
Przypominano też, że "informacja o ciąży została objęta także katalogiem danych, które obejmować ma Patient Summary (Karta Pacjenta), tj. opracowywany przez Komisję Europejską dokument medyczny, który ma zostać wprowadzony w ramach Unii Europejskiej".
Brak zmian powoduje również krytykę
"Ma on zawierać podstawowe dane na temat zdrowia pacjenta, być wymieniany transgranicznie i służyć pracownikom medycznym w efektywniejszym prowadzeniu diagnostyki i terapii pacjentów dzięki dostępowi do najistotniejszych informacji na temat zdrowia pacjenta, w szczególności w sytuacjach zagrożenia zdrowia i życia" – wylicza resort.
Ponadto PAP uzyskała z resoru informację, że nie są prowadzone obecnie prace legislacyjne zmierzające do zmiany przepisów tego rozporządzenia.
Prawnik Kamil Stępniak zwrócił uwagę, że "ówczesna opozycja grzmiała o zagrożeniu dla praw kobiet i opresyjnym państwie, prokuratorach, którzy będą ścigali kobiety". "Teraz optyka już się zmieniła. Po przejęciu władzy jest to zabieganie o dobrobyt kobiet" – napisała na swoim Instagramie.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.