Wielka Brytania wprowadziła drastyczne cięcia zasiłków socjalnych. Adam Szejnfeld z PO stwierdził, że jeśli w Polsce pojawiłby się taki postulat, krajem wstrząsnęłyby bezterminowe strajki generalne, a posłowie głosowaliby nie nad jednym, lecz kilkoma wnioskami o wotum nieufności dla rządu. Polacy mają socjal we krwi?
Od kwietnia Brytyjczycy wprowadzają serię cięć przywilejów socjalnych. Ma to z jednej strony ratować brytyjski budżet, z drugiej przymusić obywateli do wzięcia sprawy we własne ręce i aktywizacji zawodowej w myśl zasady - żerowanie na zasiłkach nie popłaca. Do brytyjskiego "nie" dla żyjących z zasiłków odniósł się na Facebooku Adam Szejnfeld z PO. W rozmowie z naTemat mówi, że daleko nam do tak drastycznych rozwiązań i zamiast ciąć zasiłki, rząd ma zamiar je powiększać.
Brytyjczycy wpadli na dobry pomysł? Obcięto świadczenia socjalne, ale brytyjska królowa dostała 5 milionów funtów podwyżki na utrzymanie pałacu czy wyjazdy zagraniczne.
Ten i podobne wpisy na moich profilach Twittera czy Facebooka mają charakter informacyjny a nie komentujący.
Jestem tego świadomy. Ale czy jako poseł specjalizujący się w zagadnieniach związanych z finansami i przedsiębiorczością ocenia pan brytyjskie rozwiązanie pozytywnie?
Deficyt budżetowy, ogromny dług publiczny – znacznie wyższy niż w Polsce – doprowadził władze Wielkiej Brytanii do podjęcia dramatycznych decyzji ratunkowych. Ocenę tych rozwiązań należy pozostawić ich politykom, ekspertom, a w końcu brytyjskiemu społeczeństwu. My natomiast powinniśmy się cieszyć, iż podobne działania nie grożą Polsce i naszemu społeczeństwu. Równie dramatyczne cięcia, np. rent, emerytur, a przede wszystkim płacy minimalnej, podejmowano również np. w Grecji, czy Hiszpanii albo w Czechach a wcześniej w Krajach Nadbałtyckich. Europa nie radzi sobie bowiem z kryzysem, Polska natomiast tak. Niestety, sami nie doceniamy tego na co dzień.
Spójrzmy zatem na siebie.
My, Polacy nie musimy podejmować takich działań. Wręcz przeciwnie. Nieustannie od 2008, mimo największego kryzysu po II wojnie światowej, u nas nie obniża się, ale podwyższa, świadczenia społeczne, renty, emerytury, czy płacę minimalną. Dość przytoczyć ostatni przykład wzrostu dodatku opiekuńczego o kolejne 200 zł do ponad ośmiuset zł, a docelowo ma on osiągnąć pułap 1600 zł. Oczywiście wielu beneficjentów pomocy socjalnej uważa, że waloryzacje te nie są wystarczające i trzeba taką postawę zrozumieć. Docenić jednak powinno się to, że uchroniliśmy się przed dramatem, jaki dotknął tak wiele społeczeństw nie tylko Europy zachodniej, ale też środkowo-wschodniej.
Dla przykładu w ostatnich latach płaca minimalna w Grecji spadła o 20 proc., w
Czechach nie wzrosła nawet o jedną koronę, a u nas, w Polsce mimo wszystko wzrosła w tym czasie aż o 70 proc.
W tym miejscu panu przerwę. Nie brakuje krytycznych opinii w kwestii płacy minimalnej. Tego, że wzrosła, nikt Platformie nie odmówi. Lecz rosną też ceny, więc koniec końców w kieszeniach więcej pieniędzy nam nie zostaje, by nie powiedzieć, że tak naprawdę z miesięcznych wynagrodzeń po odliczeniu najważniejszych kosztów zostaje jeszcze mniej, niż kilka lat temu.
No, nie mieliśmy w Polsce 70% inflacji! Ponadto, inflacja to zjawisko, które było, jest i będzie, występuje także w innych krajach, tam jednak w tym czasie, jak już wspomniałem, płacę minimalną obniżano a w Polsce podwyższano. Warto więc to docenić. Nie twierdzę, że w Polsce mamy raj na ziemi, lecz nie wolno abstrahować od faktów.
Mianowicie?
W Polsce tylko narzekamy, narzekamy, narzekamy. Źle, że ciągle tylko sami na siebie. Nie potrafimy docenić naszych własnych umiejętności i osiągnięć. A proszę zwrócić uwagę, choćby na przykładzie Wielkiej Brytanii, czy również Niemiec, Francji, albo Włoch, że źle nie jest już tylko na południu Europy, np. w Grecji, Hiszpanii, Portugalii, czy ostatnio na Cyprze, ale również na zachodzie i północy kontynentu. My jednak nadal bardzo skutecznie bronimy się przed tak dramatycznymi skutkami europejskiego kryzysu.
Przewiduje pan, że za "x" lat w Polsce wprowadzone zostaną rozwiązania na wzór brytyjski?
W Polsce na szczęście nie ma podstaw do takich obaw. Rząd dobrze radzi sobie z kryzysem. Gospodarka charakteryzuje się ciągłym wzrostem, choć przecież nie na takim poziomie, o jakim byśmy marzyli. Trudno jednak podczas wichury i ulewy lekko nie zmoknąć, mimo użycia parasola.
Trudno odmówić panu racji, gdy utrzymuje pan, że na postulat o cięciu przywilejów socjalnych podniósłby się ogromny lament. Polacy mają socjał we krwi?
To cecha chyba wszystkich społeczeństw, bardziej właściwa jednym, mniej innym, zwłaszcza społecznościom krajów anglosaskich. Dziś jednak kultury się mieszają. Internacjonalizm sprawia, że postawy charakterystyczne dla określonych społeczeństw sprzed 50 czy 100 lat nie są dziś autonomiczne. Niezależnie jednak od stopnia globalizacji, przywiązanie do idei państwa opiekuńczego, owszem, lepiej widać w krajach rozwijających się wcześniej w duchu komunizmu.
Mówił pan, że rząd nie ma zamiaru niczego ciąć. Tymczasem słychać pomrukiwania polityków o zmniejszeniu składek kierowanych do OFE na rzecz ZUS-u. Czyli, mówiąc bardziej kolokwialnie, o kolejnym "skoku na kasę".
Zdecydowanie protestuję przed używaniem w poważnej dyskusji niepoważnych – fałszywych czy populistycznych haseł. Budowanie wśród ludzi obawy, szczególnie o swoją przyszłość jest szczególnie karygodne. Nie wolno ludzi straszyć irracjonalnymi zagrożeniami. Na straży własności Polaków stoi nie tylko rząd, ale i konstytucja. To samo tyczy się składek na ubezpieczenia emerytalne. Mają one gwarancje państwowe i ustawowe.
Czyli możemy być pewni, że "skoku na kasę" nie będzie? Możemy spokojnie wierzyć ministrowi Rostowskiemu, który tłumaczył, że nie przewiduje kolejnych cięć składek do OFE?
Tu nie chodzi o wiarę, lecz o racjonalne działanie zgodne z zasadami państwa prawnego. Jedno jest pewne. Dokonując zmian modernizacyjnych w OFE będzie należało określić co najmniej zasady wypłat dożywotnich emerytur. Instytucja dożywotności tychże wypłat jest bowiem ustawowo określona, ale kilkanaście lat temu ustawodawca nie sprecyzował zasad dokonywania tych wypłat.
Choć nie brakuje krytyków brytyjskiego pomysłu, są tacy, którzy go chwalą. To ukłon w stronę przedsiębiorców. Czy partia rządząca ma świadomość, że Polska nie jest przyjazna dla pracodawców?
Cięcia świadczeń dla osób wykluczonych, czy potrzebujących pomocy niekoniecznie nazywałbym działaniem proprzedsiębiorczym. Jestem ostatnią osobą, która stwierdziłaby, że działalność przedsiębiorców w Polsce wygląda jak w bajce. Ale sprawiedliwie należy podkreślić, iż podejmowaliśmy, podejmujemy i będziemy nadal podejmowali rozwiązania zmieniające nasz kraj pod tym względem na lepsze. Niestety, w Polsce ludzie mają krotką pamięć. Ganią jakąś sytuację, postulują jej zmiany, a gdy ona następuje, natychmiast zapominają o jej dokonaniu i ganią rządzących w dalszym ciągu.
Co ma pan na myśli?
Tak było w związku z przyjęciem na przykład instytucji domniemania niewinności podatnika, czy zastąpienia kultury zaświadczeń kulturą oświadczeń. Od kiedy jestem politykiem słyszałem na przykład inny postulat przedsiębiorców, a mianowicie o wprowadzeniu kasowej zasady płacenia VAT. Jak tylko w tym roku wprowadziliśmy tę zasadę, to natychmiast o tym zapomniano. Nie usłyszałem ani jednej opinii w stylu "dobrze, że ten przepis w końcu powstał, teraz będzie lepiej". To właśnie polska specyfika. Podaje się złe przykłady, a pomija te pozytywne. Z drugiej jednak strony nie ma co się dziwić ludziom, bo oprócz mentalności narodowej działa tu także pewien mechanizm psychologiczny.
Jaki?
W dobie kryzysu przedsiębiorcy mają wiele problemów. Mniej zamówień, niższe przychody, konieczność zwalniania pracowników. W takiej atmosferze niewielu jest skorych do chwalenia rządzących.