Chwile dezorientacji mogli przeżyć pasażerowie lotu LO11. Turyści na pokładzie PLL LOT mieli polecieć z Warszawy do Newark w USA. Jednak po około dwóch godzinach nagle zawrócili. Wiadomo już, co się stało – powodem była informacja o "niebezpiecznym ładunku" na pokładzie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Pasażerowie PLL LOT byli gotowi na niespełna 9-godzinny lot. Nie spodziewali się jednak, że po około dwóch godzinach w powietrzu, podczas przelotu nad Norwegią, maszyna nagle zawróci i ponownie znajdą się w Warszawie. Sprawę wyjaśniają już port i nasz przewoźnik.
Samolot PLL LOT nagle zawrócił. Lotnisko Chopina informuje o "niebezpiecznym ładunku"
Jak widać w systemie Flightradar24, samolot z Lotniska Chopina wystartował z niewielkim opóźnieniem. Podróż odbywała się bez żadnych trudności, aż do momentu dotarcia w okolice zachodniego wybrzeża Norwegii. Właśnie wtedy, po ok. 2 godzinach lotu maszyna zawróciła i po kolejnych dwóch godzinach wylądowała w Warszawie.
Na Lotnisku Chopina od razu powitały ją służby. Co się stało? – Po otrzymaniu sygnału o potencjalnym zagrożeniu na pokładzie samolotu wykonującego rejs LO11 z Warszawy do Newark w Stanach Zjednoczonych kapitan zgodnie z procedurą podjął decyzję o powrocie na lotnisko w Warszawie – przekazał TVN24 Krzysztof Moczulski, rzecznik prasowy PLL LOT.
Nieco więcej informacji przekazała rzeczniczka prasowa Lotniska Chopina Anna Dermont. – Do służb lotniskowych wpłynęła informacja o możliwym niebezpiecznym ładunku na pokładzie samolotu do Newark – poinformowała.
– Zostały uruchomione odpowiednie w takiej sytuacji procedury, trwają działania służb państwowych – uzupełniła rzeczniczka. Wiadomo także, że niedzielny lot został odwołany. Rezerwacje pasażerów mają zostać zmienione na inne połączenia.
Co dokładnie stało się z samolotem PLL LOT? To prawdopodobnie efekt głupiego żartu
Do sprawy odniosła się także warszawska policja. Z komunikatu opublikowanego w mediach społecznościowych wynika, że całe zamieszanie mogło być efektem głupiego żartu. Doszło już do zatrzymania ośmiu osób, które są podejrzane o wszczęcie fałszywego alarmu. Sprawą zajęli się funkcjonariusze z Legionowa, a także oddział prewencji policji.
"Policjanci z Legionowa i OPP zatrzymali 8 osób podejrzewanych o wywołanie fałszywego alarmu bombowego na pokładzie samolotu lecącego z Warszawy do USA. To mężczyźni w wieku od 23 do 60 lat. Trwają czynności w kierunku artykułu 224a kk. Pasażerowie zostali bezpieczenie ewakuowani" – przekazała warszawska policja.
"Kto wiedząc, że zagrożenie nie istnieje, zawiadamia o zdarzeniu, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób lub mieniu w znacznych rozmiarach lub stwarza sytuację, mającą wywołać przekonanie o istnieniu takiego zagrożenia, czym wywołuje czynność instytucji użyteczności publicznej lub organu ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego lub zdrowia mającą na celu uchylenie zagrożenia, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8" – czytamy w artykule 224a Kodeksu Karnego.