Aktorska wersja "Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków" od lat zbiera baty zarówno od fanów oryginalnej baśni, jak i krzykaczy, którzy czepiają się czegoś dla samego czepiania się. Po premierze zwiastuna nowej "Śnieżki" odnoszę wrażenie, że produkcja Disneya ma dwa zasadnicze problemy. Nie, nie są nimi ani poprawność polityczna, ani Rachel Zegler.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Pierwsze wieści o wersji live-action "Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków" zaczęły krążyć po internecie prawie siedem lat temu. W 2020 roku ogłoszono, że krzesło reżysera "Śnieżki" zajmie Marc Webb ("500 dni miłości), a scenariusz z pomocą Grety Gerwig ("Lady Bird") napisze Erin Cressida Wilson ("Chloe").
Po ustaleniu, kto będzie odpowiadać za kreatywną otoczkę "Śnieżki", przyszła pora na ujawnienie, komu przypadną główne role w produkcji. W czerwcu 2021 roku zapowiedziano, że tytułową królewnę zagra Rachel Zegler, gwiazda remake'u musicalu "West Side Story" Stevena Spielberga i prequela "Igrzysk śmierci", czyli "Ballady ptaków i węży". Koronę Złej Królowej przyznano natomiast filmowej Wonder Woman, czyli Gal Gadot.
Rachel Zegler nie jest problemem "Śnieżki" a jej atutem
Na długo przed obejrzeniem przez widzów zwiastuna filmu, kontrowersje w mediach społecznościowych wzbudziły wypowiedzi odtwórczyni roli Śnieżki, która mówiła o konieczności wprowadzenia poprawek do historii królewny: tak, aby wpisywały się we współczesne standardy i potrzeby najmłodszych pokoleń.
Jak można się domyślić, słowa Zegler doprowadziły do szału disneyowskich purystów, których zirytowało zwłaszcza jedno zdanie. – Książę jej nie uratuje i ona nie będzie marzyć o prawdziwej miłości. Naprawdę istotne było dla mnie to, by Śnieżka odnalazła swój głos – mówiła aktorka podczas panelu D23 w 2023 roku.
Wielu uznało opinie Zegler za niewdzięczne, pseudofeministyczne i zbyt aroganckie – niczego innego nie spodziewałam się po internecie. Szkoda, że tak chętnie ludzie rzucają się do gardła młodej – dopiero startującej w Hollywood – aktorce, która dopiero uczy się medialnego obycia.
Gdy podczas 31. festiwalu EnergaCAMERIMAGE w ToruniuAdam Driver, który (co ważne) rozpoczął swoją karierę 14 lat temu, powiedział do dziennikarza, by się "pie*****ł, większość osób mu przyklasnęła. Z całym szacunkiem dla niego (jest jednym z moich ulubionych aktorów), ale to nie Zegler potrzebuje szkolenia z rozmów z reporterami.
Docinki kierowane pod adresem obiecującej gwiazdy wynikają wyłącznie z mizoginii i patriarchalnego wzorca, zgodnie z którym kobiety – niezależnie od wieku – powinny być wdzięczne za wszystko, skromne i stonowane, a mężczyźni, jeśli coś przeskrobią, mają ku temu powód.
Oczywiście mowa tu o stereotypowym podejściu przeważającej części społeczeństwa do ról płciowych, a nie o indywidualnych osobach.
Nowa "Śnieżka". Zła Królowa naprawdę źle gra
Jednym z dwóch problemów, jakie widzę w zapowiedzianej na przyszły rok "Śnieżce", jest Gal Gadot, której skala aktorska jest niezmienna niczym prędkość światła w próżni. Nie zrozumcie mnie źle, w rolach, które nie są pod żadnym względem wymagające, izraelska aktorka wypada co najwyżej bardzo przeciętnie. Schody zaczynają się, gdy scenariusz domaga się od niej ekspresji, a nie neutralności.
Chyba najlepszym przykładem tego, jak Gadot gra w scenach, które powinny wbijać widza w fotel lub wywoływać spore napięcie, jest ta sekwencja z "Liga Sprawiedliwości" z 2017. Superman grany przez Henry'ego Cavilla ("Wiedźmin") walczy ze swoimi sojusznikami – w tym m.in. Batmanem, Flashem i Wonder Woman. Diana Prince – tak jak pozostali superbohaterowie – próbuje powstrzymać mężczyznę z planety Krypton. Woła do niego "Kal-El, no" tak jakby zabrakło jej powietrza w przeponie, co samo w sobie zasługuje na nominację do Złotej Maliny.
Nie zapominajmy również, że Gadot otwarcie wspiera IDF, czyli Siły Obronne Izraela, do których przynależała, gdy miała około 20 lat. Z tego też powodu osoby, które stoją po stronie cywilów ze Strefy Gazy (nie Hamasu), nawołują do bojkotu "Śnieżki".
Siedmiu krasnoludów, czyli sygnalizacja cnoty
Siedmiu krasnoludków, wiernych towarzyszy Śnieżki, zgodnie ze wstępnymi zapowiedziami miało w ogóle w filmie nie być. A przynajmniej nie w takiej formie, w jakiej ich znaliśmy. Swego czasu media społecznościowe obiegło zdjęcie z planu filmowego, na którym aż sześciu aktorów wcielających się w słynne postacie miało standardowy wzrost.
Ostatnie targi D23 organizowane przez Disneya potwierdziły, że twórcy zrezygnowali jednak z miksu wysokich i niskorosłych osób, kobiet oraz mężczyzn, i ostatecznie postawili na CGI (efekty komputerowe) wiarygodnie odtwarzające krasnoludki z animacji z 1937 roku.
Sprawa tego, jak powinno przedstawiać się w filmach krasnoludki, jest w pewnym sensie skomplikowana, gdyż z jednej strony może być traktowana jako obraźliwa, z drugiej – to często jedyne role, jakie proponuje się niskorosłym aktorom. Zatrudnienie wysokich osób do ról krasnoludków, a potem zastąpienie ich efektami komputerowymi w pewnym sensie – zdaniem części osób niskorosłych – jeszcze bardziej ogranicza ich możliwość zatrudnienia w Hollywood. Ale nie wszyscy tak myślą.
– Cofnijcie się i spójrzcie na to, co robicie. Niby jesteście postępowi, lecz nadal tworzycie pi*przoną historię o krasnoludkach mieszkających w jaskini. Czy do tej pory nie udało mi się nic osiągnąć w sprawie niskorosłych osób? Chyba nie krzyczę wystarczająco głośno – mówił na temat "Śnieżki" Peter Dinklage(odtwórca Tyriona Lannistera w "Grze o tron") w podcaście "WTF" Marca Marona.
Wypowiedź Dinklage'a nie spodobała się jednak innym niskorosłym aktorom, którzy wytknęli producentom, że w kwestii podejścia do ich społeczności słuchają wyłącznie jego.
– Są niskorośli aktorzy, którzy marzą o zagraniu w dużej produkcji takiej jak ten remake Disneya. I teraz po tym, co powiedział Peter Dinklage w zeszłym roku, zostało to zabrane. To nie w porządku. To są role stworzone dla aktorów o moim wzroście. Nie mogę zagrać ról stworzonych dla Harrisona Forda czy George'a Clooneya, bo one nie są dla mnie – podkreślił w programie Piersa Morgana aktor Dylan Postl.
Może pora puścić "Śnieżkę" w niepamięć i stworzyć coś nowego, co nie będzie stawiało dyskryminowanych przez Hollywood osób w złym świetle lub na straconej pozycji?