nt_logo

Niechciana królowa. Oto na czym polega prawdziwy dramat Szydło

Anna Dryjańska

14 sierpnia 2024, 05:53 · 3 minuty czytania
Jedni szykują popcorn. Inni łapią się za głowę. Wewnętrzna nawalanka w PiS już dawno przestała być wewnętrzna. Do pogłosek o tym, że Beata Szydło ma stracić funkcję wiceprezesa partii, odniosła się na X sama zainteresowana. "Jeśli tak bardzo nie chcecie mnie w kierownictwie PiS, to powiedzcie to publicznie, a nie biegajcie anonimowo szeptać dziennikarzom. Odwagi, Panowie!" – napisała była premier. Powiedzieć, że jej sytuacja jest paradoksalna, to nic nie powiedzieć.


Niechciana królowa. Oto na czym polega prawdziwy dramat Szydło

Anna Dryjańska
14 sierpnia 2024, 05:53 • 1 minuta czytania
Jedni szykują popcorn. Inni łapią się za głowę. Wewnętrzna nawalanka w PiS już dawno przestała być wewnętrzna. Do pogłosek o tym, że Beata Szydło ma stracić funkcję wiceprezesa partii, odniosła się na X sama zainteresowana. "Jeśli tak bardzo nie chcecie mnie w kierownictwie PiS, to powiedzcie to publicznie, a nie biegajcie anonimowo szeptać dziennikarzom. Odwagi, Panowie!" – napisała była premier. Powiedzieć, że jej sytuacja jest paradoksalna, to nic nie powiedzieć.
Beata Szydło. fot. TADEUSZ KONIARZ/REPORTER

Beata Szydło jest marginalizowana w PiS. Po tym, jak w ledwo skrywany sposób postawiła się Jarosławowi Kaczyńskiemu w Małopolsce, popadła w niełaskę. Król Prawa i Sprawiedliwości, nazywany prezesem, najchętniej strąciłby ją z szachownicy, ale nie może pozbywać się ważnych figur bez żadnego trybu. Nie wtedy, gdy stoi za nimi ponad ćwierć miliona głosów, bo tyle dostała Szydło w niedawnych wyborach do Parlamentu Europejskiego.


To Kaczyński stworzył ten paradoks. Chwiejne fundamenty położył w 2015 roku, gdy  zmienił pionka w premiera. Wyciągnął trzecioligową polityczkę i zrobił z niej szefową rządu. Szydło stała się twarzą świadczenia 500 plus czy skrócenia wieku emerytalnego, a tym samym królową pisowskich serc. Inni politycy mogli tylko marzyć o jej popularności.

Przez jakiś czas ten układ funkcjonował: Kaczyński wydawał rozkazy z Nowogrodzkiej (i przy okazji się wysypiał), a Szydło była jego żołnierką: karną, zdyscyplinowaną, posłuszną. Taką, że jak jej się powie "nie publikuj orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego", to ona go nie opublikuje, choć to jawne łamanie Konstytucji RP.

Tym większym szokiem był dla Szydło grudzień 2017 roku, gdy Kaczyński wymienił ją na Morawieckiego. Szokiem, który podzielała znaczna część elektoratu Zjednoczonej Prawicy. Chwilę wcześniej PiS przecież obronił wychwalaną szefową rządu przed wotum nieufności złożonym przez opozycję. A tu coś takiego. 

Popularność Beaty Szydło maleje

Szydło poszła w odstawkę. Właśnie zaczęła swoją drugą kadencję w Parlamencie Europejskim

I choć była premier nadal dysponuje wysokim poparciem społecznym – ponad 285 tys. głosów piechotą nie chodzi – to jest to niemal dwa razy mniej, niż otrzymała pięć lat wcześniej. Kapitał Szydło (i nie chodzi o pensję w rzekomo przebrzydłym euro) topnieje w oczach. Dlaczego?

Po pierwsze ludzie szybko przyzwyczajają się do dobrego. W 2019 roku zastrzyk gotówki na dziecko był świeży w społecznej pamięci. Teraz, po niemal dekadzie, gdy nowa władza podniosła go do 800 plus, dla wielu jest po prostu oczywistą oczywistością, czymś, co im się po prostu należy. Po drugie europosłanka – Kaczyński już zadbał o to, by szeregowa – ma znacznie mniejszą ekspozycję medialną niż członkini polskiego parlamentu. A jak wiadomo, co z oczu, to z serca. 

Chaos w PiS

Jest więc teraz Szydło jednocześnie silna i słaba. Zbyt silna, by Kaczyński mógł się jej pozbyć, zbyt słaba, by to ona mogła strącić go z tronu. Tymczasem idą zmiany i wszyscy o tym wiedzą. Po utracie władzy Prawo i Sprawiedliwość pogrąża się w chaosie. Kiedyś taki bunt przeciw Kaczyńskiemu, jak przy wyborze marszałka Małopolski, byłby nie do pomyślenia. Kiedyś prezesowi przez usta by nie przeszło, że nie ma znaczenia zdanie Szydło. A teraz to się dzieje.

PiS czeka epoka wstrząsów przeplatanych znacznie bardziej licznymi skaleczeniami papierem. Tu pod znakiem zapytania stają pieniądze dla partii, czyli subwencja, o której decyduje PKW (aż chciałoby się w tym momencie przypomnieć słynny cytat: wystarczy nie kraść). Wielkimi krokami zbliża się kongres PiS, a wkrótce potem wybory prezydenckie, które ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego może przegrać. Kto będzie wtedy ułaskawiał dziesiątki Wąsików i Kamińskich? 

Do tego cały czas pączkujące śledztwa prokuratury, wyroki sądów i kolejne wychodzące na jaw fakty o kulisach rządów Zjednoczonej Prawicy. PiS nie ukradł 100 mld zł, jak mówi Tusk, tylko najwyżej 3 mld zł rocznie, jak mówi Kaczyński? Kiepska linia obrony. Wiadomo, że nie odpowiedzą wszyscy. Na kogo wypadnie, na tego bęc. A to tylko wzmaga nerwowość w pisowskich szeregach. 

W tym wszystkim Szydło gra o to, by nie dać się wykorwinować. Chce być symbolem pisowskiej prosperity, ale nie tylko nim. Pragnie prawdziwej władzy, której nigdy nie miała nawet – znowu paradoksalnie – na jednym z najwyższych urzędów państwowych. To prezes PiS rozbudził w niej wielkie ambicje, które teraz są dla niego poważnym kłopotem. Jeśli Kaczyński nie znajdzie sposobu na to, by zechciała włączyć się w jego grę, może zacząć własną partię – nie tylko w przenośni.

Czytaj także: https://natemat.pl/561476,dryjanska-za-te-6-slow-sawicki-powinien-wyleciec-z-sejmu