Faszysta trenerem pierwszoligowego klubu? W Anglii trwa zadyma
Antoni Bohdanowicz
04 kwietnia 2013, 16:51·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 04 kwietnia 2013, 16:51
Na Wyspach Brytyjskich zawrzało. Trenerem pierwszoligowego Sunderlandu został Paolo Di Canio, znany ze swoich faszystowskich poglądów. Reakcja była natychmiastowa: kibice zaczęli protesty, wycofali się sponsorzy. W Anglii takie skandale to jednak żadna nowość. W historii ligi menadżerowie byli już playboyami, łapówkarzami i oszustami.
Reklama.
Jego przedramię zdobi tatuaż „Il Dux”, co oznacz przywódca, jednak wielu uważa, że to skrót na cześć faszystowskiego dyktatora Włoch Benito Mussoliniego, którego zresztą chwalił w swojej autobiografii. W młodości należał do ultrasów Lazio Rzym, znanych z faszystowskich poglądów. Historyk klubowy Alfonso Dessi określił go mianem „prawdziwego faszysty”, a świadczyć o tym mogą chociażby "saluty rzymskie” wykonywane w stronę kibiców. Za te gesty FIFA groziła mu dożywotnim zakazem gry w piłkę. Co więcej – widuje się go na pogrzebach faszystów, jak chociażby trzy lata temu, kiedy towarzyszył w ostatniej drodze znanemu ideologowi i terroryście Paolo Signorelliemu.
Tak więc nic dziwnego, że w lewicowej, północnej Anglii wrze na wieść o tym, że Paolo Di Canio został trenerem Sunderlandu. Włoch ma być zbawcą klubu, który broni się przed spadkiem z Premiership. Jednak nie każdy widzi go w roli zbawiciela. Już w dniu ogłoszenia go trenerem Czarnych Kotów były minister spraw zagranicznych David Miliband ustąpił z rady nadzorczej klubu. Chwilę później stowarzyszenie górników z Durham poprosiło władze Sunderlandu o zwrot flagi, bo nie tolerują oni faszystów. Di Canio nawet nie zdążył poprowadzić jednego treningu, nie wypowiedział ani jednego słowa, a zdążył wywołać gigantyczną burzę.
Jednak taka sytuacja nie jest dla Włocha czymś nowym. Dwa lata wcześniej również w atmosferze skandalu przejmował spadkowicza z trzeciej ligi Swindon Town. Osoby związane z tym klubem bardziej niż brakiem doświadczenia Di Canio, który nigdy wcześniej nie prowadził żadnej drużyny przejmowały się jego poglądami. Na wieść o tym, że Swindon zatrudnia Włocha, ze sponsorowania drużyny wycofał się jeden z największych na wyspach związków zawodowych – GMB – który miesięcznie łożył na klub kilka tysięcy funtów.
Jednak Di Canio, który twierdzi, że nie uczestniczy aktywnie w życiu politycznym, skupił się wyłącznie na pracy. W rok awansował do trzeciej ligi, a w pucharach eliminował kluby z najwyższej klasy rozgrywek – Stoke oraz Wigan Athletic. Do Di Canio i skandali z nim związanych jak ulał pasuje angielskie powiedzenie „dasz psu złe imię, to lepiej go powiesić”. Włoch musi liczyć się z tym, że w odróżnieniu od innych krajów, gdzie trenerzy mają święty spokój, na Wyspach będzie na celowniku mediów, a to wszystko dlatego, że tamtejsza prasa najbardziej lubi trenerskich skandalistów. On doskonale wkomponowuje się w barwny korowód.
Malcolm Allison może nie budził takich skrajnych emocji, jak Di Canio. Nie miał żadnych radykalnych poglądów politycznych i nikt z jego powodu nie rezygnował ze stanowiska. Jednak można go nazwać „ojcem” wszystkiego co złe wśród trenerów pracujących na Wyspach, bo cały szum wokół menadżerów zaczął się właśnie od niego.
Wcześniej szkoleniowcy stali z boku fleszy. Ich rolą było przygotowanie piłkarzy do meczu, nic poza tym. Jeśli coś mówiono na ich temat, to zazwyczaj tylko w kontekście gry ich drużyn. Tak więc świat trenerski został postawiony na głowę, kiedy pojawił się „Big Mal”, pierwszy trenerski celebryta. Nawet kiedy umarł, w mediach częściej zamiast go wspominać jako trenera, który z Manchesterem City przełamał dominację United w mieście i który zrewolucjonizował metody treningowe w angielskiej piłce, wspominano jako playboya. Przy nekrologach widniał wizerunki Allisona ubranego w futro, z gołą klatką piersiową, z cygarem w ustach, fedorą na głowie i lampką szampana w dłoni. Brakowało przy nim tylko jakiejś topmodelki, których miał wiele, włącznie z Sereną Williams, ale nie tenisistką, tylko króliczkiem playboya.
Allison był znany także z tego, że z każdym wdawał się w bójkę. Do tego stopnia, że gdy pewnego razu policja zatrzymała jego kolegę Joe Mercera za przekroczenie
prędkości, ten się zapytał: – Boże, co tym razem Malcolm odwalił? „Big Mal” bił się nie tylko z nieznajomymi, ale także… ze swoimi podopiecznymi. Raz przyłapał swojego piłkarza Tony'ego Colemana pijanego w barze. Kiedy ten odmówił powrotu do domu, trener po prostu spuścił mu manto. Choć jednych bawiły ekscesy Allisona, to innym sprawiały one kłopoty. Czarę goryczy przelała jego sesja zdjęciowa dla brukowców w wannie szatni Crystal Palace z aktorką porno Fioną Richards. Władze angielskiej federacji po opublikowaniu fotek długo debatowały nad tym, czy nie udzielić mu dożywotniej dyskwalifikacji z futbolu.
Brian Clough przy Allisonie był aniołkiem, do tego osiągnął dużo więcej jako trener. Wygrywał z prowincjonalnymi Derby County i Nottingham Forest mistrzostwo Anglii. Z tymi pierwszymi doszedł do półfinału Pucharu Europy, a z drugimi dwukrotnie sięgnął po to trofeum. Poza sukcesami trenerskimi był znany także z ciętego języka. Potrafił celnie i barwnie ripostować dziennikarzy i innych trenerów, co w obecnych czasach robi z podobną manierą Jose Mourinho. Jednocześnie Clough wdawał się w kłótnie z piłkarzami i szefami klubu. W Derby County próbował pouczać prezesów, jak prowadzić klub. Uznał, że ma do tego święte prawo, skoro to dzięki niemu zespół stał się wielki. Powtarzał: „Może nie jestem najlepszym trenerem w kraju, ale zdecydowanie jestem w czołowej jedynce”. Prezesom to się nie spodobało i „Cloughie” wkrótce wyleciał z hukiem (na nic się nie zdały protesty fanów).
Później przeszedł do znienawidzonego przez siebie Leeds United. Znany z niewyparzonej gęby Clough na powitanie powiedział swoim nowym piłkarzom: „Wyrzućcie wszystkie swoje medale i puchary, bo zdobyliście je nieuczciwie”. W zespole wytrzymał tylko 44 dni. Od razu po zwolnieniu w studiu telewizyjnym pokłócił się ze swoim poprzednikiem Donem Reviem, który odszedł z Leeds by prowadzić reprezentację Anglii. W późniejszym okresie pracy w Forest, z którym świętował największe sukcesy, popadł w alkoholizm. Często tracił nad sobą panowanie. Potrafił zbluzgać dziennikarzy na antenie, czy też pobić kibiców, którzy wbiegali na murawę. Wielu uważa, że gdyby nie niewyparzona gęba Clough otrzymałby tytuł szlachecki. Sam zresztą miał wielki żal o to, że mimo dwóch zdobytych Pucharów Europy wyróżnienia nie otrzymał.
Mówiło się za to, że wzorem do naśladowania jest Alex Ferguson, menadżer Manchesteru United. Program BBC „Panorama”, o którym głośno było w ubiegłym roku za sprawą Sola Campbella i jego opinii o Euro 2012, zrobił kiedyś reportaż dotyczący syn Sir Alexa Jasona, który używając protekcji ojca… korumpował inne kluby. Sam trener zresztą wielokrotnie łamał zasady obowiązujące w piłce i bez zgody innych klubów prowadził rozmowy z zawodnikami, o czym poświadczył między innymi Jaap Stam w swojej autobiografii. Jedyne chyba co uratowało Fergusona, to batalia sądowa o prawa do konia wyścigowego „Rock of Gibraltar”, która okazała się być błogosławieństwem, bo odwróciła uwagę od afery korupcyjnej.
Bohaterem podobnej afery był Harry Redknapp, który zresztą z innego powodu stanął przed sądem: został oskarżony o malwersacje finansowe. Obecny trener Queens Park Rangers, wówczas będąc szefem Portsmouth został przyłapany na nielegalnej próbie kaperowania gracza innej drużyny. Jednak to nic w porównaniu z tym, co przytrafiło mu się w 2007 roku, kiedy wraz z prezesami „The Pompey” został aresztowany pod zarzutami unikania płacenia podatków. Prokuratura wykryła, że właściciel Portsmouth Milan Mandżarić płacił Redknappowi poprzez konto w Monaco dodatkową pensję. Ostatecznie trener został oczyszczony z zarzutów, choć wiele poszlak wskazuje na to, że wpływ na tę decyzję wcale nie miał fakt, że był niewinny, ale to, że był głównym kandydatem do prowadzenia reprezentacji Anglii na Euro 2012.
Również Di Canio próbuje odwrócić uwagę od swojej faszystowskiej przeszłości: na pierwszej konferencji prasowej rzucił w stronę dziennikarze „I am the unique one” (Jestem tym jedynym). Było to ewidentne nawiązanie do słów wypowiedzianych parę lat wcześniej przez innego skandalistę – Jose Mourinho – kiedy ten obejmował Chelsea (I am the special one”). Także Mourinho, prowadząc Chelsea, bardzo często bywał w centrum skandali. Chociaż nigdy nie był zamieszany w żadną aferę prawną, to często wywoływał oburzenie. To po jego nagonce na sędziego Andersa Friska po meczu z Barceloną, Szwed w obliczu pogróżek kibiców „The Blues” zakończył karierę. Oprócz tego Mou potrafił ukryć się w koszu na brudną bieliznę, by obejść zakaz kontaktowania się ze swoją drużyną i dostać się do ich szatni.
Potrafił jednak zjednać sobie kibiców, jak np. po zdobyciu drugiego mistrzostwa Anglii z Chelsea, kiedy rzucając w trybuny swój medal mistrzowski stwierdził, że jeden już ma, więc kolejny należy się fanom! Di Canio też stać na podobne gesty. Tej zimy kupił wszystkim, którzy pomogli odśnieżyć boisko Swindon Town pizzę, ale na razie dopóki nie osiągnie tyle, co „The Special One” będzie ciążyć mu łatka faszysty.