Robert Lewandowski został po królewsku potraktowany przez śledczych badających sprawę tzw. afery dyplomowej. Prowadzi ją prokuratura w Gdańsku, ale "Lewy" nie musiał się fatygować na Pomorze. To śledczy przyjechali do Warszawy, gdzie piłkarz trafił na zgrupowanie kadry przed meczami ze Szkocją i Chorwacją.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Program wizyty Roberta Lewandowskiego związanej ze zgrupowaniem reprezentacji Polski obfitował w miłe punkty. Piłkarz wziął udział w obchodach 65-lecia Varsovii i odebrał Order Uśmiechu. Była też łyżka dziegciu: "Lewy" został przesłuchany przez prokuraturę.
Jak pisaliśmy w naTemat.pl, chodzi o tzw. aferę dyplomową. Ta zaczęła się, gdy podczas policyjnej prowokacji nakryto Zbigniewa D., naukowca związanego z dwiema prywatnymi uczelniami w Łodzi. Miał próbować sprzedać dyplom uczelni.
"Funkcjonariusze odkryli w telefonie Zbigniewa D., że kilka lat temu prowadził ożywioną korespondencję z Anną Lewandowską oraz z innymi sportowcami i ich przedstawicielami" – pisał Onet.
Śledczy mieli odnaleźć też korespondencję ze znanymi polskimi piłkarzami, członkami ich rodzin i znajomymi. Miały się tam znajdować zdjęcia dyplomów ukończenia studiów wystawionych na nazwiska Roberta Lewandowskiego i Jacka Góralskiego, świadectwa maturalnego Arkadiusza Milika.
Podczas przeszukania domu Zbigniewa D. znaleziono też... kopię dyplomu Lewandowskiego (magisterium z pedagogiki). Wynika z niego na przykład, że dostał dwie trójki od socjolożki dr Barbary Mrozińskiej.
Tak naprawdę to ona pociągnęła sprawę dyplomów. "Robert Lewandowski kupił dyplom w prywatnej uczelni w Łodzi. Piszę to z całą odpowiedzialnością, bo 'zdał' u mnie dwa egzaminy. O wszystkim dowiedziałam się w czasie przesłuchania jako świadek w tej obrzydliwej sprawie" – napisała dr Mrozińska w mediach społecznościowych.
W tej sprawie zeznawała w czerwcu. Samo śledztwo w sprawie "lewych" dyplomów (również dla sportowców) trwa już pięć lat.
Co zeznał Lewandowski?
Jak informuje WP SportoweFakty rzecznik prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku prok. Grażyna Wawryniuk, Robert Lewandowski "został przesłuchany w charakterze świadka" ws. afery dyplomowej.
Postępowanie prowadzi gdańska prokuratura, ale do spotkania kapitana reprezentacji Polski ze śledczymi doszło w Warszawie, przy okazji przylotu "Lewego" na zgrupowanie drużyny narodowej przed wrześniowymi meczami Ligi Narodów ze Szkocją (05 września) i Chorwacją (08 września).
Lewandowski razem z drużyną wyleciał później do Szkocji.
Dyplomy Lewandowskiego i innych piłkarzy pod lupą
Portal dowiedział się też, że w charakterze świadka przesłuchany został też już Jacek Góralski. Z Arkadiuszem Milikiem i Anną Lewandowską, która miała prowadzić korespondencję z D. ws. męża, śledczy "nie wykonali jeszcze czynności procesowych".
Źródło Onetu mówi: – Robert oba dyplomy z Łodzi dostał po znajomości, ale w pewnym momencie zrozumiał, że kłamstwo ma krótkie nogi i zapobiegliwie tymi papierami nigdy się nie pochwalił.
Mowa o dwóch dyplomach, bo "Lewy" ma też licencjat z nieistniejącej już Wyższej Szkoły Edukacji Zdrowotnej i Nauk Społecznych. Zbigniew D. był tam kanclerzem.
Postępowanie prowadzone w Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku (...) toczy się już piąty rok. (...) Prokuratura wcześniej stała na stanowisku, że nawet gdyby znani sportowcy dostali "lewe" dyplomy, to jeśli schowali je w szufladzie, nie popełnili żadnego przestępstwa. Prawo mieliby złamać dopiero wtedy, gdyby gdzieś – na przykład chcąc dostać się do szkoły trenerskiej – posłużyli się fałszywym dokumentem – pisze Onet.