Sprawa kilometrówek Ryszarda Czarneckiego zyskuje światową sławę. Informacje o przekrętach polityka PiS podaje już wiele zachodnich mediów. Przypominają, że Czarneckiemu grozi 15 lat więzienia za oszustwa finansowe. Polityk upiera się, że to nie on wpisywał dane. O tym, że podpisywał dokumenty i zainkasował 200 tys. euro, już nie wspomina.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Skutery, motocykle, samochody i ciężarówki: były polski europoseł oskarżony o oszustwa związane z podróżami" – pisze portal Politico.eu. Przypomina też, że Ryszard Czarnecki nazywa zarzuty "kłamstwami i kompletną bzdurą".
"Ryszard Czarnecki, były wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, bardzo lubił dojeżdżać do pracy – tak bardzo, że podróżował między Polską a parlamentem samochodami, skuterami, motocyklem, a nawet ciężarówką z naczepą" – ciągnie Politico.
Przypomina też całą sprawę. Ustalenia dziennikarzy Wyborczej opisywaliśmy już szeroko w naTemat.pl. Wynika z nich, że europoseł PiS Ryszard Czarnecki jeździł do Brukseli nie tylko zezłomowanym fiatem punto cabrio. Z dokumentów, które składał w PE wychodzi, że trasę tę rzekomo pokonywał również motocyklem, chińskimi skuterami, ciężarówką i autem z przyszłości.
Polityk deklarował, że jedzie na obrady europarlamentu samochodem, w rzeczywistości zaś latał samolotem. Tak było o wiele taniej. A jednocześnie na konto Czarneckiego wpadała spora suma zwrotu za podróż samochodem, tzw. kilometrówka.
Czarnecki naprawdę miał deklarować, że na posiedzenia Parlamentu Europejskiegojeździł motocyklem Suzuki GSX-R750 (750 cm sześciennych, rasowy ścigacz) i dwoma chińskimi motorowerami marek BAOTIAN i WANGYE QUANTUM o pojemności silnika 49 cm sześciennych.
Wśród wymienionych przez niego pojazdów jest też ciężarówka. Chodzi o ciągnik siodłowy Iveco Stralis. Czyżby Czarnecki dorabiał na TIR-ach? Wygląda raczej na to, że on (lub jego asystenci) wpisywał w dokumenty dowolne numery rejestracyjne. Świadczyć może o tym fakt, że jednym z aut (Toyota Auris) miał podróżować w roku 2010. Ale auto wyprodukowano dopiero... 5 lat później.
Politico przypomina, że sprawa ruszyła w prokuraturze, bo Czarnecki tym razem nie dostał od wyborców mandatu do PE. Nie jest więc chroniony immunitetem i można go łatwo pociągnąć do odpowiedzialności.
Portal nie pisze też, że sprawa mogłaby ruszyć wcześniej, ale akta przez kilka lat trzymał w służbowym garażu posłuszny wobec PiS prokurator Jerzy Ziarkiewicz. Do jego wydziału w Lublinie spłynęło wiele spraw, które mogły zaszkodzić politykom partii ówcześnie rządzącej.
Czarnecki: to nie ja pisałem
Politico zapytało o sprawę samego Czarneckiego. Mówi to samo, co polskim mediom.
"Po raz kolejny, jak podkreślałem przez ostatnie cztery lata, nie wypełniłem formularzy zwrotu kosztów podróży, do których odnosi się oskarżenie – a co za tym idzie – media" – powiedział POLITICO.
"Nie wprowadzałem danych, o które pytacie. Wielokrotnie to podkreślałem. Nieprzyznawanie tego jest złą wolą" – mówi Czarnecki dziennikarzom.
To fakt: tak od dawna mówi. Jednocześnie zapomina, że od te dokumenty podpisywał, składał i inkasował pieniądze. W ten sposób zarobił ponad 200 tysięcy euro w 4 lata. Może to kwoty, których po prostu nie zauważył na koncie.
Sprawa polityczna? Oczywiście
"Nowy rząd premiera Donalda Tuska naciska, aby politycy PiS stanęli przed sądem za korupcję i inne wykroczenia, i wymienił Czarneckiego jako jedną ze spraw, które należy rozwiązać" – przypomina Politico. Dodaje, że Tusk szykuje się do przyszłorocznych wyborów prezydenckich, aby zastąpić popierającego PiS urzędującego Andrzeja Dudę, a zarzuty korupcyjne mogą zaszkodzić PiS.
Politico podkreśla, że nawet byli sojusznicy Czarneckiego z PiS są ostrożni. Jarosław Kaczyński, przewodniczący partii, powiedział: "Kiedy zapadną odpowiednie wyroki, oczywiście będziemy musieli wyciągnąć odpowiednie wnioski".
Portal przypomina też, że Czarnecki nie pierwszy raz okrywa się hańbą. W 2018 r. został pierwszym wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego, którego odwołano ze stanowiska po tym, jak porównał polską europosłankę Różę Thun do nazistowskiej kolaborantki.
Czarnecki dzięki politycznym powiązaniom piastował też inne stanowiska publiczne, zwłaszcza w polskim sporcie. Był w Polskim Związku Piłki Nożnej, Polskim Związku Piłki Siatkowej i Polskim Komitecie Olimpijskim.
Jako zastępca szefa Polskiego Związku Piłki Siatkowej początkowo powiedział, że wykonuje tę pracę na zasadzie wolontariatu, ale TVN odkrył, że otrzymuje wynagrodzenie. Czarnecki odpowiedział, że był naciskany, aby pieniądze jednak brać.
"Obecnie 63-letni Czarnecki jest politycznym ocalałym, który przez ostatnie dekady skakał z partii do partii i z pracy do pracy i zawsze stawało na jego. Podkreśla, że tym razem nie będzie inaczej" – pisze Politico.