Więcej drzew w mieście, więcej zielonych przestrzeni, parków, kanałów, stawów, ogrodów deszczowych, zielonych dachów, miejskich zbiorników retencyjnych... Brzmi jak utopia? Tak, jeśli spojrzeć na polskie miasta. I nie, jeśli mówimy o nowoczesnych miastach-gąbkach, które chłoną wodę tak, że nasza betonoza przy nich to jeden wielki wstyd. Ale u nas też coś już zaczyna się dziać. Jest też jedno miasto pionier. Zobaczmy, jak "miasto-gąbka" wygląda w polskiej praktyce.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Bydgoszcz. To o niej mówi się w Polsce: "miasto-gąbka". Przyznaję, że gdy pierwszy raz o tym usłyszałam – pomyślałam "wow". Różne instytucje miejskie informowały, że to pierwsze tego typu przedsięwzięcie w kraju, a projekty, które zaczęto tu realizować, często były pionierskie i unikalne w skali krajowej.
"Bydgoszcz jest jednym z niewielu miast w Polsce, które postawiło sobie za cel walkę ze skutkami zmian klimatycznych", "Można je nazwać prekursorem wprowadzania zielono-niebieskiej infrastruktury zgodnej z koncepcją miasta gąbki" – czytałam.
Szybko wyobraziłam sobie, że musieli wytoczyć wielką wojnę betonozie. A potem zobaczyłam, że bydgoski rynek cały jest wybetonowany. Drzewa, owszem, są, ale w donicach, bo podobno nigdy nie było tam wielu drzew. Ale czytam też w lokalnych mediach, że "w Bydgoszczy rządzi beton".
Ale i tak wygląda na to, że faktycznie żadne inne miasto w Polsce chyba nie zaszło tak daleko. A przynajmniej żadne inne – choć różne kroki podejmuje i Warszawa, i Gdańsk, i Kraków i inne miasta – nie jest otwarcie nazywane "miastem-gąbką" jak Bydgoszcz.
– Tak. Jesteśmy tak nazywani. Nie słyszałem, żeby inne miasto było tak określane. Wydaje mi się, że Bydgoszcz to pierwsze miasto w Polsce, gdzie próbuje się coś takiego robić. Jeśli w 100 proc. uda się to, co jest w założeniu, to jest to powód do dumy – mówi naTemat Radosław Ginther, bydgoski radny, wiceszef Komisji Gospodarki Przestrzennej, Komunalnej i Ochrony Środowiska.
Radny Tomasz Hoppe: – Miasto jest prekursorem w skali kraju w budowie zbiorników retencyjnych, które gromadzą wodę deszczową. Jest to godne naśladownictwa. Jestem dumny z tego, że to się dzieje w naszym mieście. Ale nie zmienia to faktu, że jest jeszcze dużo do zrobienia.
Dlaczego Bydgoszcz jest miastem-gąbką?
Co zrobiono? W Bydgoszczy powstał cały system zbiorników retencyjnych, które mają magazynować wodę z deszczu. Jest ich już kilkadziesiąt, projekt jest realizowany od kilku lat.
"To dzięki nim podczas ulewnych deszczy, spowolniliśmy odpływ deszczówki do przeciążonej sieci oraz umożliwiliśmy wykorzystanie zebranej wody do podlewania terenów zielonych podczas upałów czy susz" – informują bydgoskie Wodociągi.
Jej ich szef tłumaczył niedawno RMF FM – "w ten sposób woda nie wypływa na powierzchnię, nie zalewa budynków, tylko gromadzi się w zbiorniku".
– Ta woda, która do tej pory co roku wylewała, nie wypłynie na powierzchnię, tylko zostanie w tej gąbce, w infrastrukturze miejskiej – powiedział Stanisław Drzewiecki.
Według wyliczeń Wodociągów, dzięki temu systemowi uda się zgromadzić rocznie nawet ok. 30 mln litrów wody.
Dla Bydgoszczy była to "największa w historii przebudowa kanalizacji deszczowej w mieście". I ma swój ciąg dalszy, bo właśnie 17 września podpisano umowę na blisko 166 mln zł unijnego, bezzwrotnego dofinansowania na dalszy jej rozwój.
W jaki sposób? Najpierw zobaczmy, jak to, co jest dziś, wygląda w praktyce.
"To dopiero początek. To dopiero raczkuje"
– To są ogromne zbiorniki wbudowane w ziemię, które mają zbierać deszczówkę. Znajdują się w różnych miejscach, np. w parku, czy pod ulicą. Woda z nich będzie potem wykorzystywana m.in. do podlewania roślin. Ale jeszcze nie wszystkie osiedla mają te zbiorniki – zaznacza Radosław Ginther.
Mówi, że część zbiorników jest jeszcze budowana, a część dopiero będzie, bo Rada Miasta przegłosowała budowę następnych. Są już na to pieniądze i wiadomo, że zbiorniki powstaną na kolejnych osiedlach.
Ale podkreśla: – To jest dopiero początek. To wszystko jeszcze raczkuje. Sama koncepcja jest rewelacyjna, ale zanim zacznie to działać, musi minąć jeszcze trochę czasu. Na razie mieszkańcy jeszcze w 100 proc. nie widzą tego w praktyce.
W ostatnich miesiącach miasto przeszło już jednak dwa testy – dwie wielkie ulewy w maju i w lipcu. I jak wynika z doniesień lokalnych mediów, urzędnicy byli zadowoleni z efektów, bo niebyło zgłoszeń o zalaniu kamienic czy o podtopieniach. A tam, gdzie zdarzyły się podtopienia, nie miały związku z systemem zbiorników.
Bydgoskie Wodociągi: "Pierwsze intensywne opady deszczu pokazały, że filozofia 'miasta gąbki' zdała egzamin. W wielu częściach miasta zniknął problem zalewania ulic i placów".
Mieszkańcy różnie jednak do tego podchodzą.
– Efekty widać na Osowej Górze. Gdy woda spływała z góry, na dole były zalewane domki i ulice. Teraz jest tam zbiornik retencyjny, który odbiera wodę. I odkąd został uruchomiony, widać, że problemy zniknęły – opowiada nam radny.
– Ale podczas niedawnej ulewy zalało główną ulicę miasta. Powstało wielkie jezioro i niektórzy mieszkańcy zastanawiali się: "Jak to z tym miastem-gąbka jest? Są wielkie zbiorniki, a ul. Jagiellońska podczas deszczu jest pod wodą?". Nie wszystkich te zbiorniki przekonały. Zaczęły pojawiać się takie pytania, niektórzy zaczęli to wyśmiewać: "Miast- gąbka? A przez wodę nie da się przejechać główna ulicą Bydgoszczy?" – dodaje.
Budowa łąk kwietnych, ogrody deszczowe...
Ale wiadomo, sieć zbiorników nie jest jeszcze kompletna. A nowy projekt miasta na lata 2024-2027 "Bydgoszcz zielono – niebieska. Retencja i zagospodarowanie wód opadowych lub roztopowych" ma ją jeszcze rozwinąć.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W planach, jak czytamy, jest budowa kolejnych 35 zbiorników retencyjnych. Ale też np. budowa 23 instalacji technologicznych do oczyszczania zmagazynowanej wody deszczowej w celu jej ponownego wykorzystania do m.in.
podlewania zieleni miejskiej
zaopatrywania szaletu miejskiego na ul. Wały Jagiellońskie
zasilania fontanny przy Filharmonii Pomorskiej
spłukiwania ulic
W planach jest też zasilenie wyschniętego stawu. Budowa łąk kwietnych. I sporo zieleni. Mają powstać ogrody deszczowe, zielone ściany i zostanie nasadzona nowa roślinność.
"W siedzibie bydgoskich wodociągów przy ul. Toruńskiej 103 zamierzamy zasilać wodami opadowymi myjnię samochodów służbowych. Powstanie też zielony dach na budynku. Natomiast w Oczyszczalni Ścieków w Fordonie wykorzystamy deszczówkę do czyszczenia urządzeń technologicznych" – czytamy w komunikacie, który – na nasze pytanie o zieleń – przekazały nam Miejskie Wodociągi i Kanalizacja w Bydgoszczy.
Powyższe działania – jak podano – pozwolą chronić tereny zurbanizowane i ich mieszkańców przed lokalnymi podtopieniami spowodowanymi nawalnymi opadami deszczu, poprawią mikroklimat miasta i obniżą koszty utrzymania zieleni.
To faktycznie krok do przodu. Bo gdy dziś zapytać mieszkańców o zieleń, słychać, że na razie dużych działań z wyeliminowaniem betonu nie widać.
Co daje tzw. gąbczastość terenu
Czy zieleni w Bydgoszczy jest coraz więcej?
– Raczej nie. Coraz więcej jest betonozy. Widzę zdjęcia sprzed 20-30 lat, jak na głównych ulicach, np. Dworcowej, drzewo rosło obok drzewa. A dzisiaj nie ma żadnego. Remont rynku też od samego początku wzbudzał wątpliwości. I finał jest taki, że jest jeden wielki beton – mówi Radosław Ginther.
Tomasz Hoppe: – Jeśli chodzi o zieleń, to tu nie dostrzegam takiej uwagi Miasta. Widać to np. podczas obecnego remontu ulic w ścisłym centrum. Ale liczę, że przy kolejnych remontach miasto będzie działać bardziej postępowo i będzie bardziej otwarte na inne elementy definicji miasta gąbki.
A zieleń to jeden z elementów tego, co wpływa na gąbczastość miast. To wszystkie niecki retencyjne, zielone dachy i ściany, łąki kwietne, parki itp.. Ale są też elementy niebieskie, np. rzeki i jeziora.
Co daje tzw. gąbczastość terenu?
Zacytujmy Świat OZE:
"To bardzo istotny czynnik w perspektywie zapobiegania katastrof naturalnych związanych z wodą. Miasta gąbki mogą lepiej radzić sobie ze wchłanianiem dużej ilości opadów, które w zabetonowanej przestrzeni prowadzą do wylewu zbiorników wodnych i powodzi. Jednak mają znacznie więcej zalet niż tylko zatrzymywanie wody. Ta koncepcja zarządzania zielenią miejską pomaga również w ograniczeniu skutków suszy i fal powodzi. Im więcej wody zmagazynowanej w warstwie gruntowej, tym skuteczniejszy proces parowania terenowego, który łagodzi efekt miejskiej wyspy ciepła".
O betonie nie ma tu mowy. A wszyscy wiemy, jak w ciągu ostatnich lat zmieniło się wiele polskich miast. Wszędzie ogarnęła nas betonoza, z którą dopiero teraz miasta próbują walczyć. I patrząc na prawdziwych prekursorów, widać, jak długa jeszcze przed nami droga.
Wszystko zaczęło się od Chin
Pojęcie tzw. Sponge City pochodzi z Chin. Tam koncepcja ta realizowana jest od ok. 20 lat. To Chiny są jej prekursorem. To ich przywódca Xi Jinping oświadczył w 2012 roku, że "miasta powinny być jak gąbki" i tak się to zaczęło – po serii powodzi, które nawiedziły ten kraj.
Za przykład stawiany jest m.in. Szanghaj. Ale takich miast z systemami magazynowania wody deszczowej, z ogrodami deszczowymi, czy zielonymi dachami, jest też coraz więcej również w Europie. Tu za przykład wskazywana jest m.in. Kopenhaga i Berlin.