logo
W pierwszym odcinku "Familiady" doszło do wpadki. Fot. Facebook / Familiada
Reklama.

Premierowy materiał "Familiady" w Polsce został wyemitowany dokładnie 17 września 1994 roku. Od samego początku prowadzącym jest tam Karol Strasburger. Obecnie format ma za sobą już blisko 3 tys. nagranych odcinków.

Uczestnicy, którzy brali udział w teleturnieju niekiedy pod wpływem emocji i presji czasu, odpowiadali w bardzo nietypowy sposób. Taka sytuacja miała też miejsce w pierwszej odsłonie "Familiady".

Quiz: Te pytania padły w "Familiadzie". Sprawdź, czy dobrze obstawisz najczęstszą odpowiedź!

logo
Quiz

1 / 15 Zacznijmy od czegoś prostego i najbardziej kultowego. Więcej niż jedno zwierzę to...? (zaznacz najwyżej punktowaną odpowiedź)

Wszystko zaczęło się od chwili, gdy naprzeciwko siebie stanęły reprezentantki dwóch drużyn. Strasburger zaczął czytać pytanie: "powiedz, jakiej potrawie nie mogą oprzeć się osoby, będące...". I musiał się zatrzymać, bo jedna z pań nacisnęła przycisk.

Wpadka w pierwszej "Familiadzie" [WIDEO]

Gospodarz, jak i inni uczestnicy byli lekko zdezorientowani. Zawodniczka próbowała jednak jakoś się wybronić i odpowiedziała, rzucając słowo: "schabowy".

– Mnie nie wolno czytać dalej pytania, w związku z tym... Nie wiesz dalej, co było, prawda? – zaczął tłumaczyć Karol Strasburger. Co ciekawe, "schabowy" znalazł się na pierwszym miejscu, co wywołało radość u jednej z drużyn. Przeciwnikom jednak zrzedły miny.

Prowadzący postanowił więc wyjaśnić dokładnie, jakie są zasady. – No niestety, bardzo jest mi przykro, ale jest taki przepis. Jeżeli zawodnik przyciśnie w trakcie czytania pytania przeze mnie, ja go nie kończę, skoro trafi, to są to jego punkty. Takie jest prawo – podkreślił.

Strasburger wspomina pierwszy odcinek

A jak tamten odcinek wspomina sam Karol Strasburger? Ostatnio na facebookowym profilu programu wrzucono krótkie wideo, na którym prezenter wyjawił, czy miał tremę.

– O ile dobrze pamiętam nagrania trwały cały dzień, a nawet nie wiem, czy nie dwa dni. Trwało to strasznie długo. Nikt nie wiedział w ogóle, o co chodzi, łącznie z operatorami, realizatorami no i przede wszystkim ze mną. Odcinek był wtedy w jakiś sposób reżyserowany: to znaczy ja miałem teksty napisane, które miałem powiedzieć, rodziny miały teksty, które miały obowiązywać z ich strony. To nie wychodziło dobrze – ocenił.

– Miałem tremę olbrzymią, bo się gubiłem, nie wiedziałem, kim mam być: czy mam być aktorem, który gra prowadzącego, czy mam być sobą – czy mam być krzykliwy i wesoły. Szukałem swojego miejsca. Przyznam, że emocje były wielkie. Zmęczenie też dawało o sobie znać, a niezadowolenie przytłaczało. Potem jeszcze przez wiele tygodni szukałem tego swojego stylu, żebym się poczuł w tym dobrze – opowiadał Strasburger.

Na koniec wspomniał, że obecnie "jedno wydanie nagrywają w ciągu godziny i nikt nawet nie wie, kiedy ten czas mija, ale to jest już zupełnie inna bajka...".