Mocno zawiedli się ci, którzy sądzili, że zestawienie filmów dokumentalnych na temat katastrofy smoleńskiej pomoże w rozwianiu wątpliwości, co do przyczyn tragedii z 10 kwietnia 2010 roku, które tak silnie dzielą polskie społeczeństwo. Poniedziałkowy seans poświęcony katastrofie, ani późniejsza gorąca debata na antenie TVP nie pomogły nawet w zrozumieniu powodu, dla którego na bazie podobnych danych analizujący je naukowcy podzielili się na dwa skrajne obozy.
Tych, którzy są sceptycznie nastawieni do teorii o zamachu na pokładzie prezydenckiego tupolewa z pewnością nie przekonały dokumenty, które tuż po emisji filmów "Śmierć prezydenta" wyprodukowanego przez National Geographic, oraz "Anatomii upadku" autorstwa Anity Gargas przedstawił lansujący tezę o wybuchu na pokładzie samolotu prof. Jacek Rońda. Z dokumentacji, którą przedstawiał naukowiec ma wynikać, że tupolew leciał znacznie wyżej, niż mówi oficjalna wersja, a kilka dni po katastrofie Rosjanie zmienili położenie wielu części wraku nawet o kilkadziesiąt metrów, w tym nawet kilkutonowego silnika. Profesor nie był jednak w stanie powiedzieć, skąd ma te dokumenty, oraz udowodnić wiarygodność swojego źródła.
Prof. Jacek Rońda po emisji filmu Anity Gargas stanowczo podkreślał również, że teorię zamachu na prezydencki samolot potwierdza rozrzut szczątków maszyny, który ma dowodzić, iż rozpadła się ona już w powietrzu. Innego zdania jest jednak prof. Paweł Artymowicz z Uniwersytetu w Toronto. - Rozkład szczątków jest typowy, najbardziej typowy jaki może być - przekonywał. Tłumacząc, iż potężne zniszczenia poszycia tupolewa tłumaczy pojęcie krytycznej prędkości zderzenia. W katastrofie smoleńskiej była ona znacznie przekroczona, stąd aluminium w pewnym momencie zaczęło się zachowywać jak materiał znacznie słabszy.
Z dość dużą łatwością prof. Artymowicz obalił także tezę prof. Rońdy, iż nagie ciała odnalezione na miejscu katastrofy potwierdzają, że na pokładzie Tu-154M wybuchła bomba. - To charakterystyczne dla jednego typu bomby - termiczno-paliwowej - przekonywał Rońda. - Jeżeli samolot spada do góry nogami, a pasażerowie są "rozsmarowywani", to są też odzierani z odzieży, To normalne - skwitował Artymowicz. W jego ocenie, makabryczne obrażenia wielu ofiar były po prostu efektem wielkich przeciążeń, dochodzących nawet do 100G.
Obu naukowców połączyła w poniedziałek jedynie opinia, iż za wyjaśnienie przyczyn katastrofy powinni jak najszybciej wziąć się naukowcy prezentujący różne opinie zgromadzeni na specjalnie zwołanej konferencji naukowej.
Organizacją takiej konferencji być może zajmie się Polska Akademia Nauk. Gotowość do tego zgłosił jej szef, prof. Michał Klaiber podczas ostatniej części debaty, na którą TVP zaprosiła także socjologa prof. Ireneusza Krzemińskiego, oraz dziennikarzy Pawła Wrońskiego, Michała Lisickiego, Andrzeja Stankiewicza i Michała Karnowskiego. W tej części wieczoru poświęconego katastrofie smoleńskiej znowu dominowały już jednak tylko emocje i polityka. Szczególnie mocno podkreślał to prof. Ireneusz Krzemiński, który przekonywał, iż wszelkie teorie stawiające pod znakiem zapytania dotychczasowe ustalenia komisji Millera to jedynie nowy pomysł Prawa i Sprawiedliwości na krytykę III RP. - Co do naukowców, to mają oni różne poglądy, które konstruują ich karierę, kiedy są przydatne - ocenił.
- Ta dyskusja jest pochodną kilku podstawowych błędów, które zostały pokazane w pracy komisji Millera - twierdził tymczasem Paweł Lisicki. W jego ocenie, wątpliwości powinny budzić m.in. sprzeczne informacja dotyczące obecności w kokpicie tupolewa gen. Błasika, oraz okoliczności przekazania śledztwa Rosjanom. Wtórował mu Michał Karnowski twierdzący, iż najważniejsze dowody Rosjanie szybko zniszczyli spychaczami i kilofami zamiast odpowiedni zabezpieczyć materiał dowodowy. Karnowskiego oburza także fakt, iż przyczyn katastrofy smoleńskiej nie ustala się na podstawie odtworzenia wraku. - W cywilizowanym świecie śmierć prezydenta i elity kraju bada się na podstawi odtworzeniowa wraku - grzmiał prawicowy dziennikarz.
- Oglądaliśmy bardzo dobry propagandowy film - ocenił natomiast Paweł Wroński odnosząc się do kontrowersyjnego materiału autorstwa Anity Gargas. Jego zdaniem, daleko do doskonałości jednak także dokumentowi przygotowanemu przez National Geographic. Film Anity Gargas, zdaniem Wrońskiego stworzony został jednak tylko dlatego, by na podstawie tezy o zamachu na pokładzie tupolewa doprowadzić pewną ekipę do władzy. Publicysta zwracał również uwagę, że dowody przedstawiane w filmie Gargas są ze sobą sprzeczne. Jeden ze świadków mówi bowiem, że został zdmuchnięty w okolicach feralnej brzozy siłą silników prezydenckiego samolotu, a ustalenia prof. Wiesława Biniendy mówią, że wówczas maszyna powinna być dość wysoko nad ziemią.