Anita Gargas już od 23 lat pracuje na miano pierwszej dziennikarki śledczej prawicy. Funkcja lustratorki wyszła jej średnio, więc od niedawna spełnia się w zupełnie w nowej roli – "dziennikarki smoleńskiej". Przykładem jest m.in. jej ostatnie dzieło "Anatomia upadku".
Podczas premiery "Anatomii upadku" w warszawskim kinie "Wisła" sala była wypełniona do ostatniego miejsca. Wśród gości poseł Antoni Macierewicz oraz koledzy i koleżanki dziennikarze. - Wydrzemy tę prawdę niezależnie od tego, iloma warstwami kłamstwa będzie skrywana – obiecywała Anita Gargas. Była w swoim żywiole.
Lustrować, lustrować, lustrować
– To jest kobieta żołnierz – tak w rozmowie z naTemat opisuje Gargas Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny "Gazety Polskiej". Porównanie nie jest tutaj ani trochę przesadzone. 49-letnia dziś dziennikarka walczy bowiem o prawdę niczym zawodowy żołnierz - na wielu frontach.
Pierwszy, i do niedawna najważniejszy, był ten lustracyjny. Jako była członkini Niezależnego Zrzeszenia Studentów i radykalnej Solidarności Walczącej już od zarania III Rzeczpospolitej tropiła spiski, układy i komunistyczne sitwy. Najpierw w "Tygodniku Solidarność", potem w założonej przez Piotra Wierzbickiego "Gazecie Polskiej".
Czytaj także: Eksperci o filmie Anity Gargas "Anatomia Upadku": Potwierdza oficjalną wersję przyczyn katastrofy smoleńskiej
– Miałam to szczęście, że mój szef podzielał moje poglądy w kwestii lustracji i dekomunizacji, mogłam więc swobodnie pisać o tych sprawach. W "Gazecie Polskiej" nie było cenzury. Nie udawaliśmy, tak jak w innych mediach, że nie ma w Polsce problemu agentury – mówiła kilka lat temu w wywiadzie dla "Newsweeka".
Pierwszy znaczący owoc jej pracy to publikacja z 1993 roku, kiedy na łamach "GP" ujawniła "listę Macierewicza" z nazwiskami osób rzekomo współpracujących z służbami PRL. Ceną za tamtą niepokorność były poprzebijane opony w samochodzie i rewizja w redakcji. Nawet "Gazeta Wyborcza" potępiła wówczas akcję prokuratury, która zleciła przeszukanie.
Z czasem drogi Gargas i Wierzbickiego się rozeszły. Lustracyjny zapał dziennikarki naczelnemu wydał się nie do opanowania. – Rozeszły się, gdy Anita twardo stała za lustrowaniem kolejnych grup społecznych, natomiast ja uważałem, że lustracja powinna dotyczyć najważniejszych osób w państwie - powiedział "Newsweekowi".
W "Gazecie Polskiej" Gargas przepracowała całe 12 lat. Jak słyszymy, pracowitości nie można było jej odmówić. – Zawsze przygotowana, rzetelnie zbierała dokumentacje do różnych swoich reportaży. Dokładała starań, by wszystko mieć potwierdzone w wypowiedziach – wspomina Eliza Michalik, która w tamtym czasie pracowała z Gargas.
A prywatnie? – Trudna osoba, dosyć konfliktowa i zamknięta w sobie. Nie miała zbyt wielu przyjaciół. Ciekawostką jest fakt, że nie przyjaźniła się z Tomaszem Sakiewiczem i mówiła, że to śliska postać. Kiedy został naczelnym "Gazety Polskiej", robiła wszystko, by odejść. Zawsze się zastanawiam, jak udaje im się teraz współpracować – dodaje Michalik.
Jeden z dawnych współpracowników Gargas w rozmowie z naTemat zdradza zaś kulisy jej dziennikarskich śledztw. – Jeżeli pisała jakieś polityczne reportaże, to robiła zazwyczaj dobrą robotę. Ale ta druga gałąź, czyli reportaże z pogranicza służb specjalnych, to już inna sprawa. Często przynosiła do redakcji teczkę, którą dostawała np. od Macierewicza, z którym się przyjaźniła. Potem dzwoniła po komentarze. Nie uważam tego za dobre dziennikarstwo – wspomina.
Misja czy propaganda
Ukoronowaniem kariery Gargas w "Gazecie Polskiej" była nominacja do nagrody Grand Press, jaką otrzymała w 2004 roku za tekst "Minister sprawiedliwości z dyscyplinarką". Już rok później zgłosił do niej Andrzej Godlewski, ówczesny szef publicystyki w TVP. Padła propozycja: udział w programie, który będzie pokazywał afery i szemrane interesy ludzi władzy. Długo się nie wahała. Tak powstała "Misja specjalna".
– Moi koledzy tam z nią pracowali. Opowiadali, że praca wyglądała jak propagandówka. Rzeczywiście chodziło o gromadzenie materiałów śledczych, ale tylko na konkretne osoby – mówi naTemat Cezary Łazarewicz, dziennikarz "Newsweeka".
Medioznawca, prof. Wiesław Godzic, twierdzi z kolei, że materiały tworzone przez Gargas do "Misji Specjalnej" przejdą do niechlubnej historii dziennikarstwa. – To był przykład propagandy w najczystszej formie. W tym programie oskarżeni nie mieli prawa głosu. Typowe bicie obuchem: jesteś różowy czy czerwony, jesteś zły – zaznacza.
Najwięcej kontrowersji w kilkuletniej pracy dziennikarki na antenie TVP (z przerwami od 2005 do 2010 roku) wzbudzały właśnie ataki na ludzi lewicy. Już po kilku miesiącach urzędowania na Woronicza stworzyła film "Prezydentowa bez barier", który traktował o niejasnych działaniach fundacji Aleksandry Kwaśniewskiej. Reklamowany był jako "materiał wykraczający poza powierzchowny obraz prezydentowej, który znają Polacy". Problem w tym, że dowodów szemranej działalności fundacji Kwaśniewskiej w "Misji" nie przedstawiono.
Innym razem Gargas zaprezentowała nagrania z prywatnej rozmowy Aleksandra Gudzowatego z Adamem Michnikiem. "Misja" podsunęła widzom myśl, że krytyczne wobec Gudzowatego publikacje "Gazety Wyborczej" mogły być inspirowane przez służby specjalne. – Pokazaliśmy, jak najważniejszy redaktor naczelny w kraju dogaduje się z jednym z najważniejszych oligarchów, jak zawiera z Gudzowatym pakt o nieagresji, jak obiecuje zrugać swoich dziennikarzy za podawanie niewygodnych dla biznesmena faktów, wreszcie, jak wulgarnego używa języka – tłumaczyła potem.
W "Misji" nie zabrakło oczywiście lustracji. Zygmunt Solorz, Piotr Nurowski, Daniel Passent, Irena Dziedzic, Andrzej Drawicz, Krzysztof Mroziewicz – to tylko kilka przykładów z listy zlustrowanych.
– Zarzuty w kierunku Anity nie dotyczyły tego, że mówi nieprawdę, ale tego, że dotknęła tematów tabu. A takim tematem była lustracja. Niestety to jest tak, że jeśli człowiek się buntuje, od razu nazywany jest słabym dziennikarzem. A "Misja Specjalna" była robiona profesjonalnie – przekonuje dziś Tomasz Sakiewicz.
W 2007 roku autorka "Misji" oberwała z własnej broni. Producent filmowy Maciej Strzembosz zapytał ją na blogu, czy pracuje w Wojskowych Służbach Informacyjnych. Odpowiedziała procesem, który ostatecznie wygrała.
Kurs na Smoleńsk
Kurs dziennikarskiej kariery Anity Gargas radykalnie zmieniła katastrofa smoleńska. Po 10 kwietnia 2010 roku w "Misji" często pojawiał się temat Smoleńska i zaniedbań przy badaniu przyczyn wypadku. Tak było aż do października, kiedy wraz z nadejściem nowej szefowej TVP 1 program został zdjęty z anteny. Powód? Oficjalnie: niezadowalające wyniki finansowe. Nieoficjalnie, jak twierdzą środowiska prawicowe: niepokorna postawa wobec władz w sprawie katastrofy smoleńskiej.
Od tego momentu Gargas jest czołową "dziennikarką śledczą smoleńską". Przed dwoma laty zadebiutowała ze swoim pierwszym filmem o Smoleńsku "10.04.10", który forsował teorię o zamachu. Dostała nawet za niego Nagrodę Wolności Słowa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Teraz przyszedł czas na "Autonomię upadku", która zawiera wypowiedzi nowych świadków, oczywiście świadczące o tym, że prawda o Smoleńsku jest inna, niż mówią polscy i rosyjscy oficjele.
– Z Anitą Gargas mam problem taki, że ona mówi "poszukuję prawdy o Smoleńsku", a z góry odrzuca wszystko, co mogłoby wskazywać na "normalną" katastrofę. Ma swoje założenie i próbuje je udowodnić. Taka to już jest ta dziennikarka śledcza smoleńska – ocenia Cezary Łazarewicz.
Tomasz Sakiewicz alergicznie reaguje na wszelkie zarzuty o propagandowy wydźwięk smoleńskich obrazów Gargas. – Dotarła do świadków, przedstawiła fakty, wykonała perfekcyjną robotę dziennikarską – kwituje.
Gdyby tylko schowała do kieszeni swoje poglądy polityczne, byłaby z niej jeszcze druga Anna Marszałek.
wypowiedź dla "Newsweeka"
Eliza Michalik
pracowała z Gargas w "Gazecie Polskiej"
Nie przyjaźniła się z Tomaszem Sakiewiczem i mówiła, że to śliska postać. Kiedy został naczelnym "Gazety Polskiej", robiła wszystko, by odejść. Zawsze się zastanawiam, jak udaje im się teraz współpracować.
Tomasz Sakiewicz
redaktor naczelny "Gazety Polskiej"
Zarzuty w kierunku Anity nie dotyczyły tego, że mówi nieprawdę, ale tego, że dotknęła tematów tabu. A takim tematem była lustracja. Niestety to jest tak, że jeśli człowiek się buntuje, od razu nazywany jest słabym dziennikarzem. A "Misja Specjalna" była robiona profesjonalnie
Prof. Wiesław Godzic
medioznawca
Ona ma problem sama z sobą. Musi zdecydować, czy jest artystką propagandzistką czy może dziennikarką. Jeśli twierdzi, że to drugie, to zmuszona jest stać pomiędzy i nie angażować się tak mocno politycznie. Jak widać, obecnie zbliża się do propagandzistki. Ma taki przechył osobowościowy.