Trwa wielkie oczekiwanie na prezydenckich kandydatów, medialna giełda nazwisk rozgrzewa ludzi do czerwoności, ale wciąż nic nie wiemy na 100 proc. 10 lat temu po stronie PiS było dokładnie tak samo. Trzymali Polaków w niepewności, też zastanawiali się nad prawyborami, ale gdy nagle wyłonił się Andrzej Duda, nawet na prawicy byli zaskoczeni. "Duda nie jest żadną polityczną marką", "Przegra", "Nie rokuje dobrego wyniku" – odświeżam dziś stare opinie o nim. I tym bardziej zastanawiam się, jaki szok PiS szykuje nam teraz.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Oczywiście Andrzej Duda był już wiceministrem sprawiedliwości, podsekretarzem stanu w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, zasiadał w Trybunale Stanu, był posłem VII kadencji, a potem europosłem, ale i tak pamiętamy, że nie był znany, tak jak mało znany jest teraz np. Karol Nawrocki, o którym od tygodni krążą plotki, że może zostać kandydatem PiS na prezydenta.
Ba, początkowo jego nazwisko w ogóle nie pojawiało się na medialnej giełdzie. Aż do 17 września 2014 roku, gdy portal braci Karnowskich ogłosił, że według jego ustaleń to Andrzej Duda jest niemal pewnym kandydatem na prezydenta Polski.
– Uważam to za plotkę dziennikarską – skwitował wtedy Duda.
Andrzej Duda? "Wątpię, by wygrał partyjne prawybory, jeśli takie się odbędą"
Potem działo się tak, że dziś można mieć wrażenie totalnego deja vu. Robiło się późno, PiS zwlekał z ogłoszeniem kandydata, pojawiły się doniesienia o możliwych prawyborach, do których ostatecznie nie doszło, plotki zaczynały nakręcać się coraz bardziej.
Dziennikarze pytali, politycy PiS odpowiadali...
– Andrzej Duda jest na tej krótkiej liście, ona obejmuje 5-6 nazwisk...
A politolodzy oceniali, że jest późno, że PiS o parę miesięcy przespał wybory...
– PiS strasznie zaniedbało sprawę swojego kandydata na prezydenta w 2015 roku, zlekceważyło ją i popełniło przez to potężny błąd. Dziś straty są nie do odrobienia. Jest już po prostu za późno i to niezależnie od tego, kto będzie startował w wyborach prezydenckich jako kandydat PiS – komentował w Onecie politolog prof. Antoni Dudek.
Pytany wprost o Andrzeja Dudę odpowiedział zaś, że na pewno jest jednym z potencjalnych kandydatów PiS i spełnia podstawowe oczekiwania: – Ale wątpię, by wygrał partyjne prawybory, jeśli takie się odbędą.
Mało kto wtedy wierzył, że Jarosław Kaczyński na niego postawi. A że w ogóle wygra wybory? Dla niektórych musiało to brzmieć jak science fiction.
Takiego kandydata Kaczyński szukał w 2015 roku
Zwrot nastąpił 11 listopada 2014 roku, gdyJarosław Kaczyński ogłosił, że Andrzej Duda będzie kandydatem PiS na prezydenta.
Przypomnijmy, również w 2024 roku oczekuje się, że prezes PiS zdradzi kandydata w Święto Niepodległości.
Przypomnijmy też od razu, kogo dziś szuka prezes:
– Kandydat partii na najwyższy urząd powinien być mężczyzną. Młodym, wysokim, okazałym, mającym rodzinę i znającym języki obce, najlepiej dwa. Musi być też obyty międzynarodowo. To powinien być człowiek, dla którego świat nie jest czymś obcym, który bywał na konferencjach, wykładach...
W 2015 roku miał takie określone wymagania:
– Polsce potrzebny jest nowy pierwszy obywatel Rzeczypospolitej. Człowiek, który będzie miał odwagę i determinację Józefa Piłsudskiego, tę, którą przejął Lech Kaczyński. Człowiek, który będzie potrafił wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności za tę ogromną zmianę, której potrzebujemy. Człowiek, który połączy siłę młodości z doświadczeniem starszych pokoleń.
– W Krakowie jest taki człowiek. Jest nim Andrzej Duda – ogłosił 11 listopada.
"Wielu posłów o tej decyzji kierownictwa partii nie wiedziało"
Tu możemy mieć kolejne deja vu. Bo zapytać dziś polityków PiS o potencjalnych kandydatów, twierdzą, że kompletnie nic nie wiedzą.
Gdy w 2014 roku Jarosław Kaczyński ogłosił kandydaturę Dudy, Joachim Brudziński, uważany przez lata za nr 2 w PiS, przyznał w TVN24, że wielu posłów o tej decyzji kierownictwa partii nie wiedziało.
Niektórzy musieli być w szoku.
"Nawet partyjni koledzy nie są bowiem przekonani, że mało znany poza Krakowem europoseł jest osobą, która rzeczywiście jest w stanie powalczyć o pałac prezydencki" – relacjonował "Dziennik Polski".
Jeden z polityków PiS powiedział w rozmowie z "Tygodnikiem Powszechnym":
"Impreza w Krakowie, na której to ogłaszano, odbywała się późno. Nie uprzedzono dziennikarzy, nie było transmisji na żywo, nie trafiła więc na odpowiednim miejscu do wieczornych serwisów ani środowych gazet. W dodatku dzień później Andrzej poleciał do Brukseli i zamiast budować efekt, udzielając dziesiątek wywiadów, zniknął z mediów".
Powiedział też, że Kaczyński postawił na Dudę, bo nie ma on własnych ambicji politycznych, nie buduje frakcji i nie stoi za nim żadna grupa, nad którą Kaczyński bałby się, że straci kontrolę.
Marcin Mastalerek, ówczesny rzecznik PiS na pytania, dlaczego Duda, tłumaczył jednak, że pomimo młodego wieku jest bardzo doświadczony, poza tym wykształcony, zna języki obce. – Uważamy, że na jego tle będzie widać wszystkie wady Bronisława Komorowskiego. Wszystkie wady Bronisława Komorowskiego będą uwypuklone na tle Andrzeja Dudy – przekonywał.
Ale jakie były ogólne reakcje? Przypomnijmy kilka, by dziś nie lekceważyć kandydata PiS, ktokolwiek nim będzie w 2024 roku.
"Nie jest żadnym zagrożeniem", "Nie rokuje dobrego wyniku"
– To niezrozumiała decyzja, która pokazuje, że Jarosław Kaczyński postawił na polityczną ucieczkę. Duda nie jest żadną polityczną marką – komentował w Polskim Radiu politolog Wojciech Jabłoński.
Uważał wręcz, że jeśli Duda wystartuje w wyborach, to klęska PiS będzie przytłaczająca, bo "kandydat tak małego kalibru wizerunkowego, politycznego i medialnego prawdopodobnie nie przejdzie nawet do drugiej tury".
Inny politolog, Wawrzyniec Konarski, uznał z kolei, ze wskazanie Andrzeja Dudy jest nieudolną próbą przykrycia sprawy delegacji trzech posłów do Madrytu (wtedy wybuchła tzw. afera madrycka). Ocenił, że AndrzejDuda to kandydat, który nie będzie budził emocji i "nie rokuje dobrego wyniku".
"Polityka" pisała: "Jest skazany na porażkę. Ale może się wylansować".
– Moim zdaniem, nie jest żadnym zagrożeniem dla Bronisława Komorowskiego – twierdziła Małgorzata Kidawa-Błońska, która sama po pięciu latach stanęła do walki z Dudą, z której na ostatniej prostej się wycofała.
Kaczyński: "Jest to kandydat, który ma wygrać"
Za to Kaczyński wierzył od samego początku. O Dudzie mówił, że "z kandydatem PiS łączy się szansa na zmianę, której potrzebuje Polska":
– Jest personifikacją tej nadziei, jej uosobieniem. To będzie główny motyw naszej kampanii.
– Jest to kandydat, który nie ma uzyskać dobrego wyniku, jak niektórzy twierdzą, ale to jest kandydat, który ma wygrać i rozpocząć proces zmieniania Polski.
– W tej chwili numerem jeden w partii nie jestem ja, tylko Andrzej Duda. Formalnie pozostaję oczywiście szefem PiS, ale w sensie ekspozycji będziemy stawiać na naszego kandydata na prezydenta.
Ostatecznie 6 grudnia 2014 roku Rada Polityczna PiS zatwierdziła kandydaturę Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich. A wynik wyborów w maju 2015 roku pokazał, jak niektórzy mylili się w momencie, w którym jesteśmy dziś.
Inna sprawa, co możemy po 10 latach powiedzieć o ówczesnych obietnicach kandydata Dudy.
– Obiecuję ciężką pracę. Wierzę w to, że w trakcie tej kampanii uda mi się przekonać Polaków, iż Polska potrzebuje właśnie takiej zmiany, którą jest nowa prezydentura. Prezydentura nowej jakości, korzystająca z konstytucyjnych uprawnień, prerogatyw. Prezydentura w granicach konstytucji, a więc także z właściwym rozumieniem współdziałania, współpracy z rządem – tak mówił w 2014 roku kandydat PiS na prezydenta RP.