Uposażenie poselskie Łukasza Mejzy nieco się uszczupli. To pokłosie wyroku, w którym sąd orzekł zwrot kosztów na rzecz Romana Giertycha. Poseł klubu PiS utrzymywał, że został zniesławiony przez polityka KO i wytoczył mu proces. Po roku mecenas upomniał się o pieniądze.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Łukasz Mejza skierował do sądu szereg pozwów przeciwko politykom, którzy komentowali jego kontrowersyjne biznesy. Skompromitowany poseł Zjednoczonej Prawicy twierdził, że został zniesławiony. Jednym z pozwanych był Roman Giertych, obecnie poseł Koalicji Obywatelskiej.
W październiku ubiegłego roku Sąd Rejonowy w Warszawie umorzył jednak tę sprawę. "Sąd uznał, że mówienie prawdy o nim (o oszukiwaniu rodziców chorych dzieci) nie może być karalnym zniesławieniem" – tak tamten wyrok skomentował Giertych w serwisie X.
Mejza i egzekucja jego uposażenia poselskiego. Giertych pokazał pismo
Dodatkowo sąd orzekł, że Mejza ma zwrócić koszty sądowe na rzecz Giertycha. Mecenas i poseł KO upomniał się teraz o pieniądze i rozpoczął procedurę egzekucji uposażenia poselskiego polityka PiS. "Przegrał Pan sprawę i trzeba zapłacić" – napisał Giertych.
Polityk pokazał pismo od komornika sądowego. Poseł Mejza został bowiem dłużnikiem. Chodzi o kilka tysięcy złotych.
Przypomnijmy, w 2021 roku Wirtualna Polska ujawniła skandal z działalnością firmy Mejzy, która oferowała chorym kosztowne, eksperymentalne i niepotwierdzone terapie. Dziennikarze opisywali próby zarabiania pieniędzy m.in. na nieuleczalnie chorych dzieciach, pacjentach chorych onkologicznie.
Spółka oferowała niesprawdzone terapie, a lekarze ostrzegali, że pacjenci straciliby życie, gdy zdecydowali się na to "cudowne leczenie". Cena usługi miała wynosić co najmniej 80 tys. dolarów.
Na Mejzę, ówczesnego wiceministra sportu, spadła krytyka, także ze strony jego politycznych oponentów. Skompromitowany poseł PiS był nazywany "oszustem" i "znachorem". Nie chciał komentować sprawy, ale stawiał w roli ofiary spisku. Mimo to w grudniu 2021 sam podał się do dymisji.
To nie jest jedyny problem posła Mejzy. Jak pisaliśmy w naTemat.pl, prokuratura chce odebrać mu immunitet. Chodzi o podejrzenie popełnienia 11 przestępstw związanych z oświadczeniami majątkowymi. Kaczyński powiedział dziennikarzom, że jego zdaniem Mejza powinien sam tę sprawę załatwić i zrzec się immunitetu. On sam zapowiedział natomiast, że może to zrobi, jak zapozna się z dokumentami.
– Szanowni państwo, teraz bodnarowcy atakują posłów za to, że rzekomo nie wpisali pomieszczeń. Ich nie trzeba wpisywać w oświadczenia majątkowe. Wpisujemy tylko i wyłącznie metraż. I dochodzi do tego, że posłom policjanci wchodzą do mieszkania, nękają kobiety w ciąży i biegają po mieszkaniu z miarką – komentował Mejza w Sejmie.
– Według siepaczy Bodnara jestem przestępcą, bo nie zgłosiłem jakiegoś stryszku, który jest tak niski, że nie da się tam normalnie wyprostować, żeby nie rozwalić sobie łba o sufit. Prokuratura wszczyna postępowanie, w TVN grupowy orgazm i abonament na żółty pasek, bo Mejza nie zgłosił stryszku – powiedział poseł klubu PiS.