"Diuna" i "Diuna: Część Druga" Denisa Villeneuve to znakomite filmy, niektórzy widzowie i krytycy nazywają je nawet arcydziełami. Ale w tej kwestii nie wypowie się Quentin Tarantino, bo nigdy "Diuny" widział. W podcaście wyjawił powód, przy okazji wbijając ostrą szpilę całemu Hollywood. Jednak słowa reżysera "Pulp Fiction", mimo że częściowo słuszne, są dość... ignoranckie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W 2021 roku na ekranach kin ukazała się "Diuna"Denisa Villeneuve. Kanadyjski reżyser, autor "Pogorzeliska", "Sicario", "Labiryntu", "Nowego początku" i "Blade Runnera 2049" sięgnął po słynną powieść Franka Herberta 37 lat po (nieudanej, ale kultowej) adaptacji Davida Lyncha.
Epickie widowisko z gwiazdorską obsadą (Timothée Chalamet, Zendaya, Rebecca Ferguson, Oscar Isaac, Josh Brolin, Stellan Skarsgård, Dave Bautista, Charlotte Rampling, Jason Momoa, Javier Bardem) nie tylko odniosło ogromny sukces artystyczny – blisko 90 nagród spośród ponad 200 nominacji, w tym sześć Oscarów, m.in. za muzykę Hansa Zimmera, scenografię, efekty specjalne i zdjęcia – ale również komercyjny. "Diuna" zarobiła na świecie 406 milionów dolarów przy budżecie, który wyniósł 165 milionów dolarów.
Kiedy w tym roku premierę miała "Diuna: Część druga"... odniosła jeszcze większy sukces. Wielu widzów i krytyków oceniło ją jako lepszą od "jedynki", nie brakowało też określenia "arcydzieło".
Film, do którego imponującej obsady dołączyli Austin Butler, Florence Pugh i Chistopher Walken, zarobił na świecie, bagatela, ponad 714 milionów dolarów, stając się dotychczas czwartym najbardziej dochodowym filmem 2024 roku. Już teraz krytycy i widzowie wieszczą też, że kontynuacja przygód Paula Atrydy zdobędzie dużo nominacji do Oscara. Niektórzy uważają nawet, że na takie wyróżnienia zasłużyli nawet Chalamet (najlepszy aktor pierwszoplanowy) i Butler (najlepszy aktor drugoplanowy).
Czytaj także:
Quentin Tarantino nie oglądał "Diuny" Denisa Villeneuve
Jednak podczas gdy wydawało się, że każdy fan kina obejrzał "Diunę" i jej kontynuację w reżyserii Denisa Villeneuve, to okazuje się, że nie zrobił tego kolega po fachu Kanadyjczyka, sam Quentin Tarantino. Autor "Pulp Fiction", "Kill Bill" i "Bękartów wojny", laureat dwóch Oscarów wyjawił to w podcaście "The Bret Easton Ellis Podcast".
– Widziałem ('Diunę' Davida Lyncha – red.) parę razy. Nie potrzebuję oglądać tej historii ponownie. Nie muszę oglądać czerwi pustynnych. Nie potrzebuję filmu, który tak dramatycznie używa słowa 'przyprawa' – powiedział dosadnie reżyser.
Tarantino wyjaśnił, że nie ma nic do dzieła Villeneuve, po prostu nie jest zainteresowany oglądaniem na nowo tej samej opowieści. Tym samym krytycznie odniósł się do obecnej obsesji Hollywood na punkcie spin-offów, sequeli, remake'ów i rebootów.
– One pojawiają się jeden za drugim – tu remake, tam remake. "Ludzie pytają: widziałeś 'Diunę'? Widziałeś 'Ripleya'? Widziałeś 'Shōguna'?". A ja odpowiadam: "nie, nie, nie, nie" – powiedział reżyser wprost, odnosząc się do trzech tytułów, które są nowymi adaptacjami znanych powieści.
I kontynuował: – Jest sześć czy siedem książek o (Tomie Ripleyu, bohaterze stworzonym przez Patricię Highsmith – red.). Jeśli ekranizujesz jedną ponownie, to dlaczego akurat tę, którą zrobili już dwa razy? Widziałem tę historię dwukrotnie i nie za bardzo mi się podobała w żadnej wersji, więc nie jestem zainteresowany oglądaniem jej po raz trzeci. Gdybyś zrobił inną historię, byłoby to wystarczająco ciekawe, żeby dać jej szansę.
Dalsza część artykułu poniżej.
– Widziałem "Shōguna" w latach 80. Obejrzałem całe 13 godzin. Wystarczy mi. Nie muszę oglądać tej historii ponownie, nie obchodzi mnie, jak ją przedstawią. Nie obchodzi mnie to, nawet gdyby mieli mnie przenieść do starożytnej Japonii w wehikule czasu. I co z tego, widziałem już tę historię – mówił Tarantino w "The Bret Easton Ellis Podcast".
Trudno nie zgodzić się z opinią Tarantino, że w Hollywood powstaje zbyt dużo nowych wersji znanych historii. To znany fakt. Jednak myśląc w ten sposób, można pominąć naprawdę znakomite tytuły, a nawet dzieła sztuki.
Opowieść opowieścią, ale każdy reżyser może przedstawić ją zupełnie inaczej (nie mówiąc już o nowych technologicznych możliwościach w przemyśle kinowym). A tak się składa, że wspomniane przez reżysera tytuły, "Diuna" oraz seriale "Shōgun" i "Ripley", są naprawdę świetne i oryginalne (i to mimo znajomości dzieła źródłowego). Tarantino popisał się więc ignorancją.
A dodajmy, że "Diunę" Villeneuve chwalił chociaż Steven Spielberg, o czym przypomina magazyn "Variety". – Pozwólcie, że zacznę od stwierdzenia, że są filmowcy, którzy tworzą własne światy – mówił do Villeneuve podczas rozmowy w Directors Guild of America w marcu.
– To nie jest długa lista, a wielu z nich znamy. Zaczynając od (Georgesa Mélièsa), Disneya i Kubricka, George'a Lucasa. Raya Harryhausena, którego też zaliczam do tej grupy. Fellini tworzył swoje własne światy. Tim Burton. Oczywiście Wes Anderson, Peter Jackson, James Cameron, Christopher Nolan, Ridley Scott, Guillermo del Toro. Lista się wydłuża, ale nie jest długa i głęboko wierzę, że jesteś jej najnowszym członkiem – powiedział mistrz kina do Kanadyjczyka.
Spielberg powiedział również autorowi "Diuny", że "stworzył jeden z najbardziej genialnych filmów science fiction, jakie kiedykolwiek widział", co jest nie byle jakim komplementem od autora takich klasyków gatunku, jak "Bliskie spotkania trzeciego stopnia" czy "E.T".