
Historia Martyny Wojciechowskiej przypomina tę, rodem z filmu "Uciekająca panna młoda". I choć dziennikarce zdarzyło się to jedynie (?) dwa razy, to można dostrzec wiele analogii. Dziennikarka nazywa siebie starą panną. Twierdzi jednocześnie, że nie zmarnowała "czasu poszukiwań".
Pięć razy się zaręczyłam, dwa razy odwoływałam ślub pięć minut przed uroczystością. Nie żałuję, że tak się stało. Potrafiłam się uwikłać w jakąś relację tylko dlatego, że chciałam sobie i całemu światu udowodnić, że będę szczęśliwa. Że będzie taki zewnętrzny dowód na to, że jestem szczęśliwa - np. wyjdę za mąż. Bez sensu to przecież
Martyna Wojciechowska, podobnie jak wielu innych ludzi, starała się zrobić coś na siłę. Owe "uwikłanie", o którym wspomina w wywiadzie dotyczy wszystkich ludzi, którzy podejmują decyzje w swoim życiu w oparciu o opinie osób, które mają wobec nich pewne oczekiwania. Wymiar tych "nacisków" jest bardzo różny i dotyczy niemalże każdej sfery naszego życia. Każdy z nas usłyszał bowiem kiedyś pytanie o to, kiedy się ożeni (wyjdzie za mąż), na jakie studia się wybiera, czy też obligatoryjne "a kiedy dzieci?".
– Nie mam takiej kondycji, jak Martyna Wojciechowska, więc raczej nie będę podejmowała się próby ucieczki sprzed ołtarza – mówi naTemat 26-letnia Kasia, która już w sierpniu zamierza wyjść za mąż. I choć podchodzi do tematu swojego ślubu z dużym dystansem, to nigdy nie odważyłaby się na stwierdzenie, że robi to dla kogokolwiek innego, niż dla samej siebie i przyszłego męża. I choć idzie zgodnie ze scenariuszem, bo niedawno skończyła studia, robi karierę i wkrótce wychodzi za mąż, to przekonuje, że wszystko to robi z wyboru.
Kwestia presji społecznej zmienia się w czasie. O ile w czasach młodości ogranicza się do żartów i pytań z uśmiechem na ustach, z biegiem lat przybiera coraz bardziej bolesne formy. To, czego nie zdążyła na swojej skórze odczuć Kasia, dla starszej od niej o cztery lata Karoliny jest od dawna chlebem powszednim. Jak przekonuje, sama chciałaby wreszcie wyjść za mąż i mieć dzieci, ale do tej pory jej się to nie udało. – Czuję ten nacisk na każdym kroku. Kobieta, która nie ma dzieci jest postrzegana przez moje otoczenie jako mniej wartościowa, szczególnie w mojej pracy – mówi Karolina, która na co dzień pomaga osobom niepełnosprawnym i wykluczonym społecznie.
Naciski społeczne sprawiają siłą rzeczy, że człowiek jest nieszczęśliwy. To naprawdę duży ciężar i nie każdy jest w stanie go udźwignąć.