Wchodzenie w patriarchalny układ, obłudna obietnica wierności aż do śmierci i formalność, która bardziej szkodzi niż pomaga we wspólnym życiu – tak małżeństwo widzą ci, którzy wybierają wspólną przyszłość bez niego. Ale, skoro jest tak źle, to czemu mimo wszystko wciąż bierzemy śluby?
Małżeństwo to układ patriarchalny. Dziś nazwa "partnerzy" jest bardziej odpowiednia. Nie potrzebuję stempla urzędnika, bo relacja z partnerem jest intymna. Obiecywanie wierności do śmierci jest obłudne, bo małżeństwa się rozpadają – to argumenty najczęściej powtarzane przez przeciwników wchodzenia w usankcjonowane związki.
Rozwód już za młodu
Przeciwnikom małżeństw dostarcza argumentów statystyka. Z informacji Głównego Urzędu Statystycznego wynika bowiem, że w 2010 roku w Polsce było 61,3 tys. rozwodów, podczas gdy ledwie 10 lat wcześniej tylko 42,7 tys.
Demograf z Uniwersytetu Łódzkiego, Piotr Szukalski, oceniał niedawno dla naTemat, że nawet jedna trzecia małżeństw kończy się rozwodem, a znaczącą część rozwodzących stanowią ci, którzy w momencie zawierania związku małżeńskiego nie mieli ukończonych 24 lat.
Najczęstszą przyczyną rozwodów są według badań: niezgodność charakterów i zdrada. Psychologowie dodają do nich jeszcze kilka: codzienne trudności, kłopoty finansowe, brak społecznej kontroli, wzajemne niezrozumienie i łatwość, z jaką przychodzi nam podejmowanie tak ważnych, jak rozwodowa, decyzji. A także to, że zupełnie nie potrafimy ze sobą rozmawiać o swoich potrzebach.
Szczęścia nie daje, zachęca do łamania prawa
Wielu przeciwników ślubów zwraca uwagę, że małżeństwo wcale nie spowodowało, że znajome pary stały się szczęśliwsze. Rozczarowanie widać nawet w badaniach socjologów – TNS OBOP przeprowadził sondaż, z którego wynika, że 47 proc. badanych nie wierzy, że małżeństwo może uczynić kogoś szczęśliwszym. W ślub wierzy dwa razy częściej mieszkaniec wsi niż miasta. Jeśli już ktoś widzi w nim magiczną granicę, która prowadzi do szczęścia, jest to przeważnie kobieta.
Swoją cegiełkę do tego zestawienia dokładają także urzędnicy i politycy, którzy – choć grzmią o polskiej katastrofie rodzinnej – pozwalają uchwalać przepisy, które zawieraniu małżeństw tylko szkodzą. Żyjąca bez ślubu rodzina zapłaci na przykład niższe podatki – wystarczy tylko złożyć PIT jako rodzic samotnie wychowujący dziecko. Uzyskana w ten sposób ulga będzie, zdaniem Komisji Nadzoru Finansowego, większa niż ta, z której korzystają rozliczające się wspólnie małżeństwa.
Z takiej luki skorzystali na przykład rodzice Radosława, którzy choć mieszkają w domu na warszawskiej Sadybie i są parą od przeszło trzydziestu lat, rozwiedli się kiedy matka była w pierwszej ciąży. Dzięki temu po porodzie rodzina otrzymywała dodatkowe świadczenia przysługujące samotnej matce. I choć Radosław przyznaje, że rodziców rozumie, w tym roku wziął ślub z partnerką.
Bezpieczniej
Skoro śluby są tak fatalnym pomysłem, dlaczego co roku odbywa się ich w Polsce ponad 220 tys.?
– Osoby, które negatywnie się o nich wyrażają, są dość specyficzną i ograniczoną grupą. Małżeństwo jest wciąż najbardziej popularną formą związku, a o kohabitacji słyszy się dużo, bo dużo o niej mówią media. Tymczasem dla rzeszy ludzi dla małżeństwa nie ma alternatywy. Jeśli chcą być razem, razem mieszkać, to tylko ze ślubem – mówi socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego dr Małgorzata Sikorska.
Badaczka przemian, jakie zachodzą we współczesnej rodzinie, przypomina też, że w Polsce 85 proc. ślubów to "pierwsze małżeństwa", czyli związki panien i kawalerów. Dla wielu z nich wchodzenie w związek małżeński to synonim zapewnienia sobie bezpieczeństwa.
– Chodzi o pewną stabilność, o poczucie, że sytuacja rodzinna nie jest tymczasowa. To ma niwelować poczucie ryzyka – wyjaśnia socjolog.
To samo podkreśla też specjalista w zakresie prawa rodzinnego, Mariusz Bartosiak z Kancelarii Adwokackiej Bartosiak i Wspólnicy. – Budowaniu takiej świadomości sprzyjają także regulacje prawne – mówi i dodaje, że to, jak mocno prawo spaja dwoje ludzi widać dopiero podczas rozwodu.
Spadek, szpital, dzieci
Mariusz Bartosiak wymienia całą listę przywilejów, które w polskim prawie przysługują małżeństwom.
– Najwięcej przywilejów małżonkom przypisuje się w prawie spadkowym. Z mocy ustawy to małżonek dziedziczy majątek zmarłego, a jeśli para miała dzieci, to wspólnie z nimi. Nawet, jeśli zmarły zostawi testament, w którym nie uwzględni męża, czy żony, oni i tak otrzymują połowę tego, co należałoby się im z mocy ustawy. To jest tak zwany zachowek – wyjaśnia.
W małżeństwie znacznie łatwiej jest także o uznanie ojcostwa dziecka. – Dzieci, które przyszły na świat, kiedy rodzice są w związku, automatycznie uznawane są za potomstwo męża. W przypadku konkubinatu ojcostwo dopiero trzeba uznać. Można to zrobić poprzez złożenie odpowiedniej deklaracji w Urzędzie Stanu Cywilnego – wyjaśnia prawnik.
W świetle tych przepisów przestaje dziwić, że – jak twierdzi dr Małgorzata Sikorska – około 30 proc. małżeństw jest zawieranych, kiedy kobieta jest w ciąży.
Małżeństwom w teorii łatwiej jest też poznać informacje o stanie zdrowia partnera – to jeden z głównych argumentów podnoszonych przez zwolenników legalizacji związków partnerskich. Jak jednak przyznaje Mariusz Bartosiak, ten przywilej mniej zależy od prawa, a bardziej od tego, kogo spotkamy w szpitalu.
– W praktyce jest tak, że jeśli osoba powie, że jest w związku z pacjentem, podstawowe informacje są jej zwykle udzielane. W szczegółach może być problem, ale podobnie jest w małżeństwie. Bo tylko chory ma prawo do pełnej wiedzy o swoim stanie zdrowia – mówi.