Krzysztof B., który w sobotę wszedł na pomnik smoleński w Warszawie, trafił do szpitala. Jak przekazała Komenda Stołeczna Policji, mężczyzna jest pod obserwacją psychiatryczną. To nie pierwszy raz, kiedy wspiął się na monument upamiętniający ofiary katastrofy smoleńskiej.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W sobotę po południu na Pomnik Ofiar Tragedii Smoleńskiej 2010 roku na Placu Piłsudskiego w Warszawiewszedł mężczyzna. Na fladze Polski, którą trzymał, widniał link do konkretnego profilu na YouTube oraz podpis: "wyjaśnienie katastrofy Smoleńskiej, to czego nikt Ci nie powie".
Jak przekazał naTemat.pl podkom. Jacek Wiśniewski z biura prasowego Komendy Stołecznej Policji, mógł "posiadać przy sobie przedmiot przypominający broń palną". Podobno miał również grozić, że popełni samobójstwo, jeśli ktoś się do niego zbliży.
Na miejsce przybyły służby, w tym kontrterroryści, a policja odgrodziła teren. Pojawili się także policyjni negocjatorzy i to dzięki ich działaniom mężczyzna – którego zidentyfikowano jako Krzysztofa B. – po kilku godzinach (około godziny 16:30) zszedł z pomnika smoleńskiego i trafił w ręce policji.
– Policjanci użyli granatów hukowych, co miało służyć dezorientacji (mężczyzny – red.), natomiast nie wywołało żadnych uszkodzeń ciała. Można uznać, że zagrożenie już minęło – mówił podkom. Jacek Wiśniewski.
Krzysztof B. wszedł na pomnik smoleński Warszawski po raz drugi. Trafił na obserwację psychiatryczną
W niedzielę przedstawiciel biura prasowego Komendy Stołecznej Policji poinformował że mężczyzna trafił do szpitala. – Niezbędna była konsultacja psychiatryczna i lekarz zdecydował, że mężczyzna zostanie na obserwacji w szpitalu – powiedział Jacek Wiśniewski, cytowany przez Interię.
"Wówczas Krzysztof B. przyjechał pociągiem z Lublina do Warszawy, a następnie udał się na plac Piłsudskiego. Miał torbę, w której, jak się później okazało, znajdowały się megafon i rzeczy osobiste" – pisało TVN Warszawa. Policja również przybyła na miejsce zdarzenia, a po zatrzymaniu okazało się, że mężczyzna nie posiadał przy sobie materiałów wybuchowych.
TVNWarszawa informuje, że Krzysztof B. usłyszał wówczas zarzut "stworzenia sytuacji mającej wywołać przekonanie o istnieniu zagrożenia". Akt oskarżenia w tej sprawie został skierowany do sądu. Mężczyzna nie przyznał się do winy, ale złożył wyjaśnienia i miał odpowiadać z wolnej stopy.