Jeśli boisz się, że rozjedzie cię jakiś pirat drogowy (a w Polsce takie obawy nie są bezpodstawne), mamy dla ciebie dobrą wiadomość. Niedługo na ulicach będzie o jednego mającego w nosie przepisy kierowcę mniej. Rozpoczęła się procedura odebrania prawa jazdy Antoniemu Macierewiczowi. Za co? Za punkty.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Pod koniec października Antoni Macierewicz wzbudził kontrowersje swoją niebezpieczną jazdą po Warszawie, o czym pisaliśmy w naTemat.pl. Wiceprezes PiS i były minister obrony narodowej miał złamać szereg przepisów drogowych. Jak opisywał "Fakt", polityk miał rozmawiać przez telefon, wyprzedzać na przejściu dla pieszych, najechać na podwójną linię ciągłą czy wjechać na pas dla rowerów.
"Poseł Macierewicz za swoje wykroczenia drogowe dostał trzy mandaty łącznie na 1800 zł i 21 punktów" – poinformował w środę rano Jacek Dobrzyński, rzecznik ministra spraw wewnętrznych i administracji. Jak dodał, policja podejmie dalsze kroki "po zsumowaniu punktów karnych byłego ministra".
Jak udało się ustalić dziennikarzowi Robertowi Guście, wspomniane "dalsze kroki policji" to odebranie uprawnień do prowadzenia pojazdów. Polityk PiS miał już bowiem na koncie 10 punktów karnych, kolejne 21 oznacza dobicie do 31 punktów. A to znacznie więcej, niż dopuszczalne w Polsce 24 punkty karne.
O piracki rajd po centrum Warszawy dziennikarze pytali też Macierewicza w Sejmie. Były minister wdał się wówczas w ostrą wymianę zdań z reporterami. Oskarżył media o kłamstwa i zaprzeczył wszystkim zarzutom, twierdząc, że relacje są manipulowane.
– Kłamiecie przez cały czas, twierdząc, że w trakcie jazdy rozmawiałem przez telefon. To jest nieprawda – mówił Macierewicz. Dziennikarz TVN24 próbował dopytać, czy zatem to on prowadził samochód, czy też siedział na miejscu pasażera. Poseł PiS szybko zakończył jednak temat, zarzucając reporterowi "powtarzanie nieprawdy".
Zdaniem Macierewicza wszystko zostało przeinaczone, a on sam stał się ofiarą nagonki medialnej. Twierdził, że rozmawiał przez telefon, ale w czasie, gdy samochód był zaparkowany, a nie podczas jazdy. Zadeklarował też, że poniesie konsekwencje, jeśli zarzuty okażą się słuszne. Jednocześnie przekonywał o swojej niewinności.