Zacznijmy od mięsa. Sekretem udanego rosołu jest połączenie różnych rodzajów mięsa. Do ugotowania naprawdę smacznego rosołu "pieczonego" świetnie nadaje się kaczka, ona jest doskonałą bazą. Wystarczy, że w sklepie kupisz tzw. porcje rosołowe z kaczki. Są naprawdę niedrogie, więc nie wydasz na to fury pieniędzy.
W supermarkecie taka porcja kosztuje zaledwie ok. 10 zł za kilo, no może małe kilkanaście złotych. Możesz oczywiście sięgnąć po droższe porcje rosołowe, "od rolnika". Ale moim zdaniem zupełnie nie warto brać do tego pełnowartościowego mięsa. Lepiej zostawić je do upieczenia bądź usmażenia.
Do rosołu możesz też dokupić na przykład kawałek wołowiny. Ale równie dobrze nadaje się na przykład indyk lub kurczak. Tu również wystarczy sięgnąć po porcje rosołowe. Słyszałem niedawno teorię, że jak się gotuje rosół z drobiu, to trzeba wziąć porcję tego, co ma płaski dziób (kaczka, gęś) i porcję tego, co ma dziób ostry (kura, indyk). Nie wiem, jakie to twierdzenie ma podstawy, ale... to się sprawdza.
Czego jeszcze potrzebujesz do rosołu? Oczywiście solidnej porcji warzyw. Marchew, pietruszka, seler, por, cebula. Im więcej, tym lepiej. Rosół świetnie nadaje się do zamrażania, więc za jednym zamachem możesz zrobić spore zapasy. Zimą bardzo je docenisz, kiedy będziesz w stanie lekkiego przemarznięcia wracać z pracy, spaceru czy sanek z dzieckiem.
Pieczesz, potem gotujesz
Mięso myjemy, wykładamy na jedną blachę. Ja staram się jeszcze dodatkowo ponacinać skórę i mięśnie, by mięso lepiej się wygotowało, by się woda dotarła do wszystkiego, co dobre.
Warzywa myjemy i obieramy. Jest szkoła, która mówi o tym, że obierać nie trzeba, kwestia gustu. Warzywa kroimy byle jak, najlepiej wzdłuż na czworo. Cebulę można rozkroić na pół albo ćwiartki, ale nie do końca. Niech będzie łatwo ją złapać. Warzywa wykładamy na drugą blachę i obie blachy pakujemy do piekarnika rozgrzanego do ok. 180-200 stopni.
Zarówno warzywa, jak i mięso muszą się przypiec, zbrązowić, lekko przypalić. Jeśli użyjesz kaczki (co z całego serca polecam) zdziwisz się, ile tłuszczu wypłynie z niepozornej porcji rosołowej. Nie zbieramy go, on nie będzie nam potrzebny. W tych wypieczonych resztkach zostanie i tak sporo tłuszczyku. Samo pieczenie zajmuje ok. 40-60 minut.
Mięso i warzywa należy potem wystudzić. Potem wszystko wrzucasz do gara, dodajesz ziele angielskie, liść laurowy, kilka ziarenek pieprzu oraz sól (lepiej mniej, niż więcej) i zalewasz zimną wodą. Odpalasz mały ogień i czekasz kilka godzin. Rosół nie może wrzeć, musi delikatnie "pyrkać". Jeśli go ostro zagotujesz, nie będzie zbyt przejrzysty, zrobi się mętny. Ale to nic nie znaczy, on dalej będzie wyjątkowo smaczny.
Po 5-6 godzinach (minimum to 2-3 godziny) wszystko powinno być perfekcyjnie ugotowane. Poznasz to po tym, że mięso będzie odchodzić od kości, zaś warzywa będą rozgotowane. Wtedy rosół zdejmujesz z gazu i przelewasz przez sitko. Ja najpierw szczypcami wyławiam kawałki mięsa i warzywa, odkładam do miski albo na durszlak, by obciekły i oddały jeszcze szklankę (albo dwie) pysznego rosołu.
Warzywa już raczej do niczego się nie przydadzą. Możesz je częściowo wykorzystać do zrobienia farszu na pierogi albo do naleśników. Kiedy oddzielisz mięso od kości i skóry, możesz je przepuścić przez maszynkę do mielenia, dodać przesmażoną cebulę i dużo przypraw (bo samo mięso będzie raczej mdłe) oraz kilka warzyw. W ten sposób szybko zrobisz pyszny farsz, możesz go też połączyć na przykład z passatą, by zrobić sobie sos do makaronu albo innego jedzenia. Kwestia wyobraźni.
Jeszcze jedno: do zrobienia takiego rosołu możesz też wykorzystać resztki z pieczonej kaczki. Nie wyrzucaj ich, tylko od razu wrzuć do gara. Już podczas pieczenia kaczki możesz upiec również warzywa. W ten sposób, na następny dzień po pieczonej kaczce na obiad, możesz mieć wspaniały rosół.
Ach, wracamy do gotowania. Odcedzony rosół możesz jeszcze chwilę pogotować, to jest też dobry moment, by go odpowiednio, do smaku, dosolić. A efekt? Masz wspaniale pachnący, przepyszny rosół o ciemnozłotym kolorze.
Rosół z pieczonego mięsa i warzyw jest niezwykle esencjonalny. Kaczka i tak oddaje sporo tłuszczyku, więc nie jest chudy, ale też nie za tłusty. Wszystko robi się w zasadzie samo, czystej roboty przy takim rosole jest 30-40 minut. Mi najwięcej czasu zajmuje obranie mięsa z kości. A warto to zrobić, by wykorzystać wszystko i nie wyrzucać niczego, co można z powodzeniem wykorzystać.
Turborosół: to lepsze, niż antybiotyki
Podpowiem wam jeszcze jeden trik. Słyszeliście kiedyś o turborosole? To coś, co jest w stanie wygnać początkowe oznaki przeziębienia, rozgrzać człowieka do szpiku kości i utulić do snu. Ostrzegam lojalnie: zjedzenie turborosołu może człowieka przyjemnie osłabić i zmusić do drzemki. Nie warto go też spożywać przed spotkaniami towarzyskimi.
Na dnie miseczki lub talerza układasz gorący makaron, na wierzch wrzucasz przeciśnięty przez praskę ząbek czosnku (albo dwa), kawałek posiekanego (albo też przeciśniętego) imbiru, jakąś ostrą przyprawę (np. sambal oelek albo posiekaną ostrą papryczkę). Można też dodać łyżkę pasty miso (pasta ze sfermentowanej soi) i łyżeczkę sosu sojowego. Wszystko to zalewasz bardzo gorącym rosołem. Temperatura uwalnia zawarte w czosnku naturalne antybiotyki i łączy je z tłuszczem rosołu.
Uważaj, po turborosole będziesz śmierdzieć czosnkiem, możesz poczuć się delikatnie osłabiony i zapragnąć drzemki. Ale będziesz też człowiekiem przeszczęśliwym i cudownie uzdrowionym z przeziębienia i naładowanym pod korek zdrowymi substancjami.
Dodam jeszcze, że pomysł robienia turborosołu zaczerpnąłem od Pana Tabletki, farmaceuty i blogera. On robi go trochę inaczej, niż ja. Ale o to właśnie w tym chodzi, by znaleźć swoje własne triki i smaki. Smacznego!