Bez pieniędzy, bez winiarskiej tradycji, bez odziedziczonej winnicy i do tego z polskim nazwiskiem. Francois Mikulski, syn polskiego imigranta swoimi winami podbił nie tylko francuską Burgundię. Produkuje 50 tys. butelek rocznie, z których 50 proc. trafia poza granice Francji. – Z zagranicznym nazwiskiem możesz zostać nawet francuskim prezydentem! – ze śmiechem kwituje swój sukces w rozmowie z naTemat.
Jak twoja rodzina znalazła się we Francji?
Francois Mikulski:Mój ojciec był Polakiem. Urodził się w 1920 roku w Tłumaczu w województwie stanisławowskim [dziś miasto na Ukrainie, do 1945 należało do Polski – red.]. Uciekł z Polski w 1940 roku, żeby dołączyć do Samodzielnej Brygady Spadochronowej generała Sosabowskiego w Wielkiej Brytanii. Moją matkę poznał we Francji, gdzie przyjechał po zdemobilizowaniu. Oboje pracowali w amerykańskiej bazie lotniczej w Chaumont. W 1959 roku pobrali się, a w 1960 ojciec zaczął pracę w bazie NATO w Chateauroux. Pracował tam przez osiem lat, a później przenieśli go do Luksemburga. Na emeryturę wrócił do Meursault.
Czyli twoja rodzina nie miała winiarskiej tradycji?
Mój wujek, brat mojej matki Pierre Boillot był w Meursault winiarzem.
A jak to się stało, że ty zająłeś się produkcją win?
Przyjeżdżałem do rodziny w Meursault na wakacje. Spędzałem bardzo dużo czasu z wujkiem w winnicy i pomogłem mu. Przyzwyczaiłem się do tej pracy. Jak skończyłem 20 lat pojechałem do Stanów Zjednoczonych. Chciałem przy okazji zdobyć jakieś doświadczenie w innej winnicy, poznać inne metody produkcji. Pracowałem w winnicy w Kalifornii. Zacząłem to naprawdę lubić, a później pokochałem. Kiedy wróciłem do Francji, wiedziałem że to jest to – że właśnie to chcę robić.
Produkcja wina wcale nie była twoim największym marzeniem, prawda?
Rzeczywiście. Chciałem zostać strażakiem i zawodnikiem rugby.
Nie miałeś pieniędzy, byłeś synem polskiego imigranta, z polskim nazwiskiem, właściwie bez tradycji w winiarskim biznesie, a wybiłeś się. Jakim cudem?
Moja matka urodziła się w Meursault. Dzięki temu nie miałem problemu, żeby mnie tam zaakceptowano. Mogłem też wynająć winnicę mojej rodziny.
Twoje polskie nazwisko paradoksalnie ci w tym pomogło.
Oczywiście! Nie ma wielu Mikulskich produkujących wino. Jestem tylko ja! (śmiech). Z zagranicznym nazwiskiem możesz zostać nawet francuskim prezydentem! (śmiech)
Znasz polski?
Niestety nie...
Twój ojciec wrócił jeszcze do Polski?
Nie. Jak wyjechał w 1940 roku, nigdy nie wrócił już do kraju. Zmarł w 2007 roku. Nie mógł z powodu sytuacji politycznej. Bardzo tęsknił za Polską. Szczególnie za Stanisławowem. Dla niego Polska bez Stanisławowa nie była już tą samą Polską.
A ty odwiedziłeś kiedyś Polskę?
Nie, nigdy. Ale czekam na dobrą okazję, żeby to zrobić.
Faktycznie to mój ociec nigdy osobiście nie poznał Karola Wojtyły. Ale wstąpili w tym samym czasie do Junackich Hufców Pracy, paramilitarnej organizacji młodzieżowej. To było w 1938 roku, po ich maturze. Pojechali razem (20 czerwca do 17 lipca) do Zubrzycy Górnej z 400 innymi młodymi chłopakami. Ich zadaniem było zbudować drogę przez góry Górnego Śląska do Zakopanego (to późniejsza europejska droga E77).
Wróćmy do win. Chyba nie przypuszczałeś, że uda ci się stworzyć małe winne imperium.
Początki w latach 90. były ciężkie. Na rynku win był kryzys, a ruszaliśmy bez znanego nazwiska. Zaczynaliśmy z 4,5 ha ziemi należącymi do mojego wujka i rodziny D’autume w Dijon. Pierwsze 10 lat było naprawdę bardzo trudne. Ogrom pracy i więcej wydatków niż zysków. Mogliśmy polec, ale na szczęście tak się nie stało. Mój ojciec dał mi niesamowity przykład jak pokonywać w życiu trudności.
Dziś twoje białe wino jest jednym z najbardziej znanych i cenionych w Burgundii. Mówi się, że to ty podtrzymujesz "burgundzką tradycję".
Tak samo jak mój wujek. To on nauczył mnie tradycji Burgundii. Teraz pracuję wspólnie ze swoją żoną Marie Pierre. Prowadzimy naszą produkcję w Meursault od 1991 roku. Produkujemy zgodnie z burgundzką "appellations" [nazwa potwierdzająca pochodzenie wina - red].
Jaki jest sekret twoich win?
Terroirs to czynniki, które nadają danemu produktowi określony i niepowtarzalny charakter (jak położenie geograficzne, gleba, klimat). CZYTAJ WIĘCEJ
Pozwólmy mówić "terroirs" – w produkcji używamy organicznych nawozów, naturalnych drożdży do fermentacji i małych winogron (są lepsze, bardziej skoncentrowane, dzięki temu powstaje lepsze wino). Poza tym beczki mają niewielki procent nowego dębu.
Jak duża jest wasza produkcja?
Mamy 9 hektarów, co w przybliżeniu daje 50 tys. butelek wina. W tym 9300 butelek białego Bourgogne Aligoté, 9400 butelek białego Bourgogne Chardonnay, 25 tys. butelek Meursault and Meursault 1ers Crus, 4200 butelek czerwonego Bourgogne Pinot Noir, 600 butelek czerwonego Meursault 1er Crus i 2400 butelek czerwonego Volnay Santenots. 50 proc. produkcji idzie zagranicę, 10 proc. sprzedajmy w USA.
Któreś wino sprzedawane jest w Polsce?
Jeszcze nie. Ale mam nadzieję, że któregoś dnia tak się stanie!
Znany, ceniony winiarski "magnat". Jesteś bogaty?
(śmiech) Niee. Mam wystarczająco pieniędzy, żeby żyć komfortowo.
Masz jakieś plany na rozbudowę winnicy?
Nie. Nie jestem na tyle bogaty, żeby rozbudowywać biznes z innymi "appellations". Winnice w Burgundii są bardzo drogie i jest coraz więcej trudności w znalezieniu jakiś do wynajęcia.
Nie jesteś bogaty, nie chcesz rozwijać biznesu... Co jest takiego fascynującego w produkcji win, że aż tak cię to pochłonęło?
Robię napój, który sprawia, że ludzie się bawią i są radośni. Kiedy widzę przyjaciół, którzy się uśmiechają pijąc moje wino, to daje mi satysfakcję. Produkcja wina to właściwie pomieszanie rzemiosła i sztuki. To prawdziwa pasja – moja i mojej żony.
Jaka jest najstarsza butelka wina, którą masz?
Z 1963 roku. Dostałem ją od wujka.
Kiedy ją wypijesz?