
Borys Szyc dostał w tym roku na gali Węży dwie nagrody – za najgorszą rolę męską i, wspólnie z Sonią Bohosiewicz za najgorszy duet. Obie za udział w produkcji "Kac Wawa". Borys Szyc wygrywa już drugi rok z rzędu. – Nie brak mu talentu, ale bierze role, jak leci – uważa krytyk filmowy. Może dlatego, że nie ma wyboru?
"Wojna polsko-ruska"
Jako pierwsi Borysa Szyca (jeszcze pod nazwiskiem Michalak, które dostał po ojcu, podczas gdy obecne to panieńskie jego matki) docenili dzisiejsi dwudziestokilkulatkowie. Choć pewnie niewielu z nich o tym pamięta, siedemnastoletni Borys zadebiutował w dubbingu serii "Dragon Ball Z" postacią Vegety. Przez wiele lat jego kariera niemalże na tym się zatrzymała, wspierana tylko niewielką rólką w "Klanie" (studenta Krystyny Lubicz). W tym czasie Szyc kształcił się jednak w warszawskiej Akademii Teatralnej i (zaliczając epizody w kolejnych serialach) przygotowywał do większych wyzwań.
Czytaj więcej: "Układ zamknięty" to film, który musi wywołać burzę. Paweł Rey: Odzyskanie tego, co straciłem, nie jest możliwe
Co stało się, że zdolny młody aktor poszedł ścieżką, którą dekadę wcześniej wyznaczyli starsi koledzy, trafiając do niskobudżetowych komedii? Zdaniem Katarzyny Grynienko, Borys Szyc po prostu źle dobiera repertuar. - Szyc niezbyt konsekwentnie prowadzi się aktorsko. Myślę, że podjął trochę nierozsądnych decyzji, które – należy pamiętać – spowodowane były tym, co dzieje się na rynku – mówi i precyzuje: – Panuje u nas przeświadczenie, że film kasowy w Polsce to komedia, kiepska kalka z USA, w której konieczne są rozbierane sceny i przaśne dialogi.
Tym, którzy chcieliby ogłosić, że wraz z filmem "Kac Wawa" skończył się w Polsce Borys Szyc, wstrzymać się radzi Paweł Mossakowski, filmoznawca i recenzent. – Nie przykładałbym tak wielkiej wagi do Węży dla Szyca. Nie były za to, jakim jest aktorem, ale jaką rolę zagrał. W "Kac Wawa" nie mógł niczego pokazać – mówi i dodaje, że "ogromnego talentu Szyca w niczym to nie umniejsza".
"Najlepszą metodą zrobienia filmu o zasięgu światowym jest wyprodukowanie go „na świecie" – w koprodukcji z którąś z wielkich kinematografii, za większe pieniądze, w „ich” języku, częściowo z ich aktorami i z gwarancją zaistnienia na tamtejszym rynku kinowym. Tak powstał np. „Danton” Wajdy i wszystkie „Trzy kolory” Kieślowskiego, filmy Holland".
Żeby Szyc znów pokazał pełnię umiejętności, musi znów współpracować z zachodnimi filmowcami? W przypadku "Handlarza cudów", który był polsko-szwedzką koprodukcją, sprawdziło się na piątkę z plusem.
O filmie czytaj też na blogu Agnieszki Holland:
Dużo myślałam, robiąc ten film, o mojej praskiej przeszłości (jestem rówieśniczką Palacha i byłam niejako jego koleżanką, zaangażowaną w studencki wolnościowy ruch nadziei i bezradności). Dużo też myślę o tym, cośmy z naszą wolnością zrobili. CZYTAJ WIĘCEJ


