Były wiceminister sprawiedliwości zapadł się pod ziemię. Prokuratura wydała za nim list gończy, od 10 grudnia policja szuka go pod adresami, w których mógł przebywać – w Warszawie i poza nią. Ale miała go też szukać w ośrodkach Opus Dei, kontrowersyjnej katolickiej organizacji. Od lat media donoszą, że Marcin Romanowski jest jej członkiem i numerariuszem. Dziś wielu mu to wyciąga. Bo w kontekście jego ucieczki nabiera to jakby nowego znaczenia.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Ciekawi mnie jak Marcin Romanowski, numerariusz w Opus Dei, żyjący w celibacie, odnoszący się na każdym kroku z radykalnym katolicyzmem, łączy swoje przekonania z ucieczką przed wymiarem sprawiedliwości i faktem bycia ściganym listem gończym" – napisał w mediach społecznościowych europoseł Krzysztof Brejza.
Wielu komentujących ucieczkę Romanowskiego i list gończy za nim zwraca na to uwagę. Wątek numerariusza Opus Dei (łac. Dzieło Boże) szczególnie wybija się w ich opiniach.
To, mówiąc w skrócie, członek tej organizacji, który żyje w celibacie apostolskim. Mogą to być zarówno bezżenni mężczyźni, jak i niezamężne kobiety.
Wątek "Romanowskiego jako numerariusza" od pięciu lat przewija się przez media. Niektórzy piszą, że nim jest, inni – że był nim w przeszłości. Ale dziś, w kontekście obecnej afery, dla komentujących zdaje się nie mieć to wielkiej różnicy.
Kim jest numerariusz Opus Dei
O tym, że Marcin Romanowski jest numerariuszem Opus Dei, opinia publiczna dowiedziała się w 2019 roku z publikacji OKO.press.
"Numerariusze i numerarie, choć są osobami świeckimi i normalnie pracują zawodowo, żyją w celibacie. W pisemnych umowach z prałaturą Dzieła zobowiązują się do czystości, ubóstwa i posłuszeństwa przełożonym" – pisał serwis.
"Przewodnik katolicki" tłumaczy, że numerariusze zazwyczaj zamieszkują w ośrodkach Prałatury, pracują zawodowo, żyją w celibacie apostolskim i w całkowitej dyspozycyjności do zadań, jakie stawia przed nimi Prałatura.
"Każdy z nich uzyskuje dyplom wyższej uczelni oraz przechodzi program uniwersytecki z teologii i filozofii. Niektórzy z nich otrzymują stanowiska w zarządzie Opus Dei, wówczas nie podejmują pracy zawodowej" – czytamy.
Od pięciu lat wątek Romanowskiego jako numerariusza przewija się przez media. Raz – że nim jest. Innym razem – że był nim w przeszłości.
Sam były wiceminister sprawiedliwości nigdy publicznie nie odnosił się ani do tych doniesień, ani w ogóle do swoich prywatnych spraw.
Ale gdy w lipcu 2024 roku został zatrzymany w związku z nieprawidłowościami dotyczącymi Funduszu Sprawiedliwości, poseł PiS Paweł Szrot tak skomentował to w mediach społecznościowych:
"Szanowne Opus Dei, czy wasze wewnętrzne przepisy regulują sytuację, w której supernumerariusz wsadza za kraty numerariusza?".
Jak wygląda życie numerariuszy
Według OKO.press Marcin Romanowski jako numerariusz Opus Dei "dbał o formację religijną młodych członków tej organizacji, czyli wychowanie zgodne z naukami Josemarii Escrivy de Balaguera", założyciela organizacji.
"W pierwszej dekadzie lat dwutysięcznych był dyrektorem Ośrodka Akademickiego "Barbakan", luksusowego akademika i głównego męskiego ośrodka Opus Dei w Krakowie" – opisywał serwis.
Informację tę, w artykule pt. "Numerariusze pod Wawelem", w 2010 roku podała "Gazeta Krakowska". Pisała wtedy, że Marcin Romanowski był wówczas od sześciu lat członkiem Opus Dei.
Jak bardziej szczegółowo wygląda życie numerariuszy? Był nim m.in. Jakub Banaś, syn szefa NIK. Po 10 latach odszedł jednak z ośrodka Opus Dei.
"Byłem numerariuszem, czyli osobą, która zobowiązała się do tego, by żyć w celibacie. To była taka roczna umowa, co roku odnawiana" – opowiedział w rozmowie z Tomaszem Sekielskim i Magdaleną Rigamonti. Pojawił się w niej również wątek polityków, w tym Marcina Romanowskiego.
"Przekazuję zarobek do kasy domu, wcześniej regulując swoje wydatki i potrzeby, ale uwzględniając w tym ducha chrześcijańskiego ubóstwa i zdrowy rozsądek. Są napięcia, bo czasem ktoś oddaje 4000 zł, a czasem 400 000 zł, w zależności od zawodu i pełnionej funkcji" – czytamy.
Ogólnie, jak twierdzi, życie numerariusza jest trochę nietypowe, ale jego codzienność podobna do zwyczajnego życia wielu ludzi.
"Często kończy studia wyższe, stara się zdobyć dobrą pracę i dąży do przemiany jej w duchu chrześcijańskim. Mając na horyzoncie zadania, jakie proponuje mu duch Opus Dei, inwestuje swój czas, energię i zdolności w ich realizację. Chce być mężczyzną biorącym odpowiedzialność za siebie i najbliższych" – czytamy.
O duchu chrześcijańskim nie wspominając.
Nauczyciel o Romanowskim: "Był prymusem"
Marcin Romanowski, rocznik 1976, urodził się w Skrwilnie w woj. kujawsko-pomorskim. Studiował prawo w Toruniu i w Ratyzbonie. Na UKSW w Warszawie robił doktorat. Tu w 2002 roku chciał zostać radnym z ramienia listy Julii Pitery. Potem został ekspertem w sejmowej komisji śledczej badającej aferę Rywina.
"Do stolicy przyjechał ze wsi, gdzie wychował się wraz z dwójką rodzeństwa i rodzicami, którym pomagał w prowadzeniu gospodarstwa. To właśnie wieś jest jego azylem, do którego chętnie ucieka z zatłoczonej i głośnej Warszawy. Kojarzy mu się z dzieciństwem i ukochaną rodziną" – pisał o nim prawicowy portal Do Rzeczy.
Cytował Romanowskiego, który opowiadał:
– Rodzice prowadzili gospodarstwo rolne, które po rodzicach przejął mój brat. Praca w gospodarstwie była dla mnie bardzo wartościowym doświadczeniem. Nasz dom był typowo polskim domem, gdzie panowała zwykła normalność i chrześcijańskie wychowanie.
Skrwilno to mała miejscowość.
Jego były nauczyciel historii z pobliskiego Rypina mówił w rozmowie z "Wyborczą", że "wioska jest z tych biedniejszych, ale akurat rodzina Marcina była dobrze sytuowana".
"Skrwilno w powiecie rypińskim uchodzi za najbardziej bogobojną gminę, z tradycjami religijnego wychowania. Wielu chłopaków stamtąd, których uczyłem, wybrało seminarium duchowne, bo to dla nich była szansa na lepsze życie. Zresztą tak jest do dziś" – powiedział Marek Błaszkiewicz.
Wspominał, że Romanowski był prymusem, był bardzo zdolny, inteligentny i grzeczny.
"Trudno uwierzyć, że to ten sam człowiek" – powiedział w maju tego roku.
Afera z Funduszem Sprawiedliwości na dobre już się rozkręciła.
Romanowski wrogiem ideologii gender
Jak radykalny w poglądach był Marcin Romanowski, chyba nie trzeba przypominać. Wspomnijmy tylko, że chciał wypowiedzenia przez Polskę antyprzemocowej konwencji stambulskiej,bo to "bełkot" i "genderowa propaganda". Był wrogiem ideologii gender.
"Nie pozwolimy na legalizację związków homoseksualnych i adopcję przez nie dzieci w naszym kraju. Chronimy polską tożsamość i kulturę przed obcą nam ideologią LGBT" –mówił w wywiadzie dla "Naszego Dziennika" w 2021 roku.
Rok później społeczność LGBT określił na antenie Radia Maryja jako "zinstytucjonalizowaną dewiację".
Dlatego dziś, mając w pamięci jego radykalizm i chrześcijańskie wartości, ludzie dziwią się, jak może ukrywać się przed wymiarem sprawiedliwości. I niektórzy wyciągają mu właśnie Opus Dei.
Ktoś pisze: "Romanowski, numerariusz w Opus Dei, żyje w celibacie, obnosi się na każdym kroku ze swym radykalnym katolicyzmem, ale nie przeszkadza mu ucieczka przed wymiarem sprawiedliwości".
Inny: "Romanowski jest numerariuszem Opus Dei. Tam go trzeba szukać".
Jak ustalił "Newsweek", policjanci odwiedzili już prałaturę Opus Dei przy ulicy Górnośląskiej w Warszawie oraz mazowieckie oddziały organizacji.
"Proszę zobaczyć, na jakich dwóch biegunach są Roman Giertych i Marcin Romanowski. Przecież nie ma mowy, żeby w Opus Dei tworzyć jakiś monolit polityczny. Ci panowie są co prawda w jednej organizacji, ale najchętniej pewnie widzieliby siebie nawzajem gdzieś na Białołęce w więziennym apartamencie".