
Media społecznościowe to wiele nowych możliwości, ale też kłopoty. Szczególnie kiedy nie wiemy czy traktować nasz profil jak prywatny czy jako publiczny. A co za tym idzie, czy nawiązywać przez niego kontakt ze współpracownikami i przełożonymi? Na razie trudno znaleźć odpowiedź na to i inne pytania, ale będą się one pojawiać kiedy będziemy nabierać praktyki w posługiwaniu się Facebookiem, Twitterem czy LinkedIn.
REKLAMA
Kolega z działu ma w znajomych na Facebooku szefa. Ja też powinienem czy zbyt słabo go znam i przełożony uzna to na zbytnie spoufalanie się? Walczę o awans, a mój konkurent jest internetowym kolegą szefa – mam jeszcze jakieś szanse? Te i wiele innych wątpliwości zaczęły pojawiać się, kiedy naszą wirtualną przestrzenią zawładnęły serwisy społecznościowe. Dlatego coraz bardziej widoczna jest potrzeba stworzenia internetowego savoir-vivre'u.
Zobacz też: Savoir vivre: Jak nie wyjść na buraka przy stole, powitaniach, przedstawianiu sobie osób [wywiad]
Przekonał się o tym na przykład sędzia z Florydy, którego odsunięto od sprawy, bo oskarżyciel był jego znajomym na Facebooku. "Trzeba się zastanowić, czy tak samo byłoby, gdyby obaj należeli do tego samego klubu golfowego" – zauważa Don Peppers w felietonie na LinkedIn. Dlatego będąc obecnym w sieci trzeba być znacznie ostrożniejszym niż kiedy internet nie był tak obecny w naszym życiu.
Czasem Facebook czy LinkedIn może być naszym sprzymierzeńcem, ale przez chwilę nieuwagę może stać się źródłem kłopotów. Z jednej strony możemy więc dzięki nim nawiązać lepsze kontakty z szefem (i odpowiednio stworzyć wrażenie bratania się z pracownikami), z drugiej zostać posądzony o zbytnie spoufalanie się i stracić szacunek podwładnych. Dlatego też niezwykle ważne jest przeanalizowanie sytuacji i zastanowienie się, na ile można sobie pozwolić w konkretnej sprawie.
Źródło: LinkedIn
