– Uciekam od kłótni przy stole i całych przygotowań – mówi naTemat Weronika, która tuż przed Wigilią "ewakuowała się" z Polski do Włoch. Specjalnie na święta, żeby tylko uniknąć rodzinnych "dram". Jedni świadomie planują grudniową ucieczkę. Inni łapią okazje, bo to dla nich jedyna szansa, żeby poczuć święty spokój. Albo po prostu, żeby "przetrwać" ten czas.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dla niektórych Święta to paradoksalnie najgorszy czas w roku. Kiedy wielu z nas nie może doczekać się choinek, prezentów i rodzinnych spotkań, oni już od tygodni planują, co zrobić, by nie wziąć udziału w "szopce". Tak o Bożym Narodzeniu mówi mi Weronika.
Na co dzień mieszka w Warszawie, studiuje i pracuje. Rodzinę ma na drugim końcu Polski. Kiedy pytam o jej grudniowy wyjazd do Włoch, najpierw odpowiada krótko, że to ucieczka od kłótni rodzinnych i całego stresu związanego z przygotowaniami.
Dalszy ciąg artykułu pod naszą zbiórką – pomóżcie seniorom razem z nami!
Ale takie historie zwykle mają drugie dno. – Odkąd dziadkowie odeszli i święta nie są już organizowane u nas, większość rodziny straciła ducha świąt. Wiem, że mama kocha Włochy i w ten sposób mogłam ją najlepiej na to namówić. Już od dawna nie spędzamy świąt wszyscy razem – przyznaje dla naTemat.
Weronika nie ukrywa, że jej rodzina jest podzielona, święta przy jednym stole w ogóle nie wchodzą w grę. Dlatego wyjechały we dwie, z mamą. – Ta część rodziny, w której są jeszcze małe dzieci, nadal obchodzi tradycyjne święta. Druga część, od siostry mamy, jest zupełnie inna. Tam najczęściej mamy zaproszenie na Wigilię. Tylko że oni już dawno stwierdzili, że nie chcą prezentów, potrawy im nie smakują i generalnie pytają, po co ta cała szopka – opowiada.
Z opowieści Weroniki może wynikać, że dla niej to sytuacja idealna – wyjechać i się odciąć. Ona jednak nazywa to jedynie "formą przetrwania". – Na filmach jak zwykle wszystko wygląda bardziej kolorowo. Po weekendzie wracam do Warszawy – dodaje.
"Kiedy, jak nie teraz?"
Kamila ma zupełnie inną sytuację i od razu mi zaznacza, że to wcale nie była ucieczka. Chociaż zdecydowała się na przygodę życia, bo przełom roku to dla niej podróż przez Australię i Nową Zelandię. Ma 31 lat, na co dzień żyje w stolicy.
Pytam, co na to jej rodzina, że nagle postanowiła wyjechać i zostawić wszystkich w święta. – Odpowiedź jest banalna. Kiedy byłby w odczuciu innych lepszy czas? Czy taki istnieje i kto o tym decyduje? – odbija piłeczkę.
Z jednej strony rodzina Kamili mogła się trochę przyzwyczaić. Zwiedzała już różne zakątki świata i bardzo lubi taki styl życia. No ale kto to widział uciekać na Boże Narodzenie i Nowy Rok?
– Jestem w takim wieku i momencie życia, że więcej obserwuję, słucham. I wiesz co, dla większości zawsze znajdzie się dobra wymówka, na przykład "nie", bo czas na dzieci, "nie", bo walczę o awans, "nie", bo zmieniam mieszkanie. A potem "nie", bo są już dzieci i za daleko, brak sił i uciekające lata. Ja tak nie chcę – tłumaczy nam Kamila.
Do spędzania świąt ma... praktyczne podejście. – Świętujemy znacznie częściej niż raz w roku, także nikt nie jest na tym wyjeździe stratny. Życie jest jedno i chcę je przeżywać, a nie tylko czekać, odbębniając narzucone standardy. A święta i czas rodzinny uwielbiam. Rodzice już zaplanowali trzy dni wolnego, żebyśmy oglądali razem zdjęcia, jak pojadę do nich po powrocie – broni się.
"Mama obraziła się na dwa tygodnie"
Święta pod palmami wybrała też Iza ze swoim parterem. Do Polski wrócą dopiero 26 grudnia, czyli w sumie już po całym "zamieszaniu".
– Postanowiliśmy nie dzielić świąt na pół. Pochodzimy z innych miast, a nasze rodziny się nie znają, więc poprzednie trzy razy kończyły się jeżdżeniem między miastami. Atmosfera przy stole wigilijnym była mniej kusząca niż wysokie temperatury w Dubaju, ucieczka okazała się znakomitym pomysłem – przekonuje.
Ten plan jednak nie wszystkim się spodobał. – Moja mama była obrażona chyba przez dwa tygodnie i kazała obiecać, że to pierwszy i ostatni raz. A cała reszta pozytywnie nam zazdrościła – twierdzi Iza.
– A może poszliście na łatwiznę i po prostu zwialiście, bo tak było wygodniej? – dopytuję na przekór.
Dubaj w ogóle nie kojarzy się z Bożym Narodzeniem, a mimo to nasza rozmówczyni zauważa, że i tam dopadły ją świąteczne tradycje. – Chociaż przeważają tu Muzułmanie, to nie brakuje choinek, Mikołajów i świątecznych hitów. Nawet siedząc pod palmami, właśnie słyszę "All I want for Christmas is you" – śmieje się Iza.
Podobne odczucia ma Klaudia, która do ostatniej chwili szukała kogoś na wyjazd, byle tylko uciec na święta z Polski. Ma 29 lat i mówi, że nie czuje "tej całej magii". Na ostatniej prostej dopięła w kalendarzu wycieczkę do Egiptu. Leci z koleżanką, chociaż misja nie do końca się udała, bo dopiero w drugi dzień świąt.
– Jeśli chodzi o wyjazd z domu na święta, to najchętniej wyjechałabym na całe – odpowiada krótko Klaudia.
"Chciałem wyjechać. I pożałowałem"
Czasami takie pomysły trochę weryfikują nasze podejście do życia. Paweł naoglądał się filmów, gdzie ludzie bawią się w Boże Narodzenie na rajskiej plaży. Dwa lata temu specjalnie zostawił urlop na grudzień, żeby zrobić dwutygodniowy wyjazd na Święta i Nowy Rok.
– Miałem wtedy 29 lat, pomyślałem, że to idealny moment, żeby zrobić coś po swojemu. Do tamtej pory obchodziliśmy bardzo rodzinne, katolickie święta, razem z partnerką odwiedzaliśmy bliskich – wyjaśnia.
Wybrali Malediwy, które "wysypały" im się wcześniej przez pandemię. – Święta to był idealny moment, nie chcieliśmy znowu tego przekładać. Bliscy krzywo się na nas patrzyli, ale chyba też widzieli, że potrzebujemy wyrwać się gdzieś na dłużej, tylko we dwoje. No i polecieliśmy – wspomina Paweł.
Miało być bajkowo. I podobno było, do momentu, aż w Wigilię zdzwonili się z rodzinami. – Wtedy tego nie powiedziałem, ale chciałem po prostu wyjść z hotelu i znaleźć się w domu. Wcześniej w życiu bym nie pomyślał, że zacznę tęsknić ze pierogami czy tym całym zgiełkiem. Byliśmy we dwoje, ale poczuliśmy się dziwnie. Widzieliśmy palmy, plażę, tylko co z tego? – zastanawia się.
W rozmowie z nami ma jedną radę dla tych, którzy marzą o ucieczce z domu na święta. – Są różne sytuacje, rozbite rodziny, zła atmosfera. Wtedy jest pewnie prościej się wyrwać. Po czasie nawet cieszę się, że spróbowaliśmy, bo to był genialny wyjazd, ale dzisiaj przemyślałbym dwa razy. Raczej odłożyłbym coś takiego na inny miesiąc. Może nawet warto zostać dla tej kłótni przy karpiu raz w roku – żartuje na koniec.
Wiecznie tylko kłótnie, temat rozwodu, narzekania. Skoro mam wybór, to czemu muszę się na to pisać? Jak wrócimy, pojedziemy do brata mamy do dzieciaków i już po tym, jak opadnie cała stresująca atmosfera. Na spokojnie spędzimy z nimi trochę czasu.
Weronika
O ucieczce na święta za granicę
W naszym przypadku jeżdżenie na święta oznaczałoby rozłąkę i chyba to był główny powód ucieczki. A tradycje, to tylko tradycje - nikt nie powinien ich narzucać. Szczególnie, że żadne z nas nie chodzi do kościoła, więc i tak w kwestii świąt, jak większość osób, wybieramy sobie to, co nam odpowiada.